Państwo w sobie, dla siebie, pod siebie

2014-08-27 07:25

 

Najwyższa Izba Kontroli zauważyła, że służby sekretne działają samonapędowo, nie pozwalając sobie zaglądać pod pierzynę i do garnków. Prorządowy Onet ogłosił to TUTAJ, pod wiele mówiącym eufemizmem „Obowiązujące obecnie w Polsce przepisy ograniczają możliwość sprawowania skutecznego nadzoru nad służbami specjalnymi”.

Pojęcia Państwa Stricte jest przeze mnie używane niemal „od urodzenia”. Dzielę cały zarząd  nad Krajem i Ludnością na Państwo Adekwatne (np. resorty „merytoryczne”: rolnictwo, kultura, oświata, nauka, zdrowie, gospodarka, infrastruktura, sport, itd., itp.) oraz na Państwo Stricte (sztaby Policji, Armii, Skarbówki, Pograniczników, Celników, służb sekretnych, wymiaru sprawiedliwości, zarządzania kryzysowego, infrastruktury krytycznej, dyplomacji, inspekcji i kontroli).

Państwo Stricte pozostaje nie tylko poza wszelką kontrolą (bywa, że posłowie, ministrowie, Prezydent nie ma odpowiedniego „certyfikatu”, by dostać pełną informację), ale też swoimi metodami, w porozumieniu z innymi (zagranicznymi) Państwami Stricte ma decydujące słowo o kształcie budżetów, o priorytetach rządowych, w tym gospodarczych i politycznych. Nie mówiąc już o rozmaitych operacjach na szkodę Ludności oraz „zapisach” na pojedynczych obywateli i ich konstelacje (rodziny, sąsiedztwa, wspólnoty, firmy, organizacje, społeczności).

Pisałem o tym wielokrotnie: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, polecam rysunek TUTAJ, dwa obrazki TUTAJ, no, może jeszcze TUTAJ. Oddalam zatem zarzut, że niczym w owczym pędzie zauważam temat razem z Onetem.

Ale też artykuł w Onecie daje mi podstawę do świeżych całkiem spostrzeżeń:

  1. Mimo, że takie raporty opatrzone są klauzulą sekretności – to mediaści zaczynają się o nim rozpisywać. Nie będę zgadywał na oczach Czytelnika, co to oznacza;
  2. O Donaldzie mówi się przy tej okazji, że „nie lubi służb zbyt przesadnie” i w ogóle stara się nie zawracać sobie nimi głowy” (bo mu się źle kojarzą, zwłaszcza były „ober” Kamiński);
  3. Media nie piszą oczywistości, że w dawnych czasach służby sekretne przenikały wszystko, co się ruszało (organizacje, kościoły, biznes, samorządy, dysydentów, turystykę, a podobno Partii nie ruszały) – i że jakoś nie widać powodu, by dziś było inaczej, choć wielu „sekretników” po niezweryfikowaniu działa „na swoim”, prywatnie, w rozmaitych branżach;

Mam wrażenie, że już niedługo dowiemy się (albo doświadczymy) o jakimś potwornym przedsięwzięciu, procederze, rutynie służb: jest ich oficjalnie kilka, ale jeśli zważyć, że penetrują media, bankowość, budżety, fundusze, samorządy, poczty „papierowe” i elektroniczne oraz rozmaite inspekcje i wymiar sprawiedliwości – to jest jasne, że wyłącznie brakowi wspólnej myśli i rozplenionej prywacie zawdzięczamy, że nie ma w Polsce totalitaryzmu na miarę amerykańskiego, gdzie byle stójkowy na podstawie okazanej „karty ubezpieczeniowej” wie o człowieku wszystko: ile mandatów jest do zapłacenia, z kim zdradza partnera, jakie głosi poglądy, które zęby plombował, czy i na jakie chodzi pochody i celebry.

Przecież NIK to nie jest organ kontroli, tylko organ podpięty pod Państwo Stricte. Ono zaś „merda” Państwem Adekwatnym – zatem coś się tam wewnątrz musiało pokitłasić, skoro pod pozorem „przecieku z kontroli” szare masy dowiadują się oficjalnie tego, co i tak „chłopski rozum” do spółki z „poliszynelem” wie od zawsze.

A może chodzi o „zwykłe” sprawy kadrowe…?