Owsiakożercy w mylnym błędzie

2014-01-14 10:11

 

Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski – 2011, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski – 1999, Odznaka "Za Zasługi dla Ochrony Praw Człowieka" – 2009, Odznaka Honorowa "Bene Merito" – 2010, Srebrny Medal "Za Zasługi dla Policji" – 2012, Odznaka honorowa za Zasługi dla Województwa Lubuskiego – 2006, Order Ecce Homo – 2003, Medal im. prof. Wacława Szuberta PAN, Medal świętego Jerzego – honorowa nagroda "Tygodnika Powszechnego" – 1997, Honorowa Odznaka GOPR "Za Zasługi dla Ratownictwa Górskiego" – 1998, Europejczyk Roku 2006, Buzdygan 2011 – honorowa nagroda "Polski Zbrojnej", tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie – 2013, Medal Szczytu Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla – 2013.

Nie mam żadnego z tych odznaczeń. Mam inną naturę niż Jerzy Owsiak. Gdybym wymyślił Orkiestrę – przebiegałaby ona zupełnie inaczej. O ile przebiegałaby. Potrafię to udowodnić wskazując moje liczne udane i nieudane prace oraz inicjatywy, niektóre z nich na skalę ogólnokrajową. Jestem z tych, którzy kiedy inicjują, to PROPONUJĄ a nie NARZUCAJĄ (się), a kiedy walczą – to na własny rachunek i ryzyko. I nie znoszę, serdecznie nie znoszę celebry, pompatyczności, egzaltacji. Mam prawo, i mam prawo o tym mówić.

Tak sobie myślę, że kiedy przyjdzie „czas” (nikomu nie życzę, poza tym Jerzy ma „zaklepaną” prezydencką opiekę medyczną), jednym z głównych wątków panegirycznych będzie jego ekspresja emocji i mimika (oraz cały niewerbalny teatr), a także coś, co się dziś nazywa „parcie na szkło”, a co u Jerzego chyba wymaga analizy i następnie terapii.

Różnię się od Jerzego przede wszystkim dużo większą (może niepotrzebnie tak dużą) skłonnością do zahamowań, co ja sobie definiuję jako szacunek do otoczenia.

Poza tym – skoro już na tle poczynań Jerzego wykrystalizowały się „dwie szkoły” ocen i „tertium non datur” – to ja należę do krytyków Jerzego i jego inicjatywy. Oto powody mojej postawy wobec niego i WOŚP:

  1. Owsiak skupia swoją i „narodową” energię na wybranych, jednostkowych problemach systemowo-ustrojowych, które mają tę właściwość, że im bardziej będą „leczone”, tym bardziej będą narastać (pisałem o tym w „Anatomii dyrdymału politycznego”);
  2. Owsiak sprzedaje „narodowi” szkodliwe złudzenie, że jeśli się w styczniu zaangażujemy w tak efektowną, widowiskową, szlachetną w przesłaniu akcję (wrzucając średnio złotówkę do puszki, biegając z puszką, wspierając go słowem i czym kto ma pod ręką) – to na co najmniej rok wskakujemy do grona osób dobrych, podłączamy się do Sprawy;
  3. Owsiak jest co najmniej bezkrytyczny wobec swojej inicjatywy (jej formy, przesłania, skutków), a bywa, że ten brak krytycyzmu wyraża napastliwie, nie żałując przy okazji obserwatorom egzaltacji i występów scenicznych;
  4. Jako zarządca „swojej” inicjatywy Owsiak zdaje się nie orientować w tym, że skoro angażuje nią (może trzeba użyć słowa „obciąża”?) setki tysięcy osób, dziesiątki najważniejszych instytucji, świat polityki i administracji oraz służby – to ta inicjatywa ma wymiar publiczny i powinien przynajmniej nieco ustąpić ze swojej chorobliwej „zazdrości” o markę, z autorytaryzmu i bezwzględnej apodyktyczności;
  5. Owsiak swoją inicjatywę z widowiskowego przedsięwzięcia stawiającego na ludzką filantropię i charytatywność – przeistoczył w świetnie prosperujący, agresywny biznes, nadal jednak podtrzymując jego filantropijno-charytatywny wizerunek (patrz: - „Filantropia rentowna”);
  6. Konsekwentnie prezentowana jako „akt wdzięczności dla wolontariuszy styczniowych” zupełnie odrębna impreza doroczna, „Przystanek Woodstock” – jest już czystej krwi para-biznesem, którego koszty ponoszą w całości „zapraszający gospodarze” i uczestnicy, a (coraz większe) korzyści są zazdrośnie dyskontowane przez WOŚP;
  7. Sądząc po „kuchni” przygotowań do nieodbytego Przystanku w Lęborku (po moich krytycznych uwagach publicznych zapis o tym opatrzono niepoważną uwagą „dziki przystanek”) – Owsiak wszystkich angażujących się w „markę” Orkiestry i Przystanku (a może „podłączających się”…) traktuje jak swoją służbę i każe im odrabiać swoistą pańszczyznę, nie gwarantując niczego w zamian;
  8. Z budżetowo-wynikowego punktu widzenia efekt Orkiestry jest fatalny: ponad pół miliarda zebranych złotych i tysiące urządzeń rozlokowanych w ok. 600 szpitalach – to kilkadziesiąt tysięcy nieletnich bezpłatnych pracowników jednodniowych nijak nie zabezpieczonych w pracy, miliony złotych wydawanych przez poważne instytucje i służby na promocję i zabezpieczenie logistyczne, agresywne (upierdliwe) formy samego zbierania oraz agresywna, apodyktyczna, wymuszająca jedynomyślność kampania medialna, bezpłatna dla WOŚP;
  9. Wykorzystując „swoją” markę orkiestrową Owsiak zręcznie ustawia się jako „pierwszy w kolejce” ze swoimi „normalnymi” inicjatywami, jakich tysiące podejmują inne organizacje pozarządowe, nie mające takich „chodów”, często Owsiak kładzie „cień” na konkurencję, dla której nie starcza już uwagi urzędników, zaangażowania polityków i „szaraków”, publicznego wsparcia;
  10. Czystość formalno-finansowa Orkiestry jest udowodniona (i była oczekiwana, czyż nie?), pozostaje zapytać, bez wnikania w szczegóły, czy sukcesy producenckie, podróżnicze i polityczne (jak je inaczej nazwać?) rozlicznych inicjatyw Owsiaka na pewno nic nie mają z „inżynierią finansową” związaną z przepływem i lokatami zbiórkowych środków;
  11. Budżet Państwa i szpitale oraz wiele instytucji administracyjno-politycznych traktują (obecnie, nie zawsze tak było) Orkiestrę jak „pozycję” w harmonogramach i wykazach: można powiedzieć, że to co zbierze Owsiak, „oszczędzi” Budżet, więc jego akcja jest „mieleniem” przenoszącym obowiązki systemowo-ustrojowe na grunt prywatnej, a właściwie osobistej chwały Owsiaka;

22 lata chwały Orkiestry to nie jest właściwa liczba, prawdziwa jest większa o dziesięciolecie. Jerzy Owsiak, człowiek który „musi”, od zawsze gotów był na rozmaite ekstremalia, byle tylko zaistnieć. To nie jest karalne, ale warto sobie uświadomić, że Owsiak zaczynał swoje „mocne eventy” od przyklejenia się do zespołu „muzyki nowoczesnej” w roli zwariowanego showmana przy-scenicznego, wariatuńcia, zaczynał też w Rozgłośni Harcerskiej, do której „wpuszczano” bez wstępnego filtrowania każdego, kto tylko chciał. Trzebaby nie znać Jerzego ani trochę, żeby się dziwić, że gość o takim temperamencie „zaistniał”.

Gdyby nie zbieg rozmaitych okoliczności (tak zaczyna się większość „cudownych gejzerów” sceny i biznesu), Owsiak równie dobrze mógłby się zajmować tym czym Cejrowski (baaaaaardzo lubi podróże egzotyczne), dziennikarze muzyczni (bardzo lubi niektóre rodzaje muzyki, choć z gustem…) albo filmowy Lutek Danielak (baaardzo lubi wodzirejować).

Nie raz pisałem, i powtarzam: jako społecznik, dziś już wyleczony skutecznie z rozmaitych ambicji, szczerze i nietoksycznie zazdroszczę Owsiakowi sukcesu. Zaś jako człowiek, któremu Owsiak wyrwał z ręki ciężko przygotowywany sukces (szczegóły w innych miejscach) – mam prawo do przyglądania się mu z goryczą i punktowania jego „niedoskonałości”. I – jeśli wola Jerzego – chętnie dam się zaciągnąć „przed oblicze wymiaru”.

Człowiek, którego szanuję, bardzo szanuję od lat, powiedział mi niedawno: „żółcią waść piszesz”. Odpowiedziałem mu: „żółć nie jest karalna, karalna byłaby nieprawda”.

Rozbijając „niekoncesjonowane” stragany, łając publicznie polityków, tępiąc (niegdyś) „jezusów”, depcząc każdego, kto próbuje się „podwiązać” i „uszczknąć”, arogancko zachęcając do „nie przeszkadzania”, podczas gdy sam się narzuca z każdej szafy, lekceważąc, niekiedy lżąc cudze inicjatywy, promując (niegdyś) nihilistyczne przesłanie „róbta co chceta” – Owsiak mimo to zyskuje na „marce” a nie traci. W taki sam sposób zyskują nieuczciwi, a charyzmatyczni gracze, których znam co najmniej kilkunastu.

Krytykując rozwiązania systemowe w dziedzinie ochrony zdrowia, profilaktyki, biurokracji – Owsiak je obiektywnie wspiera, łatając dziury tam powstające tanią (właściwie drogą) imprezą zadymiarską. Przy okazji znalazł sposób na własne, ciekawe i dostatnie życie. Tak, Jerzy, dostatnie. I nie mówię o tych ogranych „honorariach” czy „ukrytych słoikach”, tylko o codziennym życiu.

Pisałem: „Zatruty owoc owsiakowy, „Owsiakowanie”, „Filantropia rentowna”, „Obywatele czy wyznawcy”. Ogólniej – w niedawnej notce „Z czego składa się bezsens”. I wciąż od nowa zadaję pytania.