Pasterz
ORATORIUM DZIEWIĄTE
„PASTERZ”
Wielu Polska wydała Wybitnych Rodaków
Mnogich dała swych synów na pożytek światu
Każdy z nich zapisywał rozdziały Historii
Każdy Polsce przydawał zasłużonej glorii
A najwięcej sympatii dla Polski wyswatał
Ten o którym Watykan rzekł: habemus papam
On to bowiem przybywszy „z kraju dalekiego”
Dał świadectwo oddania swej wierze wielkiego
Totus tuus – ogłosił Pani Matce Boskiej
I nauczał wszem wobec, że Bóg jest Miłością...
* * *
Gdzieś w Beskidach na Śląsku, w klimacie surowym
Narodził się onegdaj świata papież nowy
A tam dokąd wsze drogi wiodą, w Rzymie Świętym
Jego rozdział na Ziemi już stał się zamknięty...
Mąż to wielki był stanu, rozumem nad rzesze
Wyrósł choć nigdy pychą i chwalbą nie zgrzeszył
Jawił się jako dobry i ciepły przyjaciel
Ojcem ludziom był wszystkim, kolegą i bratem
Jakowoż nawet bliscy mu w życiu codziennym
Widzieli w nim kapłana i ten dar bezcenny
Powołania Bożego, obcowania z Niebem
Kiedy dzielił się słowem swym jakoby chlebem
Kiedy Ziarno siał wokół na dusze spragnione
Gdy dodawał odwagi sercom wylęknionym
Gdy wybaczał swym wrogom ich czyny niegodne
Kiedy wiatrom przeciwnym dał czoło pogodne
Gdy ucałował Turka bezbożnego czoło
Kiedy o sprawiedliwość na cały świat wołał
Kiedy cześć swą oddawał ludziom uciśnionym
I Ziemi swej ojczystej ciężko doświadczonej –
Wszyscy czuli się dziećmi Pasterza-Mocarza
Który nigdy nikomu siłą nie zagrażał
A jednak świat odmienił i tak nim obrócił
By do wiary początków boży lud powrócił
By szczególnie kto młody poczuł oddech Nieba
I skosztował boskiego świątecznego Chleba
Doprawdy cud jakowyś i nieznane blaski
Składały młodym ręce w burzliwe oklaski
Aby pojąć choć w części jego wielką rolę
Trzeba znać wszelkie świata dole i niedole
Jak się tkają Historii długie barwne wstęgi
Jak się Dziejów rozchodzą niewidzialne kręgi
Poznać trzeba co skutkiem – a co jest przyczyną
I odgadnąć co Prawdą może być jedyną
Trzeba ufać w Dar Bożej Wiary i Miłości
I Rozumu co w sprawach i ludziach zagościł
Więc należy się cofnąć ku czasów kolebce
I posłuchać co przekaz pokoleniom szepce...
* * *
Teraz słowa nastąpią dalekie od święta
I niech każdy tę mowę sobie zapamięta
Bo kiedy biskup Rzymu staje w doczesności
Jako każdy mąż stanu gra z innymi w kości
Sięgamy oto w głębię dawnych dziejów świata
Aby pojąć co dzisiaj wokół nas się splata
Pytamy o zdarzenia tajemnicze, dawne
Aby to co dzisiejsze stało się nam jawne
Czasu zatem onego w kulturach Orientu
Narodził się był zwyczaj odprawiać zaklęcia
W miejscach wielce tajemnych i w czasie sekretnym
A także w sytuacjach wielce niekonkretnych
Jednym słowem: w meandrach dziejów się zdarzało
Że jakaś tajna wielce grupa spiskowała
Nie były to zaś gusła i tajemne czary
Tylko wyrachowane rządów kuluary
Jakiekolwiek by były oficjalne rządy
Spod skorupy formalnej inny świat wyglądał
Świat dyskretnej narady i tajemnych knowań
Świat wyrafinowanej gry – tę zaś budował
Chytrze ktoś nieznajomy i nierozpoznany
Po trzykroć w sekretnościach zakamuflowany
Trzy filary takowym sekretem rządziły:
Pierwszy – to tajemnica żeś w tym gronie miły
Żeś stał się prawym członkiem tajemnej jaczejki
Ni żona, ni przyjaciel, ani człowiek wszelki
Wiedzieć nie mógł pod karą największą z możliwych
Drugi – to cel nieznany, którego nikt z żywych
Nie zna i nie wie nawet jaką celu cząstkę
Tworzy do wspólnej puli jako swą nawiązkę
Trzeci – to niewiadoma nikomu struktura
Kto w niej tkwi nie wie nawet gdzie jest sama góra
A gdzie doły najniższe: dochodzi do tego
Że nawet będąc szefem – nie odczuwasz tego
Zatem trojga rygorów rządzi tajemnica
Całość zaś się nazywa krótko: to – MATRYCA
Z dawnych czasów matryce dotrwały do dzisiaj
I wiele matrycowych mamy dzisiaj przysiąg
Tajne rządy w sekretnych po tysiąckroć trybach
Dzieją się gdzieś obok nas, wcale nie „na niby”
Tajne bractwa czy loże, czy służby specjalne
To przecież matrycowy wokół świat realny!
Jeśliś człek poświęcony jest publicznym sprawom
Jeśliś w samorządowej lub państwowej nawie
Alboś dusz lub biznesu wziętym menedżerem
Zasiądłszy więc stanowczo za Historii sterem
Masz by spraw widzieć przebieg pozycję dogodną
Możesz publiczne rzeczy oceniać swobodnie
Wtedy łatwo napotkasz okolice takie
Które nijak wyjaśnić nie da się inaczej
Jak rządów jakichś dziwnych podskórnym działaniem
Tych-to nazwać nie sposób, choć są odczuwane
Jeśli czujesz że dzieje coś się wokół ciebie
Jeśli zmysły cię mylą, acz znaki na niebie
I na ziemi wskazują na nieznane rządy
Jeśli rzecz, którą widzisz, inaczej wygląda
Niźli opis jej zwykły i powszechnie znany
Jeśli czegoś nie umiesz wyrazić słowami
Choć masz pewność nieomal dosłownie zmysłową
Że jest i że wpływa na twój czyn i słowo
Jeśli czujesz że wokół ciebie marionetki
Jakiejś siły nieznanej, jakby tajnej sieci
Jeśli rozum twój przeczy twemu doświadczeniu
Jeśli wszystko wbrew prawom wokół się odmienia
Jeśli sprawy się dzieją mało zrozumiałe
Jeśli los twój się staje zgoła niebywały
Jeśli wszystko co robisz ma odmienne sensy
Jeśli plotą się wokół nonsensy-bezsensy
Jeśli tracisz w swym dziele oparcie gruntowne
Jeśli wspiera cię jakieś działanie wymowne
Albo ścianę jakowąś napotykasz w dziele
Choć wysiłku weń wkładasz – efektu niewiele
- to oznacza żeś zmysły zapewne postradał
Albo chaos twym życiem niepodzielnie włada -
Lecz najpewniej dosięgły ciebie matryc znaki
I dają ci świadectwa obecności takiej
Przemożne - choć rozumem całkiem niewidzialne
O Świecie i Historii decydują walnie
Co się tyczy żywota Karola Świętego
Możemy się domyślać czegoś podobnego…
* * *
Matryce już okrzepły, moc ich spowszedniała
Część z nich już przeszła w niebyt, nowych jest niemało
Jak zwykle w takich sprawach, są matryce-niby
Udają same siebie, rosną jako grzyby
Nie przeraża mnogość ich, ale myśleć daje
Nam, szarakom nadzieję pieścić pozostaje
Że na poły tajemne te niby-matryce
Nie wygubią nam losów, wesprą nasze życie
Oto znamy Historię, co na oczach niemal
Dzieje się i świat wokół na inny odmienia
Za naszego żywota coś wielce ważnego
Staje się i rozwija: choć nie znamy tego
(nie zdołamy zrozumieć tych zdarzeń zupełnie)
Opatrzności – czujemy – nakaz się wypełnia
Więc wypada się przyjrzeć jak najnowsze dzieje
Odwracając świat cały niosły nam nadzieję:
Posłuchajmy przez chwilę pewnej opowieści
O historii co w ludzkiej głowie się nie mieści
O carze-sekretarzu i diable wcielonym
Co w radzieckiej krainie rządził w czasach wojny…
Mało już pozostało tych co duszą własną
Widzieli jak ktoś inny co na wieki zasnął
Ktoś nie będący wcale kaznodzieją bożym
Choć równie wielkie sławą imperium utworzył
Odchodził pośród płaczu i wielkiej histerii
Pośród szlochów najszczerszych oraz bigoterii
Postać była to mroczna – choć szczerze wielbiona
Wielki smutek był po niej, żałoba szalona
Kiedy skonał ów bat’ka, z urodzenia Gruzin
Drużynnik leninowy, sławny pośród ludzi
Którzy szczerze, serdecznie jego uwielbiali
I drżącymi ustami powtarzali: STALIN
Kiedy zatem na niego pora przyszła owa
Niemal każdy Rosjanin szczerze go żałował
Ale nie dość że łkali bliscy mu rodacy
Inne też łkały nacje, w ich liczbie Polacy
Ojcem bowiem surowym był połowy świata
Ale ojcem rodzonym – brat więc objął brata
Łzy puszczając rzęsiste i głosząc swój lament
I przyjmując najszczerzej ojcowy testament
Zawarty w licznych pracach opublikowanych
Wznawianych też wielekroć pośród DZIEŁ ZEBRANYCH
Zamierał ruch po miastach, stawały fabryki
Barwnie liczne po kraju kwiecono pomniki
Nikt na wiece nikogo siłą nie wyganiał
Tamże ludzi szła siła nie do zrachowania!
Podejmowano wielkie produkcyjne czyny
I wszędzie czczono pamięć wielkiego Stalina
Pośród szczerych i świętych słów żałoby pełnych
Zdarzały się naonczas postawy bezczelne
Jednym okiem ktoś płakał i łzy gęste ronił
Drugim okiem karierę konkurenta gonił
Jedną ręką znak dawał swej rozpaczy wielkiej
Drugą ręką zagarniał patrymonium kęsy
Cóż owo patrymonium naprawdę znaczyło?
Ano – władzę przemożną, władzę wszech-jedyną
Bezwzględną także rację skupioną w osobie
Należną mu wyłączność – zanim spocznie w grobie
Panem był on dla życia i śmierci bliźniego
Lepiej rzec wypadało: swego poddanego
Patron łaski rozdawał – i skreślał wyroki
Niedopuszczalne były wbrew niemu wyskoki
Mało ludzi widziała Historia tak wielkich
Okrutnych panów świata, wydawców praw wszelkich
Kiedy żywot zakończył gruziński patrymon
Tyran i samowładca, despota dwóch imion
Ów Josip Dżugaszwili, ów syn Wisariona
Co żył pomiędzy wrogi – i wśród wrogów skonał
Ciemiężca ów, suweren – gdy skończył żywota
Spotkała go największa w karierze zgryzota
Zewłok jego nie zaznał Mauzoleum chwały
A na XX Zjeździe psy na niego plwały
Pozostawił imperium mocarne i wielkie
Pierwsze w świecie w swej mocy ponad miary wszelkie
Spytał kiedyś, gdy go o papieża pytali:
„Ileż on ma dywizji, które go ocalą?”
