Państwo i Szanowni Państwo

2010-12-20 17:04

 

Nierówności społeczne – od czasu do czasu – irytują tzw. szerokie masy, co skutkuje rozmaitymi ruchawkami i „nową redakcją umów społecznych”, ale bywa, że skutkuje bezlitosną pacyfikacją buntowników, czy to w postaci policyjnego najazdu na nich, czy to na innej drodze, bardziej „cywilizowanej”.

 

Nierówności polityczne zdają się mniej nas uwierać. Nie, nie mówię o tym, że lewicy jest lepiej niż prawicy, albo odwrotnie. Mówię zaś o tym, co poliszynel żartobliwie wyszydza jako podział na „równych i równiejszych”.

 

Równiejsi starają się użyć dla swoich prywatnych celów słoniowatą siłę Państwa. Słoniowatość wymaga wyjaśnienia.

 

Wyobraźmy sobie, że stoi na jakichś kółkach-rolkach, kręcących się w dowolną stronę, wielki ciężar. Podchodzi doń ktoś z jasno sprecyzowanym zamiarem i zaczyna tak na niego naciskać, żeby ów ciężar poruszył się w pożądaną przezeń stronę. Inni może nawet zauważają jego wysiłki, ale wierzą w konserwatywny bezwład ciężaru, niech więc ów ambitny się stara.

 

Prawa fizyki politycznej są jednak nieubłagane: prędzej czy później „nasz” ciężar zacznie poruszać się zwolna w pożądanym kierunku i w pożądany sposób. Coraz więcej „osób trzecich” to widzi, ale jeszcze nie mają woli się przeciwstawiać: może to tylko złudzenie, może sezonowe wahanie, a w ogóle to niemożliwe, ten kierunek jest przecież niewłaściwy, to oczywiste.

 

Dopiero kiedy niepostrzeżenie rozpędzony ciężar zaczyna tratować różne okoliczne „prywatne” i „publiczne” rozwiązania, stojące mu na drodze – zaczyna się rwetes. Jest już zbyt późno.

 

Słoniowatość Państwa bierze się stąd, że zagnieżdża się ono w rozległych labiryntach Ultragospodarki (Administracja, Infrastruktura, Walory-Finanse-Budżety oraz Polityka), ukorzeniając się przy pomocy wielosplotu Nomenklatury. Samo Państwo możnaby uprościć, „zminimalizować” w 5 minut (a przynajmniej w 3 miesiące potrzebne na wypowiedzenia), ale Ultragospodarki nie sposób wygasić, bo wyrasta ona i dojrzewa przez wiele pokoleń. Nawet jeśli nie realizuje swoich zadań „mnożnikowania” naturalnej żywotności ekonomicznej – to i tak nie da jej się „unieważnić”, tym samym Państwo i jego Nomenklatura maja się świetnie, stapiając się z Ultragospodarką w jedną grzybnię.

 

Mogę sobie wyobrazić, że mega-środowisko Solidarności – abstrahując od terapii szokowej początków polskiej Transformacji – wielkie, zrazu zjednoczone, ale szybko dzielące się na kilkadziesiąt rozmaitych, przysposobiwszy sobie środowiska nie-solidarnościowe (w tym post-PZPR-owskie, znające tajniki PRL-owskiej Nomenklatury), robią wspólnie, niezależnie od waśni, tę robotę z ciężarem, którą opisałem powyżej.

 

Dziś Państwo polskie, a z nim dzisiejsza Nomenklatura i jej janczarzy-władycy, pędzi w pożądanym przez tę podstępną „klasę polityczną” kierunku. Rozgniata po drodze wszystko, co obywatelskie: albo się „obywatele” przylepią do tej kuli śniegowej, albo pozostaną po nich rozciapkane, gnijące placki, nikomu niemiłe.

 

W Polsce XXI wieku, która całe powojnie pokazywała światu, na czym polega obywatelska stanowczość (od spontanicznego przejmowania fabryk przez samorządy robotnicze, poprzez 1956, 1970, 1980, 1989) – dziś poziom obywatelskiego „zorientowania w sprawach” i „obywatelskiej niezłomności”, nie mówiąc już o samorządności jest żenująco marny. Jedyne, co Państwo jeszcze ma do powiedzenia zdziadziałej, wyleniałej moralnie (czytaj: morale), pogardzanej i lekceważonej publiczności – to „Szanowni Państwo”. A i to nie zawsze.

 

I „ludziom” najwyraźniej to odpowiada! Liczą, że z politycznych igrzysk będzie chlebuś?