Od socjalizmu do komunizmu - czy równolegle

2020-04-13 10:24

 

W Polskiej Partii Socjalistycznej, która ma historię i dawny dorobek tak wielki, że stać ją na trwonienie go w sporach i frakcjach – trwa nasilona debata teoretyczno-ideologiczna, pod domniemanym tytułem „albo socjalizm, albo komunizm”. Albo-albo. Niestety, debata ta toczy się „po kątach”.

Nie byłoby z tym problemu, bo debaty są zawsze cenne, jeśli strony szanują różnice zdań i zakładają, że adwersarze „podobnie jak my” poszukują dobrej odpowiedzi na rzeczywiste pytania. W tym przypadku jednak jest problem.

W PPS są zarówno ludzie leciwi, pamiętający takie debaty z innych okresów historii, oraz ludzie młodzi, a nawet całkiem młodzi, którzy kierują się bardziej intuicją niż doświadczeniem. Jak zwykle w takich sytuacjach, są głosy różnie podbudowane znajomością rzeczy i literatury.

Wczoraj doszło chyba do przesilenia. Może wiosennego, może świątecznego. Najpierw ludzie przywiązani do idei komunistycznych zadeklarowali odejście z PPS, bo poczuli się dyskryminowani, potem włączył się sam Przewodniczący Rady Naczelnej. Czyli dyskusja weszła na poziom – na razie nieformalnych – rozstrzygnięć.

Poczułem się wywołany do głosu. Z kilku powodów:

  1. Jestem proletariuszem, zważywszy moją obecną, od lat, sytuację życiową;
  2. Od lat, na długo przed członkostwem, uczestniczę w PPS-owskich dyskusjach;
  3. Byłem delegatem na ostatni Kongres, z którego wyszedłem czymś zniesmaczony;
  4. Nie bez powodu założyłem nie-frakcyjną grupę PPS Odnowa;

Zacznijmy od tego, że od lat składających się na całe pokolenie (na pewno od ponad 30-tu) mam wrażenie, że liczące się w Polsce ugrupowania zwane lewicowymi niewiele sobie robią z proletariatu, interesuje je gra polityczna w rzeczy samej (sensu stricte), bez wdawania się w dywagacje ideowe. Konsekwentnie – formacje te (pod szyldami lewicowymi) biorą udział – w roli pożytecznych idiotów lub nawet beneficjentów – w nieustającej przegranej etosu Solidarności, która chcąc lepszej Polski , sama sprowadziła na ludzi pracy bezrobocie, wyprzedaż majątku wspólnego, patologie gospodarcze, zanik wszystkiego co przez wieki nagromadziła lewica, skrajne dolegliwości wykluczeniowe, poniżenia i odczłowieczenia.

Odmawiałem sobie, odmawiałem w ogóle, a ostatecznie już bez własnej woli pozostaję na marginesie główno-nurtowych formacji lewicowych. Przez jakiś czas próbowałem powrócić do aktywności poprzez naznaczone krytycyzmem do transformacji grupy, takie jak Nowa Lewica, KPiORP czy Zmiana, ostatecznie uznałem to za beznadziejne i poprosiłem o członkostwo w PPS, bo choć tu kariery się raczej nie zrobi, to przynajmniej jasna jest ideowa i praktyczna (zawarta w doświadczeniu) lewicowość tej grupy.

Uważam, że PPS dojrzała jako formacja w XX-leciu międzywojennym, angażując się w liczne projekty społeczne, samopomocowe, wzajemnicze, kooperatywistyczne, niosąc realną pomoc i wnosząc konkretny wkład w życie Polski.

Potem cały ten dorobek został brutalnie potraktowany przez powojenną władzę PRL, a sama partia rozczłonkowana na tych, którzy skłonni byli wpływać współ-czynnie na politykę władz stalinowskich i tych, którzy od tych władz dostawali cięgi.

Solidarność otworzyła drogę ku odrodzeniu myśli i działań socjalistycznych. Tyle że sama skręciła ku anty-lewicowości, chadeckości, stąd zalążki PPS zostały „wyplute” z niej na tzw. wolny rynek. Gra o proletariat zaczęła się od początku.

Dziś mamy w Polsce tytułowy (jak powyżej) dylemat, który wczoraj wybuchnął na FB-grupie PPS. Pomijając niuanse: chodzi o jedną z czterech opcji:

  1. Trzymać się najbardziej kojarzonej w Polsce z lewicowością eklektycznej partii dowodzonej ostatnio przez Wł. Czarzastego, w roli jednego z kwiatków w bukiecie;
  2. Trzymać się formuły bojowej, flibustierskiej, dysydenckiej wobec ustroju zamontowanego w okresie Transformacji, reprezentowanej przez grupy „ideowej akcji bezpośredniej”;
  3. Trzymać się formuły najdojrzalej wyeksponowanej w Polsce przez Adriana Zandberga, czyli socjalizmu francusko-niemieckiego, bliskiego socjaldemokracji;
  4. Trzymać się robotniczej, miejskiej formuły samo-zaradności, różnorodnych działań pozytywistycznych, równolegle do podobnie bogatej tradycji wiejskiej, kojarzonej z PSL;

Opcję nr 1 reprezentuje np. Wojciech Konieczny. Opcję nr 2 reprezentował np. Piotr Ikonowicz. Opcję nr 3 reprezentował np. Grzegorz Ilka. Opcję nr 4 reprezentuję np. ja, Jan Herman. Jeśli kogoś razi to, że umieszczam swoje nazwisko między tak wybitnymi postaciami, czyli podstawiam u kowala żabią nóżkę – to niech wskaże szybko bardziej poręczne nazwisko, ja do chwały i stanowisk nie pretenduję.

Doszliśmy zatem do sedna sporu, który wybucha w PPS co jakiś czas, a wczoraj coś w nim zapulsowało.

OPCJA NR 1. PRAGMATYCZNO-CYNICZNA

Jest jakaś myśl przetrwalnikowa w tym żeby uczepić się formacji, którą będę tu z przyzwyczajenia nazywał PZPR-SLD, a Zandberg nazywa „złogami PRL”. Na to zawołanie reaguje trwale około 10% ludności Polski, w tym co najmniej jedna formacja związkowa. Tyle że w łonie PZPR-SLD podczas całego okresu po 1989 nie zrodziła się żadna soczysta myśl programowa stricte lewicowa, a znam wszystkie tamtejsze próby. Samo „przyznawanie” się do lewicowości niewiele znaczy, kiedy wykluczenia polskie licznieją (coraz więcej postaci wykluczenia) i pęcznieją (coraz silniejsze są dolegliwości wykluczonych). PZPR-SLD bardzo chciałoby raz na zawsze przechwycić tytuł do powoływania się na doświadczenie PPS, ale może to uczynić pod dwoma warunkami: uzyskać przebaczenie socjalistów za „numery”, jakie wykręciła ruchowi socjalistycznemu po wojnie, ale przede wszystkim uruchomić choćby ślad takich inicjatyw jak spółdzielnie pracy i socjalne, wzajemnictwo w ubezpieczeniach i dobrosąsiedztwie, spójnie w mieszkalnictwie, kasy w opiece zdrowotnej i edukacji, minimalny dochód gwarantowany, samopomoc.

OPCJA NR 2. CZYNNY OPÓR, AKCJA BEZPOŚREDNIA

Poza Nową Lewicą Ikonowicza (niegdyś), podobnie działa dziś tegoż Ikonowicza Ruch Sprawiedliwości Społecznej (ostatnio przywiądł), KOPL, Sierpień’80, ruchy lokatorskie, drobnica związkowa, itp. Opcja ta wnosi do polskiej rzeczywistości ustawiczny „lewacki” niepokój (słowo słabsze niż „ferment”), niezgodę na kapitalizm (przy małej czujności wobec praktyk sanacyjnych formacji rządzącej). Jak zimny prysznic podziałał na nią los Mateusza Piskorskiego, przy czym nie mówię o jego uwięzieniu, tylko o tym, w co się przeistoczyła Zmiana w trakcie jego „odsiadki” i po jej zakończeniu. Dziś ulice – jeszcze niedawno pełne manifestacji, wieców, protestów, akcji przeciw urzędom i biurom – opustoszały, mam poważne obawy co do tego, czy odbędę się doroczne 1-Majowe pochody, a choćby postoje (niedługo ogłoszę w tej sprawie inicjatywę). W każdym razie drobni i wielcy kapitaliści w Polsce na razie śpią spokojnie.

OPCJA NR 3. OPORTUNISTYCZNA

Opcję tę najdojrzalej opisuje fenomen Krytyki Politycznej, która jako ośrodek myśli oraz wydawnictwo jest bardzo płodna, ale powoli schodzi z main-streamu, mimo że np. Maciej Gdula dołączył do grupy posłów lewicowych. Trzon partii Razem (niegdysiejsi Młodzi Socjaliści) jest w kontrze wobec cynizmu PZPR-SLD, ale podąża tą samą drogą, tyle że w komitywie z socjaldemokracją i socjalizmem zachodnio-europejskim. Tu zresztą rozegra się najbardziej „krwawa” wojna na lewicy, Bo Zandberg ma skłonności autorytarne (na szczęście ma licznych współpracowników równie ogarniętych), a słabnący Czarzasty staje się tłustym kotem na podobieństwo tych, których wylansował ostatnio do Parlamentu Europejskiego. W każdym razie już niewiele mu się chce, chyba że jeszcze „poprawi” zupełnie zdezorientowanego, narcystycznego Biedronia.

OPCJA NR 4. CIERPLIWE DOJRZEWANIE

Należę do zwolenników tej właśnie opcji. Takich jest w PPS najwięcej, przynajmniej mam takie wrażenie, dlatego zresztą po latach współ-obecności – przystąpiłem do partii. Znam ją równie dobrze jak ona sama siebie zna. Partia ta długie lata konsekwentnie dawała szansę naprawy formacji PZPR-SLD. Ale kiedy zaczął nią wywijać niepoprawny nałogowy dysydent Ikonowicz – strząsnęła go z siebie. Podobnie kiedy próbował tego samego socjaldemokrata Zandberg. To świadczy o ideowej-politycznej czujności tej partii, choć płaci ona za to koszty „członkowskie”. Nie judzę, ale mam przeczucie, że Konieczny, idąc w zaparte jako piąte koło u wozu PZPR-SLD, wspierając tejże socjaldemokratyzm a nawet technokratyzm – też naraża się doktrynie zawartej w ważnych uchwałach, choć sprawnie rozegrał Kongres. Nie, to nie jest wypowiedzenie posłuszeństwa, a nawet jest to wsparcie w postaci uwag życzliwych.

OPCJA NIEISTNIEJĄCA – SAMOKSZTAŁCENIE

Jest kilka fundacji i stowarzyszeń (SWS, SFWM, Naprzód, Porozumienie Socjalistów, itd.), które próbują organizować konferencje, seminaria, nagrania, publikacje, ale z całej tej gamy ostały się może trzy-cztery pisma, o których możemy mówić, że są „wzięte”: para-dziennik Trybuna, Kurier Związkowy, Przegląd oraz Przegląd Socjalistyczny. Do tego portal Strajk i mająca już swoją tradycje Lewica.pl. Powstają książki w samym łonie lewicy (Prekiel, Ciszewski, Ziemski). Czyli posucha. A jeszcze niedawno bogactwo w tej dziedzinie było takie, że trudno było nadążyć. Nie ma pomysłu na „korporację medialną”, choć „najważniejszy człowiek lewicy polskiej” kocha czytelnictwo, ma doświadczenie i minimum niezbędnych po temu środków, a od nowoczesnych „kanałów” aż się roi.

 

*             *             *

Pora na tytułową kwestię. SOCJALIZM A KOMUNIZM. We wczorajszej dyskusji wieczornej, między wierszami pojawił się taki galimatias, że zapytałem wprost Przewodniczącego Rady Naczelnej PPS: CZY ISTNIEJE TAKI WARIANT SOCJALIZMU, KTÓRY NIE PRZEWIDUJE KOLEJNEJ FAZY, CZYLI KRAJU RAD. 

Kiedy przed dwudziestu laty bawiłem się w porządkowanie fenomenów ideowych, wskazałem socjalizm jako główny nurt ideowy, komunizm jako jego „lewy margines” i socjaldemokratyzm jako jego „prawy margines”. Po sąsiedzku z socjaldemokratyzmem jest już prawicowy technokratyzm, a po sąsiedzku z komunizmem jest już konserwatywny faszyzm (mowa o ideach, a nie o doświadczeniu historycznym). Dlatego socjaldemokratyzm łatwo wpada w pochwałę biznesu, a komunizm – w praktyki totalitarne. I nie piszę tego, aby stygmatyzować nie-socjalistyczne nurty lewicy, tylko żeby coś uporządkować (jeśli się mylę – zapraszam do rozmowy).

Historia ma zwyczaj, aby docelowo skręcać w lewo. Taki „twist”. dlatego technokraci mają się ku lewicowości (Bożyk), a komuniści ku totalitaryzmowi.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Poświęćmy się tej dygresji, bo to ułatwi nam potem wnioski.

Wytworem technokratyzmu jest ordo-liberalizm i jego tajna broń niemiecka – społeczna gospodarka rynkowa. Czyli polityka socjalna łagodząca życie tym, którzy nie radzą sobie pod liberalizmem, a szkoda ich „uśmiercać”, bo ich naturalna żywotność ekonomiczna też jest przecież owocna, daje wkład do społecznej puli dostatku. 

Podobnie wytworem komunizmu – zamiast Kraju Rad, czyli Republiki Samorządów Obywatelskich – bywa totalitaryzm (np. dyktatura proletariatu). Wynika to przede wszystkim z niedostatku obywatelskości, z deficytu gotowości pracy dla dobra wspólnego, postrzegania swojego prywatnego sukcesu jako wynik sukcesu zbiorowego.