Wierzył w siłę materii zbrojnej, krwawej, butnej
Dosłownej, bezlitosnej, bezwzględnej, okrutnej
I choć przed nim aparat kajał się i słuchał
Stalin nie bardzo wierzył w moc ludzkiego ducha
Nie wierzył w siłę prostą ludzkiego sumienia
I w tę boską Opatrzność co światy odmienia
* * *
A tymczasem śmierć jego uwolniła z więzów
Orientalną tradycję spisku tajnych mężów
Zatoczyła okręgiem swoją długą drogę
Sekretnych stowarzyszeń szedł poprzez świat ogień
Z Orientu ku Europie poprzez chrześcijaństwo
Trawił tam po kolei wciąż za państwem państwo
Ustanawiał dynastie, sterował postępem
Aż wreszcie ku Sowietom skierował zastępy
Za epoki Breżniewa budował swą glebę
I rozpoznawał sprawy na swoją potrzebę
A gdy głasnost’ nastała oraz pierestrojka
Ze Środkowej Europy wyszły krasne wojska
Skończyła się Układu Warszawskiego przemoc
I kraje satelickie ogarnęła niemoc -
Wtedy wyszły matryce niemalże z ukrycia
I rozpostarły macki odmieniając życie
Polonii i Madziarii, Germanii, Bałkanów
Dały tym krajom nowych, zgoła innych panów
Cała Europa Wschodnia została objęta
Wojną ducha z materią, wojną niemal świętą
Ten zatem region świata stał się rozsadnikiem
Światowych ważnych przemian został przodownikiem
Rozleciało się z hukiem imperium radzieckie
Obaliły się mury, a siły zdradzieckie
Ustąpiły przed ludu szczerym entuzjazmem
I stały się przemiany globalne i ważne
Nie ma chyba zwątpienia pośród znawców rzeczy
Żaden z profesjonałów raczej nie zaprzeczy
Że nad tą rewolucją czuwali mocarze
I zdaje się że dali nam ją oni w darze
Że prominentnych była tu sterników para
Duet, który ruinę komuny wystarał
Tandem, który świat zmienił od podstaw zastanych -
A byli to: Jan Paweł II-gi wraz z Reaganem
Oni to – mając w rękach sznurki niezliczone
Odgrywali wzajemnie role wyznaczone
Pociągali za sznurki wedle scenariusza
A świat według muzyki ichniej tańczyć musiał
Jeśli głębiej zanurzyć się w sens operacji
To widzimy że Reagan hasłem demokracji
Operował skutecznie, choć we własnym kraju
Demokracji za dużo to oni nie mają
Tyle że wielkim mitem słynie Ameryka
I po świecie jej urok do wszystkich przenika
Papież zaś propagował po świecie donośnie
Przenajświętszy moralny mit Solidarności
Pielgrzymował po świecie, wszędy z dobrym słowem
I solidarność sławił jak ducha odnowę
Chociaż – bogiem a prawdą – w kraju mu ojczystym
Solidarność zostaje zaledwie pomysłem
Transparenty pisane są solidarycą
Acz szara rzeczywistość raczej nie zachwyca
Zatem ta para magów, ręka w rękę, społem
Nie wzdragając się przecież przed wielkim mozołem
W trudzie systematycznym, upartym, celowym
Zaklęła rzeczywistość w zupełnej odnowie
Pozostaje pytanie – o odpowiedź trudno
Jeszcze trudniej odpowiedź dostać nieobłudną
Czy ta wielka, prawdziwa ta świata odnowa
Była choćby w najmniejszym stopniu przypadkowa
Czy może wszystko było skutkiem planowania
Gdzieś w matrycowych tajniach, sekretnych zebraniach
I nawet powołanie tandemu na trony
Było – można domniemać – zamysłem spełnionym
Tron Piotrowy - charyzmat objął z ziemi Słowian
Drugi tron - jastrząb władny dla siebie zachował
Biały Orzeł z Jastrzębiem – sobie naznaczeni
Matryc rozumem silni, duchem uniesieni
Lotem ptaka widzący Ziemię im oddaną
Jak w Ewangelii czynią dla siebie poddaną
Pytanie sięga dalej i zarazem głębiej:
Jaką cenę za grę tę światu płacić będzie?
Sojusz ten jest na wieki – czy tylko doraźny?
Co tutaj jest przyczynkiem – co zaś super ważne?
