Obywatelski przymus bezpośredni. Czas na Samorządy

2010-11-09 08:08

 

Niniejszą notkę poświęcam rozróżnieniu między terrorem a terroryzmem. Co prawda, w notce sprzed kilku dni (patrz: tutaj), przytoczyłem dość dobre (chyba) definicje, ale tutaj chcę uwypuklić pewien „ludzki”, psycho-mentalny aspekt tego rozróżnienia.

 

Najbardziej ogólnie bowiem sądzę, że – poza marginesem, czyli osobnikami niezrównoważonymi i grupami ewidentnie przestępczymi – terroryzmem zajmują się albo ludzie doprowadzeni do bezsilnej ostateczności przez jakiś przemożny SYSTEM, albo ugrupowania głęboko ideowe przyjmujące na siebie „święty obowiązek” wstawienia się za ludźmi i całymi społecznościami, które z SYSTEMEM nie umieją sobie poradzić.

 

To są – oczywiście – amatorskie przypuszczenia, nie jestem fachowcem od terroryzmu w żadnym sposobie.

 

Możemy dość łatwo – nad Wisłą – wyobrazić sobie sytuację, w której postępowanie administracyjne czy sądowe przypomina nagonkę albo spisek na kogoś konkretnego, na obywatela. Przed takim postępowaniem nie ma obrony, mimo że taką obronę teoretycznie zapewnia Konstytucja i tak jest „ułożony” system prawny.

 

System prawny – pewnie każdy, a polski na pewno – nie jest oparty na żelaznych, fatalistycznych, „zero-jedynkowych”  algorytmach. Z jednego pakietu przesłanek można „wyprowadzić” nie jedno, a kilka potencjalnych rozwiązań, te zaś stanowią kolejną przesłankę dla następnych niejednoznacznych rozwiązań. Od kogoś, kto – powiedzmy – panuje nad sytuacją, zależy to, jak będzie interpretowany pakiet przesłanek, czyli jakie rozwiązanie zostanie wybrane.

 

Krócej: może się zdarzyć, że ktoś powodowany złą wolą, a jeszcze umiejący zawiązać (mikro)układ, może doprowadzić jakiegoś „przeciwnika” do przysłowiowego szału. Na przykład kilku prawników, z których jeden jest radcą prawnym jakiejś instytucji, drugi sędzią, trzeci prokuratorem – mogą współdziałać w taki sposób, że strona procesowa nie będąca w tym cichym porozumieniu „przegra”, choćby miała absolutną rację obiektywną. Po prostu każde zdarzenie, każdy dokument będzie tak długo „mielony” przez nich poprzez procedury i tak interpretowany, że zawsze wyjdzie, iż ten kto obiektywnie ma rację – przed sądem jest tej racji pozbawiany. W glorii i chwale prawa!

 

Sprzyja temu dość dziwna, nieludzka nierówność podmiotów wobec prawa: kiedy mataczy prawnik, a jeszcze reprezentujący podmiot „urzędowy, państwowy” – wtedy nawet, jeśli się to wykryje, używana jest formułka „oczywistej pomyłki” nie mającej wpływu na przebieg procesu. Kiedy jednak robi to „przeciwnik procesowy” – okazuje się to próbą wprowadzenia w błąd wymiaru sprawiedliwości, obraza sądu i innym poważnym wykroczeniem. Prościej: kiedy policjant się wkurzy i uderzy przesłuchiwanego – to co najwyżej przekroczył swoje uprawnienia, prowokowany przez niego. Ale kiedy przesłuchiwany odda – mamy napaść na funkcjonariusza państwowego na służbie. Kiedy komornik bezprawnie „dopisuje” odsetki – to co najwyżej wycofa się z nich, jeśli zostanie przyłapany, ale jeśli to samo zrobi „zwykły” człowiek – z całą pewnością zostanie ukarany.

 

 

*             *             *

Z moich obserwacji – nierzadko „uczestniczących” – wynika jasno, ze opisywane nierówności wobec prawa rozkładają się w Polsce dość klarownie: uprzywilejowane jest Państwo (urzędy, organy, agendy, służby, plenipotenci, funkcjonariusze, urzędnicy, posłowie, ministrowie, radni), a „pod kreską” jest obywatel w pojedynkę lub reprezentujący jakiś podmiot (przedsiębiorca, społecznik organizacji pozarządowej, animator kultury). Obraz ten jest nieco rozmazany, bowiem po stronie Państwa występują niekiedy jego janczarzy-władykowie, uzurpujący sobie władzę nad obywatelem, przedsiębiorcą, społecznikiem, animatorem. Janczarzy-władykowie w sytuacjach konfliktowych zręcznie żonglują swoją dwuznaczną rolą: zależnie od tego, jak im wygodnie, ustawiają się w roli „oddolnej” lub „odgórnej”, choć przyciśnięci do muru wybierają swoją „odgórność” związaną z jakąś uzurpowaną władzą i ze „zblatowaniem”  środowiskowo-państwowym.