Tu Człowiek wpadł w atawizm nawet wobec ssaków, owadów, gęsi czy ryb. Swoją wolność Człowiek konsumuje jako przyzwolenie na anarchię i niezbywalne prawo do niej. Najwięcej anarchistów jest przecież pośród drobnego biznesu: niech się dzieje co chce, po trupach, moje musi być na wierzchu.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Cywilizacyjny skręt w lewo zatem powinien (taka prośba-modlitwa do Historii) zwolnić do czasu, kiedy człowiek dojrzeje mentalnie na powrót (po atawizmach) do kolektywizmu. Wtedy nie totalitaryzm natury politycznej, ale heglowskie „zrozumienie konieczności jako paradygmat wolności” będzie zarządzać ludzką wyobraźnią. I wtedy Kraj Rad będzie możliwy, właściwie konieczny. Czyli kraj spółdzielni i samorządów.

Nie ma niczego bez treningu. Socjalizm międzywojenny był festiwalem przyrządów treningowych. Setki i tysiące najprzeróżniejszych, drobnych i większych inicjatyw społecznikowskich i zarazem gospodarskich, które wszystkie oznaczały kolektywne projekty lokalne, sąsiedzkie, wzajemnicze, samopomocowe.

I dokąd to miało prowadzić?

Moim zdaniem, do tego co przewidywał i czynnie projektował Abramowski. Do upowszechnienia kooperatywizmu, a tym samym do zarządzania rzeczywistością przez samowystarczalne i w konsekwencji samorządne kolektywy.

Dlatego zapytałem Wojciecha Koniecznego, odpowiadającego dziś z tytułu sprawowanej funkcji partyjnej, za kierunek działania kół PPS-owskich: czy dążymy, jak PZPR-SLD, do umacniania Państwa (urzędów, organów, służb) i znajdujemy w nim swoje nomenklaturowe gniazdko, czy zagrzewamy członków PPS i wszystkich ludzi to tego, by ćwiczyli się w obywatelskości? Bo formacja „tuskowitów” sprzeniewierzyła się swojej „obywatelskiej” nazwie, a formacja „kaczystów” woli ograniczać się do konserwatywnej opiekuńczości, opacznie rozumiejąc „sprawiedliwość”. Obie formacje zdradziły etos Solidarności. Socjaliści nie zdradzą.

 

*             *             *

Miarą dojrzałości ideowo-politycznej jest zrozumienie, że kiedy już socjaliści osiągną swój cel (nasycona obywatelskością rzeczywistość) – nastanie rzeczywistość znana (w marzeniu) jako Kraj Rad. ZSRR takim krajem nie był, to oczywiste. Był krajem atrap, zadekretowanych rad, które radami nie były.

Dlatego stracił zaufanie społeczne i zdechł. Oczywiście, przy walnym udziale wszelkich wrogów demokracji, samostanowiącej obywatelskości, wrogów z całego świata. I przy gorbaczowowskiej nieostrożności „operacyjnej”: przegiął w domniemanej rynkowości.

Więc jestem socjalistą, czyli kimś, kto widzi w odległej przyszłości jakiś Kraj Rad, ale pojmuje współczesność jako pole treningowe dla spółdzielczości i samorządności, bo inaczej cofamy się, co widzi każdy obserwator Transformacji. Ale rozumiem komunistów i ich niecierpliwość. Bo chcę tak jak oni – przyszłego Kraju Rad. Na pewno nie takiego, jaki zaserwował nam Stalin, który zbytnio „twistował” i wpadł w okolice faszyzmu. W okolice, podkreślam.

 

*             *             *

Chyba że Wojciech Konieczny zna jakiś sposób na to, żeby socjalizm na swojej drodze do sukcesu wszech-obywatelskiego – kiedyś przystopował, i powiedział ludziom: hola, nie teraz, bo może już jesteście gotowi sami się zarządzać i samo-gospodarować, ale pozwólcie jeszcze Państwu istnieć, niech ono dalej sobie wami porządzi! To niech taki sposób wskaże Wojciech nam, nieoświeconym, ja chętnie się zapoznam, może nawet zmienię swoje wyobrażenia historiozoficzne. Przecież nie jestem uparty…!

Komunistom mówię: nie popędzajcie, materia społeczna jest powolna. Zaś Koniecznemu mówię: dorośnij do przewodniczenia, dopuść różnorodność, i nie judź członków przeciw sobie tylko dlatego, że niektórzy są ustrojowo niecierpliwi. I nie chwytaj mnie za pojedyncze słowa wyrwane z kontekstu, bo ja mogę Ciebie chwycić za całe serie zachowań przeciw-socjalistycznych. I będzie awantura nieziemska, a ja jestem mało skłonny do bijatyk.