Obalenie komuny – zaledwie początkiem
Judymowa trwa praca tymż samym obrządkiem
Jeszcze Ziemi połacie poza świętym wpływem
Jeszcze są siły co się rządzą innym trybem
Obalone imperium wrażego Gruzina
Jeszcze walczy o swoje i nieźle się trzyma
Jeszcze mentalna siła gniazd Solidarności
Radziecki sznyt pamięta i obyczaj gości
Demokrację zaś jakoś dziwnie pojmujemy
Jako zgodę że czynić dowolnie możemy
Każdy robić chce co mu się żywnie zapragnie
Bezhołowiem stoimy, chaosem, bezprawiem
Sercem, duchem, pamięcią z Ojcem zespoleni
Czynem i codziennością – my są radzieckiemi
Biały Orzeł i Jastrząb wprzęgli w tę mentalność
Dwie siły: demokrację oraz solidarność
Demokracja wspólnotom każe się zarządzać
Solidarność zaś owe wspólnoty urządza
Nie dojrzeliśmy jednak do tej miary chyba
Która całe narody wielkimi nazywa
Jeszcześmy chudym karłem, do czynów niezdolnym
Masą-śmy i publiką, durną i bezwolną
Mając takiego Ojca i takiego Brata
Prowincją zostajemy nadal tego świata
Powiedzą – słowa twoje są obrazoburcze
Poniżają Majestat, zaprzeczają twórczym
Racjom przemian globalnych i prawdom Historii –
Ja się trzymam swojego – niech to nawet boli
* * *
Nieobecny już ciałem wielki Polak Święty
Pogrzeb jego zgromadził największe zastępy
O jakich śnić mógł tylko dowolny dynasta
Modliły się za niego wioski oraz miasta
Zbierały się na placach nieprzebrane tłumy
Dziś – kto był blisko niego – ma powód do dumy
Wcześniej odszedł do nieba Jastrząb Imperator
Wspólny z Papieżem świata wielki reformator
Skutki ich działalności – już nieodwracalne
Codziennie nam widoczne – co dzień namacalne
Ich następcy z podziwu godną konsekwencją
Idą w ślady poprzednich swoich prezydentów
Kto chce dostrzec w tym sens ów – z mojej opowieści
Ten bez trudu dowodów znajdzie w życia treści
Dostrzec upór i owo się zapamiętanie
Wszelkiej władzy co krajach rzeczonych nastanie
Silna więź spadkobierców Wielkiego Tandemu
Nieraz przeciwko światu, ludowi własnemu
Nieraz wbrew rozsądkowi i logice prostej
Władze czyniły w jedną tylko stronę postęp
Karmiąc lud bałamucją, podstępem, mitami
Ziemię sobie niewoląc słowem i batami
Kładą jako daninę z ofiar swej potęgi
Całkiem nowego świata wyciosane zręby
Oto jak widzę łaski dane memu światu
Prezydencji sławetnej i Pontyfikatu
* * *
Jamż Polak tu rodzony oraz wychowany
Rodak tego Papieża, jemu przypisany
Żyję w kraju gdzie On był przez lata Pasterzem
I gdzie wciąż wielkie rzesze w Jego świętość wierzą
Dziecięciem będąc płochym, niewinnym i głupim
Jamż wiarę w Pana Boga za prawdziwą kupił
Wspierałem swoim śpiewem Kościół Nasz Powszechny
Żałowałem za swoje popełnione grzechy
Kiedym dojrzał – to inne zwyciężyły plany
Poczułem się Idei Lewicy oddany
Raju ludziom na ziemi – i ich szczęścia chciałem
Wszystkie młodzieńcze siły tej sprawie oddałem…
Solidarności podmuch dotarł do sumienia
Gdym z młodego działacza w mężczyznę się zmieniał
Burza w kraju – i burza w mej studenckiej duszy
Zamęt w kraju mnie także głęboko poruszył
To, żem był radykalny i zdecydowany
Rzuciło mnie w wir walki – i odniosłem rany
Serce, dusza, sumienie, rozum oraz ciało
Grad ciosów przyjmowały – bardzo to bolało
Chcąc w tym wszystkim odnaleźć chociaż trochę sensu
Czytałem encyklikę „Laborem exercens”
Uczyłem się na nowo we mszach i orędziach
Słów które konsekwentnie On nam dawał wszędy
Dobro – czynić pospołu wokół nakazywał
Miłość - roznosić kazał, cenić - Sprawiedliwość
Pobożność, szczerą Wiarę w przemożną Opatrzność
Rodzinę pielęgnować na trudy nie patrząc
Świętość wielbić, Modlitwą zaś wyjednać Niebo –
Tak to wtedy pojąłem, że tego nam trzeba
* * *
Po latach – już dojrzały (tak myślę o sobie)
Klarowniejszy świat widzę spod zmrużonych powiek
Świat widzę rozpostarty na trzy równe strony
Fenomeny-żywioły: opowiem tu o nich
Pierwszy z nich – konserwatyzm – ideę człowieka
Głosi jako osoby, co na Stwórcę czeka
Transcendentalnych zleceń z Tamtąd oczekuje
Opatrzności osobę, siły ofiaruje
Drugi żywioł – prawicą onegdaj nazwany
Szczerze jest gospodarczym działaniom oddany
Nocnego stróża w państwie oraz prawie widzi
A z socjalnych zapędów kpi sobie i szydzi
Lewica – ten najmłodszy fenomen ludzkości
Przejęta jest losami ubogiej ludności
Ludzi pracy chce wspierać i walczyć z wyzyskiem
Postęp widzi w równości dla mniejszości wszystkich
Trzy zatem fenomeny – trzy państwowe nawy
Każda oddzielnym trybem dba o swoje sprawy
Konserwatyzm chce państwa które wychowuje
Prawica zaś takiego co ładu pilnuje
Lewica zaś chce państwa całkiem ludowego –
Zatem trzy opcje państwa mamy: znakiem tego
Jeśli sojusz Jastrzębia z Białym Orłem śledzić
Warto czegoś się o ich zamysłach dowiedzieć
Aby górną teorią tutaj nie zanudzić
Spróbujmy się codzienną praktyką potrudzić
Oto bowiem Historia jasno pokazuje
Że świat przedziwne iunctim ciągle preferuje
Pośród tysięcy formuł już praktykowanych
Jedna jest dominanta, jedno rozwiązanie
Z jednej strony gromadna wspólnota ludowa
Z drugiej strony charyzma kapłańska gotowa
Tu rzeczywistość gminna, dumą solidarna
Tam powinność kapłańska, ciepła i ofiarna
Kiedy one się schodzą w jedno pandemonium
Nie ma przeciwnej siły która ich dogoni
Tyle że w owym iunctim Nieba oraz Ziemi
Chaos tkwi ów piekielny, co siły wszystkiemi
Włada jakby demonów tysiące hulało
Odnaleźć w tym porządek rzadko się udało
Oto jakie cesarstwo było w Wielkim Planie
Orła oraz Jastrzębia: a cóż się zostanie?
Choć początek sojuszu Wielkiego Tandemu
Zdał się wszystkim sukcesem – to nagle zaniemógł
Wydawało się proste sił tych zespolenie
Ale wynik jest taki, że tylko zmartwienie
Któż chciał widzieć w cierpieniu Polaka-Papieża
Krach potężnych zamysłów, w które on tak wierzył?
Myślę sobie, że Ojciec Święty do swych planów
Całkiem nieciekawego przygarnął kompana
Konserwatysta z niego był przecież od serca
Ale wylazł też z niego zły komunożerca
Ideowy pion trzymał nasz Rodak jedynie
Zatem poprzez Historię myśl jego popłynie
Partner jego niegodny, do pięt nie dorastał
Cóż, potomek pionierów – a nie dziecię Piasta…
Hmm! matryce lepiły tylko z takiej gliny
Jaka była dostępna: reszta – ponad siły
* * *
Co najbardziej mnie w Ojca cnej postaci wzrusza
To widoczna na dłoni jego prawa dusza
Gdy kamera przybliża jego mądre oczy
To w nich głębia rozumu każdego zaskoczy
To nie kapłan jedynie, nie mąż Watykanu
Ale Pasterz prawdziwy ludzkości oddany
Pasterz co ledwie sługą chce być świata tego
Opiekunem, strażnikiem porządku boskiego
Pośród meandrów ziemskiej materii zawiłej
On szukał Dobrej Drogi, niekoniecznie miłej
Dzieckiem będąc wychowan w ciężkim doświadczeniu
Straty bliskich, zła wojna – i inne cierpienia
Nie poddawszy go smutkom i rozpaczy cieniom
Duch Święty poprowadził ku pierwszym święceniom
Dał się poznać w tym czasie jako człek rozumny
Kapłan Bogu oddany, ale też i dumny
Wojna przeszła, zaś Polskę wzięły we władanie
Radzieckie zagońszczyki, te bezbożne dranie
I z nimi sobie radził z uśmiechem pokornym
Nie poznali się na nim do czego jest zdolny
Nie ujmując Mu zasług, świętości i chwały
Mniemam to że już wtedy matryce czuwały
Za lat kilka, gdy został biskupem krakowskim
Przydzielono mu szpionów od Ludowej Polski
Donosiciel w sutannie – rzecz wtedy praktyczna
Zaczęły się na Lolka raporty rozliczne
Lolek – to od Karolka zdrobniałe nazwisko
Filuterne dla bliskich poręczne przezwisko
Jakież ludzkie w nim było, że pomimo tiary
Zwolił sobie na żarty i drobne przywary
Poszedł pomiędzy ludzi jak zwykły turysta
Jako brat i przyjaciel do młodzieży przystał
Jak wiadomo młodzieży w głowie jest zabawa
On ich sportem zaraził, do zawodów stawał
Prowadził ich kajakiem poprzez Suwalszczyznę
A między wierszem uczył kochać swoich bliźnich
Uczył pośród przepięknych polskich krajobrazów
Opatrznościowej wiedzy i boskich nakazów
Sam będąc dla nich wzorem postawy i wiary
Okazywał się zawsze jakby druhem starym
Jakby bratem najbliższym, codzienną opoką
Więc pośród młodych sława szła jego szeroko
Gdy z ambony ogłaszał kolejną wyprawę
Chętnych zawsze bez liku miał do swojej sprawy
Dziś we wspomnieniach żyje nieomal tysiąca
Jak przyjaciel i człowiek najlepszy pod słońcem
W jego życiu niemałą też odegrał rolę
Artystyczny duch który wspierał jego dolę
To aktorem się dobrym czasem okazywał
To niekiedy sam piórem dramaty pisywał
Czego nie mógł przekazać kaznodziejski wykład
To łatwo zawierała wiersza poetyka
Kiedy wstąpił w szeregi zacnych kardynałów
Słowiańska jego postać urzekła bez mała
Dostojników i ojców Kościoła całego
I słuchali go pilnie, uważnie, bo tego
Co miał do powiedzenia uprzednio nie znali
(choć kardynałów Wschodniej Europy niemało)
On to bowiem swój uśmiech dobrotliwy siejąc
W słowach kilku przedstawiał co się w Polsce dzieje
Jak naród między ducha i szarą codzienność
Dzieli na tym padole życie, dając lenno:
Państwu – to co państwowe, Bogu – to co boskie
A sobie znój codzienny i codzienne troski
Słuchali tego pilnie, bo myśleli wprzódy
Że nad Wisłą wciąż żyją barbarzyńskie ludy
Że mimo tysiącletniej ewangelizacji
Tu homo sovieticus rządzi pośród nacji
Ale i to nie wszystko, albowiem Wojtyła
Nosił w sobie charyzmę, ta zaś wielką była
Przemożną i uroczą, jako dar od niebios
I chcieli być z nim blisko, bo byli w potrzebie
Duch z niego promieniował świeży i nieznany
Ścielił się po świętego kątkach Watykanu
Aż nadeszło konklawe w swe skutki znamienne
Po nim wszystko w Kościele miało być odmienne
Przez dni kilka w Kaplicy Syksta się zmagały
Matryce wszego świata – aż się dogadały
Biały dym ponad dachem kaplicy się mieni
Nastał na Tron Piotrowy syn piastowskiej ziemi
Pierwsze kroki skierował na Ojczyzny progi
By zakrzyknąć „Nie gaście Ducha w swym narodzie!”
„Niech Duch zstąpi – powiada w rozmowie z wiernymi –
i odmieni oblicze ziemi: naszej ziemi!”
Jak natchnieni rodacy tą iluminacją
Odkrywali w swych duszach jakąś wyższą Rację
Niebawem owo Słowo objawi się Ciałem
Poniosła Solidarność się po kraju całym
A na czele – stoczniowiec rodem z małej wioski
Co miał w sercu – a także w klapie – Matkę Boską
* * *
Matryce przystąpiły do głównego szturmu
W sprawach dla przeciętnego zbyt wielkich rozumu
Oto bowiem – choć ruch był przecież robotniczy
Poprawy socjalizmu i reform dotyczył –
Stery nawy państwowej wzięły liberały
I w odmiennym kierunku krajem sterowały
Ojciec Święty – rozumiał wszak o co tu chodzi –
Niemal ciałem chciał zmianie tej drogę zagrodzić
A gdy pojął że na nic rozgrywki lokalne
Na pielgrzymkę się udał, wydał bitwę walną
Ze Słowem Apostolskim odwiedzał narody
By matrycowych błędów ograniczyć szkody
Nie taka była przecież umowa z Reaganem
Aby liberalizmu ułatwić wygraną
Trwa sojusz Ameryki z Świętym Watykanem
Lecz na nim skaza ciąży na tle oszukania
Miało być zjednoczenie Wspólnoty i Ducha
A tutaj liberalna wszędy zawierucha
Miała być święta misja, colloquia communia
A tutaj rządzą jeno zyski i pecunia
Nie tak się nam ziściła Historii powiednia
Nie taki miał być dzisiaj świata chleb powszedni
Zamiast zwycięstwa Dobra i najwyższej Racji
Świat dostał ów najgorszy typ globalizacji
W której nie dobro ludów i nie racje ducha
Tylko zysk korporacji, wojenna posucha
Szatan w kułak się śmieje i kosi swe żniwa
A marzenie ludzkości kątem dogorywa…
Dobry Pasterz obnosił się ze swym cierpieniem
Jakby chciał tę pomyłkę fatalną odmienić
Jakby pragnął każdemu z osobna tłumaczyć
Że wszystko czego pragnął – nie to miało znaczyć
Gdy zawierał z Reaganem swe pacta conventa
W domyśle był dobrobyt oraz misja święta
Matryce rozrzucone po całej Europie
Zdawały mu się szydzić: „masz za swoje, chłopie”
Z Jastrzębiem chciałeś ugrać troskę o pisklęcie
Aś przeoczył że pisklę ma u niego wzięcie
Tyle że żadną miarą nie jak podopieczny
Tylko jako posiłek w porządku odwiecznym
Spółka niedobra z wilkiem dobrego pasterza
Że stado się ostanie – niewielu w to wierzy
* * *
Nowe zatem rozdanie szykują matryce
Wierzę że będzie ono przeciw Ameryce
Przeciw globalizacji oraz korporacjom
Za to na pomoc ludom i duchowym racjom
Ekumenizmu postać fałszywa i słaba
Ustąpi rychło na rzecz nowego Nababa
Ten swoim majestatem cały świat ogarnie
I skieruje na tory prawdziwie ofiarne
Jerozolima – tygiel igrzyska bożego
Ustąpi na rzecz Ducha Imperium nowego
O Papieżu-Polaku taka myśl zostaje
Tym bardziej jesteś świętym – im bardziej się stajesz
Nie jest świętym kto w świętość wstępuje gotową
Ale ten kto uświęca się co dzień od nowa
Takim On pozostanie w mej wdzięcznej pamięci
A pamięć owa niech się wciąż święci i święci
Między modły zaś wplećmy o tym też myślenie
Czym nas zajmą niedługo tajne sprzysiężenia