 

W Polsce mamy do czynienia wręcz z „kulturą władzy uzurpowanej”, na mocy której władzę nad szarym człowiekiem (taką roboczą władzę, sytuacyjną, codzienną) mają osoby z gruntu powołane do służenia mu: policjanci, ochroniarze, kontrolerzy, konduktorzy, ubezpieczyciele, przewodnicy, kierowcy, lekarze, celnicy, pogranicznicy, bankowcy, referenci urzędów, kierownicy, wojskowi, sędziowie, nauczyciele, itd., itp. w swoich „statutach i regulaminach” zawsze wynajdą takie zapisy, które ich wyposażają we władzę, natomiast są ciężko urażeni (i umieją dać temu dotkliwy wyraz), kiedy im się przypomina ich obowiązki i w ogóle Konstytucję. Występują zawsze w napuszonym imieniu Instytucji i Prawa, nawet jeśli uprawiają ewidentną prywatę i leczą osobiste ambicje czy urazy.

 

W ślad za tą kulturą postępuje przemożna skłonność do ucisku i ciemiężenia obywateli (każdy z powyższych na swój odrębny sposób), do odmawiania im elementarnych praw obywatelskich, a niekiedy ludzkich. Do traktowania ich „poza nawiasem” humanizmu.

 

Kultura Władzy Uzurpowanej coraz częściej i coraz jawniej przenosi się do obszarów instytucjonalnych, „okopuje” się w relacjach Państwo-Samorząd: co prawda definiuje się Samorząd jako autonomiczną, podmiotową, suwerenną wspólnotę obywatelską, ale z drugiej strony w doktrynie i w życiu codziennych wyznacza mu się rolę podrzędną, podporządkowaną wobec Państwa.

 

A następnie tak „spreparowany” Samorząd ciemięży się na różne sposoby, w zasadzie identyczne z tym, co wyżej pisałem o Państwie i janczarach-władykach wobec szarego obywatela.

 

I wtedy już można mówić o terrorze, wyzysku, ucisku.

 

 

*             *             *

Podstawowym narzędziem terroru „odgórnego”  jest „broń ostateczna” w postaci – rzeczywistych lub uzurpowanych – uprawnień do przemocy i przymusu, w tym do przymusu bezpośredniego. To dlatego terroryści uciekają się do tego samego instrumentu: porywają, wysadzają, okupują, szantażują. Uważna analiza metod terroru „odgórnego” (państwo i jego janczarzy-władykowie) pozwoli każdemu zauważyć, że terroryści „oddolni” nie robią niczego innego, tyle że czynią to w sposób bardziej widowiskowy i pozbawieni są wsparcia moralnego mediów.

 

Media czasem „szczypią” Państwo i jego janczarów-władyków (w 99% jest to bezskuteczne, służy tylko czytelniczej wiarygodności tych mediów), ale terrorystów oceniają jednoznacznie źle, nawet jeśli „rozumieją” głębsze przyczyny terroryzmu.

 

Polska „jakoś przeżyła” terroryzm solidarnościowy, pracowniczy, można powiedzieć: oddolno-ludowy. Polska jakoś przeżyje terroryzm zbuntowanych Samorządów. Pojedynczy obywatele, a także przedsiębiorcy, społecznicy i animatorzy – zawsze przegrają z machiną urzędniczo-medialną. Samorządy – nie muszą przegrać. Ale muszą się kiedyś „zbiesić”, bo bez tego zostaną stłamszone do imentu.

 

Pisałem (tutaj): „Potrafię sobie wyobrazić świadome swych Racji i zorganizowane politycznie, zbuntowane samorządy szczebla podstawowego, które przechwytują wszelkie podatki i zagospodarowują je samorządnie we własnym zakresie, Państwu oddając tylko to co niezbędne, za zgodą wyrażoną przez wyborców. Dziś sytuacja jest odwrotna: to Państwo jak jedynowładca zarządza budżetem, w którym najpierw zaspokajany jest interes Państwa, potem Gospodarki, potem tych sił lobbystycznych, które coś uszarpią, na koniec to co zostanie idzie „na dół”. To nie jest ani sprawiedliwe, ani racjonalne, ani nawet konstytucyjne, choć sługusy Państwa udowodnią zawsze coś zupełnie odwrotnego”.

 

Nie umiem nic ponadto dodać. Może nie powinienem?

 

 

Kontakty

Publications

przymus bezpośredni. Czas na Samorządy

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz