Patriotyzm, kontynentalizm, globalizm

2013-04-14 10:44

 

W powyższym tytule zawarty jest jeden z poważniejszych problemów dysputy polskiej (nawet jeśli słowo „dysputa” jest przesadą).

A

Historia – ta przez Duże H – dała światu pojęcie Narodu. Odpowiada mi ten koncept, który wiąże pojęcie „narodu” z „inclusive fitness”. Pojęcie nie jest szerzej znane, więc chwile wyjaśnień.

Idea “inclusive fitness” (praktyki jednoczącej), albo “kin selection” (związek pokrewieństwa, rodowy), jest ważnym komponentem współczesnej teorii ewolucji. J.B.S. Haldane (Population genetics. New Biology, 1955) pojmował ten process  jako deklarowaną gotowość społecznego „kojarzenia” się z braćmi czy kuzynami (im silniejsze pokrewieństwo, tym większa gotowość), a nie z osobami powiązanymi z nami inaczej (interesy, sympatia). Idea została najbardziej spopularyzowana przez W.D. Hamiltona (The genetical evolution of social behavior. Journal of Theoretical Biology, 1964).

 Główny nurt koncepcji objaśnia “inclusive fitness” jako pole “uprawiania altruizmu społecznego” wywiedzionego z altruizmu psycho-mentalnego. Dawkins-owski gen jest samolubny, a człowiek jest wykorzystywany jako zaledwie „survival machine” dla genów (Dawkins, 1989). W każdym razie swoisty „fundusz genów” (jako swoisty informatyczny „bit antropomorficzny”) zostaje konsekwentnie przenoszony z pokolenia na pokolenie. W ten sposób dokonuje się process reprodukowania zachowanych pakietów genów, ale też w ten sam sposób przenoszone są (biologiczne) relacje międzyludzkie, każące nam preferować pokrewieństwo kosztem innych nośników uspołecznienia. Dotyczy to nie tylko człowieka, ale też całego świata ożywionego (Maynard Smith, The theory of evolution. New York: Cambridge University Press , 1995).

 Niekiedy działania altruistyczne nie dotyczą wyłącznie krewnych. Na przykład opieka nad niedojrzałą generacją niemowląt, dzieci, młodzieży u wielu gatunków wymaga wspólnej bezinteresowności wszystkich “dorosłych”. Pokazuje to mechanizm “kulturowo-cywilizacyjny” blokujący dyskryminację w ramach wspólnoty (stada, ławicy, lotu), co zresztą pozwala tym łatwiej zdefiniować “obcego”.

Zatem rozmaite zawołania narodowe (kwestia istnienia świadomości narodowej, czyli kwestia postrzegania własnej zbiorowości jako narodu, wspólna kultura, język, religia, pochodzenie etniczne, styl życia, pismo, nazwa, hymn, symbole, pamiątki, dziedzictwo, stereotypy, itd., itp.), dające poczucie odrębności i wewnętrznej konsolidacji równie silne jak wspólna mowa czy wspólne doświadczenia budujące etosy – można wywodzić z więzów krwi pojmowanych jako „korporację genów” (osobiście dokładam do tego pojęcie „podróży wenalnej”, czyli kierowania się człowieka uniwersalną, ale zarazem kosmiczną i biologiczną „racją”, która zostaje mu „wpisana” u początków życia i z jej udziałem człowiek radzi sobie w procesach uspołecznienia).

Naród – w zależności od swojej wielkości – jest w stanie zapewnić sobie samowystarczalność eksploatując określone „ekozasoby”. To oznacza, że powiernik, delegatura narodu, mniej więcej tożsama z Państwem, dąży do zabezpieczenia na wyłączny użytek umocowującego go Narodu określone terytorium: minimum tyle, ile zapewni przeżycie własnymi siłami, a jeśli okoliczności historyczne pozwalają – w rozmiarach imperialnych, w ramach których będzie dokonywany wyzysk „obcych” przez Naród.

W ten sposób jednak Narody zastawiły na siebie pułapkę: generowane przezeń sieci, struktury i systemy, a wraz z nimi podmioty gospodarujące, urzędy, organy, służby –pęczniejąc – wyrastają ponad, wyradzają się z macierzystych środowisk, alienują się wobec Narodu (alienacja: wyobcowanie, przeciwstawienie, przemożność, powodowanie). W tym sensie proces globalizacji rozpoczął się wtedy, kiedy pierwsze hordy zostały zespolone w większe organizmy społeczne drogą fuzji, podboju, traktatu o nieingerencji.

B

Współcześnie, od kilkudziesięciu lat, mamy do czynienia z procesami kontynentalizmu: prekursorem są tu Rosja-ZSRR, USA, Chiny, Indie i (brnąca w ślepą uliczkę globalizacyjną) Arabia. Najwięcej z tym problemów natomiast (ze względu na odziedziczone po Helladzie zadęcia demokratyczne) ma Europa.

Kontynentalizm polega na oderwaniu Państwa od Narodu i włączenia go w „nad-obieg” polityczny: mimo rozmaitych podstępów propagandowych niemożliwe jest istnienie czegoś takiego jak „naród radziecki” czy „naród amerykański” (podobnie jak brazylijski czy jugosłowiański), zatem nieuchronna jest patologia polegająca na tym, że Państwa „urywają” się spod kontroli Narodów (nawet, jeśli nie miały silnej legitymizacji, to jednak reprezentowały przeze wszystkim Naród i stąd czerpały swoją podmiotowość), a przeistaczają się w „zarządy filialne” jakiegoś mega-organu, którego dojrzała postać jeszcze nie istnieje (używam od dawna ekonomicznego pojęcia Potential World Economic Center, ale nie oddaje ono sensu tego, co tu opisuję, jest jedynie aspektem).

Jest oczywiste dla każdego obserwatora wydarzeń publicznych, że Państwa (te europejskie, albo stany amerykańskie, albo stany indyjskie, albo republiki radzieckie, albo chińskie prowincje) zupełnie porzuciły już zainteresowanie racjami ludowymi (obywatelskimi), wolą współdziałać w „centralą” kontynentalną. Aby to zobrazować, podam, że Unia Europejska, przy ludności ok. 500 milionów, jest polem rządów wyalienowanej „społeczności” nie większej niż 5 milionów, która zarządza „sferą władzy” unijnej. Są to ludzie pozostający poza jakąkolwiek kontrolą (poza wewnętrzną hybrydową multi-strukturą), wolni są również od kontroli europarlamentarzystów. I mówimy nie tylko o osławionej biurokracji europejskiej.

C

Proces globalizacji, tak jak go rozumiemy potocznie (zespalanie się fenomenów narodowych, państwowych, gospodarczych w jeden mega-system) rozpoczął się od ustanowienia gospodarczych megatrendów światowych (patrz: Szlak Jedwabny, ale rzeczywistymi pierwszymi – były więzi kolonialne, np. masowe transporty afrykańskiej siły roboczej do Ameryki, drenaż przez Europę dóbr z całego świata). Dziś sieć powiązań handlowych, korporacyjnych, finansowych i zbrojeniowych jest w miarę ustabilizowana, nawet jeśli uwzględnić najpoważniejszą rozgrywkę mocarstw dotyczącą Azji Centralnej.

Globalną grę (bo jeszcze nie są to procesy integracyjne) prowadzą ze sobą „aparaty PWEC”, przede wszystkim USA, Chiny, Rosja (Europę wyeliminowały jej problemy integracyjne, trwające od ok. 20 lat). Czyli te najmocniej zmilitaryzowane. Oznacza to, że Świat-Ziemia jest w stanie wojny, której nikt nikomu nie musiał wypowiadać: kluczowi gracze najpierw wyciągają rewolwery, a potem negocjują globalne dobra, wartości i możliwości, o jakie grają. Z procesem kontynentalizacji nie ma to wiele wspólnego, tym bardziej z procesem dojrzewania narodów.

 

*             *             *

Konsolidacja narodowa, kontynentalizacja i globalizacja – to trzy zupełnie różne jakościowo procesy polityczne. Pierwszy z nich jest w swej istocie organiczny, drugi ma charakter interesu ekonomicznego, trzeci – jest najpodlejszym, najbardziej parszywym procederem eksploatacyjno-zbójeckim.

Mało w tym wszystkim optymizmu. Pytanie – czy byłby on tutaj na miejscu?