Partie się przeżyły
PARTIE SIĘ PRZEŻYŁY
/świat stanie się domeną związków i wspólnot samorządnych, czy tego chcemy czy nie/
Cóż to jest taka partia, skoro każda z nich przyjmuje „desantowców-wędrowniczków” krążących od prawa do lewa, byle tylko załapać się wysoko na listach wyborczych?
Cóż to jest za partia, skoro każda z nich niemal natychmiast po wyborach zawiera koalicje z partiami przeciwnymi programowo, stawiając wyborców w głupiej sytuacji?
Cóż to jest za partia, skoro każda z nich odkłada do szuflady program wyborczy, dzięki któremu zyskała poparcie?
Cóż to jest za partia, skoro każda z nich finansowana jest nie przez swoich członków, tylko przez całą ludność, i to przymusowo?
Cóż to jest taka partia, skoro jej głównym celem jest utargowanie w sekretnych protokołach jak największej ilości synekur dla swoich liderów i wybrańców?
Cóż to jest za partia, skoro każda z nich psuje państwo, zamiast je naprawiać, a kiedy już zepsuje, to udaje wariata, że „to nie ja, to kolega”?
Cóż to jest za partia, skoro każda z nich chroni pod różnymi immunitetami swoich kolesiów przestępców i łobuzów?
Cóż to jest za partia, w której nic do powiedzenia nie mają „oddolni”, nawet jeśli ciężko pracują na jej dorobek, a wszystko do powiedzenia mają ładnie odziani „pragmatycy”?
Cóż to jest za partia, której program składa się z haseł i dżingli, a kiedy mocniej potrząsnąć, to chodzi wyłącznie o władzę, synekury i prominentne życie codzienne?
Cóż to jest taka partia, w której członkowie szeregowi nie mają szans na nic, służą za mięso zwartej grupie cwaniaków zwanych liderami?
Cóż to jest za partia, która nie pielęgnuje korporacyjnych wzorców i tradycji, za to wdraża instytucje klienckie, dzielące ludzi na łaskawców i na upraszających się?
Cóż myśleć o partii, która powstała z odrzutów, przez co urosła w parlamencie do takiej siły, że bez żenady żąda ważnych państwowych posad za głosowania po czyjejś myśli?
Cóż to jest za partia, która skupia pospolitych i niepospolitych przestępców w stężeniu większym, niż ma to miejsce w uśrednionym społeczeństwie?
Cóż można powiedzieć o partii, która używa nalepek lewicowych, a jest radykalnie liberalna, albo komuszy programowo, choć deklaruje zajadły antykomunizm?
Cóż to jest za partia, w której jest pełna wolność wypowiedzi i działań, tyle że wymaga każdorazowej akceptacji szefa?
Cóż to za partia, w której formalne kierownictwo jest zaledwie przykrywką dla rzeczywistych rządów kamaryli?
Cóż powiedzieć o partii, która nie zamierza uprawiać żadnej roboty organicznej, tylko organizuje się „czwórkami” do wyborów?
Cóż to za partia, w której panuje odwieczne hierarchiczne zawołanie: „co wolno wojewodzie, to nie tobie, szaraku”?
No, tak. Ale cóż to jest za nie-partia, która udając ruch obywatelski wypełnia wszelkie powyższe znamiona partyjności? To Ordynacka!