Obywatelstwo bez Państwa

2010-10-05 05:29

 

Nietrudno jest zauważyć, że pojęcie obywatelstwa, samorządności, państwa – bardzo mnie zajmują. Nie dziwota zatem, że często rozprawiam o tym w gronie znajomych, dopóki jeszcze wytrzymują.

 

Dość często napotykam w rozmówcach barierę, kiedy „na tapecie” jest temat Człowiek-Obywatel. Tą barierą jest „przypisanie”, rejestr obywateli.

 

Otóż głęboko nam się wbiło w siatkę pojęciową obywatelstwo jako przynależność do konkretnego Państwa, potwierdzona dowodami tożsamości i rozmaitymi innymi jarzmami ustanawiającymi nasze „obowiązki publiczne”: adres zameldowania, NIP, PESEL, konto w ZUS, itd. Podstemplowana urzędowo, zapisana w księgach i rejestrach, utajnionych przed nami.

 

Nawet encyklopedyści piszą, że obywatelstwo, to więź prawna łącząca jednostkę (osobę fizyczną) z państwem, na mocy której jednostka ma określone prawa i obowiązki wobec państwa, a państwo – analogicznie – ma obowiązki i prawa wobec jednostki (ha, ha!). Określenie spraw związanych z obywatelstwem, a w szczególności sposobów jego nabycia i ewentualnie także utraty, należy do samego państwa – jest to jego kompetencja wyłączna. Istnieją także regulacje prawa międzynarodowego dotyczące spraw związanych z obywatelstwem, a w szczególności unikania sytuacji bezpaństwowości i wielokrotnego obywatelstwa. Przykładem powszechności takiego rozumowania niech będzie krótkie opracowanie Prof. dr hab. Jacka Jagielskiego, "Tezy wykładu nt. Obywatelstwo dziś: modele i praktyka".

 

A to wszystko nieprawda, a raczej prawda przekrzywiona, niemiłosiernie pogięta.

 

Obywatelstwo – lub jego brak – tkwi głęboko w nas, w obszarze psycho-mentalnym, i wyraża się nie kagańcami formalnymi, tylko naszą postawą wobec tego co wspólne. Gdyby było inaczej, musielibyśmy uznać, że wczasach przed-państwowych nie było obywateli.

 

Byli.

 

Państwo nie jest bytem samoistnym, otrzymanym przez nas skądś-tam. Państwo utworzyli w uspołecznionym trudzie obywatele, najczęściej – jak pokazuje współczesność – na swoją szkodę.

 

Warto zauważyć, że w Atenach czy Romie, obywatelstwo – to był nobilitujący przymiot, wyróżniający nosiciela owego przymiotu spośród szarej masy ludowej. Oznaczało to słowo między innymi obycie w sprawach publicznych, orientację, zdolność do współdecydowania o losach wspólnoty, a także pisane i niepisane uprawnienia kierowniczo-władcze. Miała wręcz miejsce swoista „hierarchizacja” obywatelstwa, bywało się obywatelem „bardziej” lub „mniej”. Obywatel to był KTOŚ! W koncepcji Arystotelesa obywatelem jest ten kto ma otwarty dostęp do władzy obradującej lub sądzącej. Zgodnie z tą koncepcją obywatelami są ci, którzy uczestniczą w rządzeniu państwem, co w praktyce oznaczało udział w pracach sądu i zgromadzenia ludowego. Ogromne znaczenie miało dla Arystotelesa, zaangażowanie jednostki w życie państwowe, a obywatelstwo było dla niego nie tyle posiadaniem pewnych praw i przywilejów, co odpowiedzialnością za losy państwa i prestiż związany z piastowaniem funkcji publicznej.

 

Upaństwowienie kategorii obywatelstwa okazało się – w dziejach konkretnej części świata, bo przecież nie w Chinach, Indiach, Arabii, Rosji – zwyczajną podpuchą: każdy będzie KIMŚ, ale musi się ugiąć pod szykanami rejestrowymi, musi dać się zapisać formalnie. Musi zafunkcjonować w dyskryminującej przestrzeni MY-OBCY (obywatele-goście, uprawnieni-hołota), która z pierwotnie pojętym obywatelstwem niewiele ma wspólnego.

 

Będę upierał się, że społecznik i przedsiębiorca obywatelami są, a pozostali, którzy mają sumienia, wyobrażenia i ręce wyłącznie „ku sobie” – obywatelstwo w sobie dzień-w-dzień kastrują. Znalazłem na jednym ze ściągawkowych portali uczniowskich (studenckich?) takie oto fragmenty godne rozpowszechnienia:

 

Kategoria obywatelskości

Bycie obywatelem wiąże się z kategorią obywatelskości, rozumianą jako zespół postaw poznawczych i normatywnych oraz odpowiadających im wzorów działania, preferencji wartości i celów, które są podstawą emocjonalnego i intelektualnego zaangażowania jednostek – członków określonej wspólnoty politycznej (państwowej), w sprawy publiczne, ich poczucia identyfikacji i akceptacji tradycji oraz systemu wartości własnej wspólnoty polityczno – kulturowej.

 

Obywatelskość

Jest ona więc pewną postawą, a poczucie obywatelskości, które w najprostszym rozumieniu jest przekonaniem, że „coś do mnie należy” (jestem współ-podmiotem w jakims wycinku tego co publiczne – JH), legitymizuje rolę obywatelską oraz postawy i zachowania, stanowiące konsekwencję bycia obywatelem.

 

Koncepcja Habermasa

Tak pojmowana obywatelskość, łączy się z funkcjonowaniem społeczeństwa obywatelskiego i będącej jego nieodłączną częścią - sfery publicznej, której koncepcje sformułował po raz pierwszy w 1962 roku J. Habermas. Jej zasadniczym elementem jest kategoria opinii publicznej, której pojawienie się, wiąże on z rozwojem mediów drukowanych, takich jak książki, pamflety i gazety. Tocząca się na ich łamach debata, przyczyniła się jego zdaniem do rozpoczęcia publicznej dyskusji, wymiany poglądów oraz dążenia uczestników tychże debat do wypracowania wspólnej konkluzji. Wraz z tak pojmowaną sferą publiczną, pojawiła się też idea, iż władza polityczna powinna podlegać społecznej kontroli i ograniczeniom narzuconym z zewnątrz. Zmiany te doprowadziły zdaniem Habermasa do upodmiotowienia obywateli w wymiarze zarówno politycznym, ekonomicznym jak i kulturalnym. Komunikacja jest więc dla tego autora fundamentem, na którym opiera się istnienie społeczeństwa jako wspólnoty. To dzięki działaniom komunikacyjnym kształtować się mają wartości, z których potem wyrastają instytucje społeczne, takie jak choćby rodzina, wymiar sprawiedliwości czy instytucje polityczne.

 

Obywatelstwo zatem – to dla mnie czynne, świadome, podmiotowe, niezależne (niesterowane) zaangażowanie w sprawy publiczne, bezinteresowne w tym sensie, że swój interes obywatel (nazwijmy go prawdziwym) widzi poprzez realizację interesu ogólnego, wspólnego, publicznego, wyłącza w ten sposób ów prawdziwy obywatel swój społeczny egoizm, licząc na to, że wspólne sukcesy w dwójnasób wynagrodzą mu poświęcenie.

 

Jeszcze raz cytowana wcześniej ściągawka:

 

Rola obywatela

Mimo że aktywność jest niewątpliwie atrybutem obywatela, nie ma jednak zgodności co do stopnia tejże aktywności, jakim powinien się on wykazywać. Różne drogi rozwoju demokracji doprowadziły do różnych teoretycznych ujęć w tym zakresie:


a) w teorii (tradycji) liberalno – demokratycznej, rola obywatela jest raczej niewielka i sprowadza się do wyboru elit, które sprawują władzę w przedstawicielskim rządzie;


b) w teorii (tradycji) demokracji uczestniczącej, obywatele powinni nie tylko wybierać swoich przedstawicieli, ale także brać aktywny udział w rzeczywistym podejmowaniu decyzji.


W nurcie liberalnym punktem wyjścia jest obywatel, traktowany indywidualnie (co jest zgodnie z liberalną wizją społeczeństwa jako ogółu wolnych i autonomicznych jednostek), a wolny wybór stanowi jedną z podstawowych cech liberalnej wizji obywatela. Aby jednak jednostka mogła podejmować dobre decyzje, winna być osobą świadomą, refleksyjną i krytyczną wobec otaczającej go rzeczywistości. Obywatelskość jednostki jest tutaj równoznaczna z jej autonomią, czyli z wolnością ustanawiania, definiowania i poszukiwania własnego celu, bez ograniczeń z niczyjej strony - zwłaszcza ze strony państwa. Ogromną rolę w liberalnym rozumieniu pojęcia obywatela pełni więc także kategoria wolności, rozumiana zarówno w swym aspekcie pozytywnym (indywidualne prawa i wolności), jak i negatywnym (ochrona przed nadmiernymi arbitralnymi ograniczeniami głównie ze strony instytucji państwowych).


Zupełnie odmienną wizję obywatela proponuje nurt komunitarystyczny, dla którego kluczowym jest pojęcie historycznie ukształtowanej wspólnoty (community). Bycie obywatelem, oznacza więc dla komunintarian przede wszystkim przynależność do tej wspólnoty, zakorzenienie w pewnej tradycji i podzielanie wspólnych wartości wraz z innymi jej członkami. To relacje ze wspólnotą wpływają na poczucie obywatelstwa, a co za tym idzie troskę o dobro wspólne. Krytyce poddają oni wyobcowanie liberalnej wizji obywatela, która prowadzić ma do nieuchronnej atomizacji i fragmentaryzacji społeczeństwa. Zdaniem zwolenników tego nurtu indywidualna autonomia powinna się równoważyć z kategorią dobra wspólnego, a kluczowymi wartościami jakimi powinien kierować się obywatel są: dobro wspólne, solidarność i odpowiedzialność.

 

W tym kontekście, po raz kolejny, w obliczu rozgrzewającej się kampanii samorządowej (zauważmy: media ekscytują się kilkunastoma kluczowymi metropoliami i nazwiskami, jakby to była esencja samorządności!) – podrzucam pod publiczną dyskusję Ugodę społeczną, zrodzoną w koleżeńskich dysputach – i nie tylko, do tego nowych 21 postulatów „ogłoszonych” przeze mnie 17 sierpnia.

 

Kontakty

Publications

bez Państwa

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz