Osiecki tyka. Między etyką a polityką

2010-09-16 09:01

 

Zakładam, nie wiedzieć czemu, że Jan Osiecki to człowiek poważny. Swojego bloga z Salon24 wprowadza następująco: „Redaktor naczelny, dziennikarz, doktorant i cyklista. W Sejmie od 12 lat (niżej wyjaśnia, że od 12 lat przez kilkanaście godzin dziennie zarzuca sieci na polityków przy dziennikarskim stoliku sejmowym)”. Dalej rozwija: „A w wolnych chwilach (…): piszę pracę doktorską, uczę studentów, żegluję po świecie i bujam w obłokach…”.

 

Zakładam też – sądząc po pozycjonowaniu jego przeprosin – że numer z trollowaniem wyciął w porozumieniu z Szanowną Redakcją, w ten sposób umacniając jej wkład w dziennikarstwo obywatelskie oraz w postęp nauki.

 

Na koniec zakładam, że jego numer jest pomyślany niewinnie. Chciał powtórzyć dawny pouczający eksperyment, który udowadnia, że nawet jeśli widzisz „zielone”, to kiedy wszyscy wkoło deklarują „czerwone” – co najmniej w 2/3 przypadków na wszelki wypadek zmienisz zdanie na fałszywe, z rozmaitych powodów.

 

Na marginesie, co do metodologii: blogowisko to nie jest grupa ludzi współ-obecnych w jednym pomieszczeniu ciałem, duchem i paroma innymi prerogatywami: na blogowisku ludzie nie mają ze sobą bezpośredniej styczności (nie „obcują” ze sobą bezpośrednio), poza tym nie są tam w jednej i tej samej chwili. Nie podlegają zatem sytuacyjnej presji, która jest podstawą eksperymentu pierwotnego, który zainspirował JO. Eksperyment JO jest więc z tego powodu zupełnie inny, na inny temat. Ale może się przydać do badania wpływu mediów na „mniemania publiczne”.

 

Mnie bardziej uderza dezynwoltura, z jaką kolega współ-dziennikarz obywatelski operuje (manipuluje?) czymś, co nazwę z dużej litery Słowem (Przekazem). Otóż świadomie i z wyrachowaniem JO wprowadza do dyskusji wątek nieistotny, mając niewątpliwie powody do przekonania, iż temat rozpostarty na linii smoleńsk-samolot-katastrofa od razu przyciągnie „istotną statystycznie” widownię (kilkaset wejść). Zapewne świadomie użył tego tematu, w porozumieniu z KaNo.

 

Nawet przyjmując, że nie każdy z nas „salonowców” jednakowo nabożnie szanuje swoje i cudze teksty, to jednak „zebraliśmy” się tutaj po to, aby wymieniać się Słowem. Jest to nasza karma, spożywamy ją i dzielimy się nią – w zależności od formy – od 30 do 333 minut dziennie.

 

Czy JO może sobie wyobrazić, że podczas wspólnego grillowania ktoś eksperymentalnie podrzuca do opieczenia kiełbaski z nie-wiadomo-czego i pilnie notuje reakcje smakoszy na ten przysmak?

 

Albo z najgrubszej rury: czy balcerowiczowska terapia szokowa, albo GMO, będące eksperymentami na anonimowych wielkich zbiorowościach, mogą być wprowadzane „sposobem”, tak jak to miało miejsce?

 

Spokojnie: ja tylko stawiam przed eksperymentatorem pytanie, bo doceniając jego naukowy zapał, zwracam uwagę na to, że niektórych doktoratów po prostu bym nie przyjął, np. klonowania ludzi, eksperymentu Zimbardo czy testu Bikini. Dla zasady.

 

Bo każdy eksperyment nie tylko dostarcza określonej wiedzy, ale też wpływa na „obiekt badany”, czego doświadcza JO w komentarzach pod notką ujawniająca jego zabawę.

 

Szczęście w nieszczęściu, że eksperyment „salonowy” się nie udał (z powodu, jaki podałem wyżej), ale dziennikarzowi powinienem jednak podsunąć link pod mój tekst trącający o etykę dziennikarską: na przykład ten.

 

 

Kontakty

Publications

Osiecki tyka. Między etyką a polityką

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz