Opłotek

2010-07-13 05:53

 

Poniżej celowo „przerysuję” pewien problem, który bez obawy pomieszczam w kategoriach „polityka, kultura”, a który jest ważny w kontekście kolejnych wyborów samorządowych.

 

Prowincja, wieś, powiat, parafia, wszystko co nie mieści się w granicach miasta – nie cieszy się zbytnim prestiżem w polskiej mowie, w polskim pojmowaniu statusu życiowego. Nawet w czasach, kiedy zasobni Polacy budują sobie w głuszach dacze – są tam gośćmi, kimś zgoła nie pasującym do ogólnie siermiężnego, wsiowego tła.

 

Kompleks opłotka każe nam uciekać ku miastom nawet wtedy, kiedy nie ma po temu szczególnej potrzeby. Na wsi pozostają ci, którzy nie mają innego wyjścia.

 

Kompleks opłotka każe w miejscowościach wiejskich, koniecznie „z dobrym dojazdem”, budować domy całkiem „miejskiego typu”, różnymi sztuczkami urbanistycznymi oddzielone od „tego co zastane”. Starzy mieszkańcy i nowi mieszkańcy takiego sioła – to dwa żywioły, niemal nigdy nie umiejące się zintegrować. Coś na wzór wygrodzonych osiedli w wielkich miastach. Coś na wzór mieszczańskiej „działki”.

 

Ze swojego życiorysu pamiętam ulgę czternastolatka, kiedy nareszcie, po przeprowadzce, mogłem jak inni podać nauczycielowi „zwyczajny” adres, z nazwą ulicy, numerem domu i mieszkania. Tę drogę przeszli niemal wszyscy mieszkańcy średnich i dużych miast, którzy opuścili swoje wiejskie, prowincjonalne pielesze.

 

Podstawowym zadaniem „pozamiejskich” władz samorządowych, właściwie całych samorządów, jest przywrócenie mieszkańcom poczucia satysfakcji z bycia częścią swojej „małej prowincjonalnej ojczyzny”, aby odnaleźli w niej cel swoich starań i zapobiegliwości.

 

Poczucie, że jest się gospodarzem u siebie nie w rozumieniu „gospodarstwa stodoły, obory, chlewa i kurnika”, ale w rozumieniu „gospodarza swojej przestrzeni” – to początek drogi ku podniesieniu rangi swojego „miejsca do życia”.

 

Z pozycji wsi i bardzo niewielkiego miasteczka urbanizacja kojarzy się z fasadowym blichtrem: szkło i aluminium w budownictwie, schludne placówki bankowe, Fast-foody, megastore, uczelnia wyższa, jakikolwiek „zakład przemysłowy”, komunikacja miejska, kolorowa socjeta, skrzyżowania dróg ze światłami, wielkie płachty reklamowe zarówno przesłaniające liszaje, jak i zagłuszające swobodną przestrzeń.

 

Ileż miast powiatowych dąży do tego, aby mieć u siebie namiastki tych atrybutów! Dla nich gotowe są ostatecznie rozbić w drobny puch lokalną społeczność, zogniskować ją wokół urbanizacyjnych gadgetów. Na początek, za mojej młodości, widać to było wokół wielkich miast (ekonomiczno-społecznym skutkiem jest to, że dziś dojeżdża się z „prowincji” do pracy nawet 50-80 km!). Dziś widać to niemal wszędzie.

 

Nie jest dobrym hasłem „wsi spokojna, wsi wesoła”. Pod pojęciem „wieś nowoczesna”, albo „miasteczko przyszłości”, można rozumieć przede wszystkim zdrową sąsiedzką substancję wspólnotową, która swoje miejsce zamieszkania traktuje nie jak dopust boży i cywilizacyjno-kulturową porażkę, ale jako najlepszy „adres” dla zamieszkania społecznej szczęśliwości opartej na konstruktywnych więziach niemożliwych w mieście.

 

Aby tak się stało – warto oddać lokalnej społeczności rzeczywistą kontrolę nad sprawami lokalnymi i rzeczywistą, jakże integrującą, inicjatywę w tworzeniu rzeczywistości po własnej myśli. Aby urząd nie kojarzył się z „władzą”, tylko z „ogniskiem społecznym”. Łatwiej jest o to właśnie na wsi, w gminie, w małym miasteczku.

 

Aby ludziom z bogactwem kojarzył się nie blichtr i gadgety, tylko rzeczywisty postęp społeczny.

 

 

Kontakty

Publications

Opłotek

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz