Obywatelik na galeryjce

2010-03-15 17:29

Obywatelik na galeryjce

 

Jest taki narów w nas (nie wiem, może tylko na naszym podwórku), że kiedy już wybierzemy spomiędzy siebie tych najbardziej godnych i ustanowimy ich naszymi przedstawicielami, reprezentantami, przewodniczącymi – to coś się w nas nagle przebiegunowuje, i niemal w następnej chwili ustawiamy się wobec niego jako roszczeniowi szydercy: te, co ty tam na tej „górze” wyprawiasz, ty, jeden ty!

 

Za młodu – zauważywszy ten problem – próbowałem coś na to zaradzić na „swojej” uczelni, ale to nie miało sensu, bo nawet inicjatywa włączenia „narodu” do wspólnego gospodarzenia poletkiem publicznym spotkała się z krytyką, bo nie po to ciebie wybieraliśmy, żebyś nas teraz wkręcał w swoje obowiązki. Zatem jakoś tam rządziłem, na szczęście przed poważnymi błędami wtedy strzegła studentów Matka-Partia (na mojej uczelni uosabiana przez jej sekretarza Dariusza Rosatiego, dziś liberała w szacie „oddolnej”). Nie mam żalu do Partii i Rosatiego, przynajmniej nie o to.

 

Ale narów pozostał. I pozostał obyczaj „matkowania” maluczkim przez tych, co już wyrośli.

 

Po mojemu Obywatel to taki ktoś, kto ma jakie-takie rozeznanie w sprawach publicznych, które go dotyczą i wokół niego się dzieją. I zaopatrzony w to rozeznanie stara się zgłębić to wszystko swoim intelektem oraz poprzez realne działania praktyczne. Obywatel(ka) zatem – to świadomy swojego miejsca i roli osobnik, mający poczucie społecznego obowiązku. Obowiązek ten zaś przekłada się na taką oto postawę, w wyniku której ciągnie się za sobą i wspiera tych, którzy jeszcze obywatelami nie są, nie umieją być, nawet może nie chcą.

 

Można sobie wyobrazić pudełko z muchami (a fe!), w którym jedne muchy popadły w apatię, inne pozwalają sobie rozkazywać, a nieliczne rozkazują i starają się. Z zewnątrz wygląda to na buzującą życiem zbiorowość, ale fakt jest taki, że tylko nieliczni uruchamiają cały ten zgiełk. Gdyby te najbardziej energiczne przestały rywalizować ze sobą, naradziły się nad najlepszymi sposobami na wspólny los i potem zgodnie zaprzęgły do pracy (i samorozwoju) pozostałe, czyli te bierne i te najbardziej apatyczne – wtedy niewątpliwie jednym zbiorowym kopnięciem uderzyłyby w wieczko i uzyskałyby drzwi na świat. Mogłyby sobie znaleźć w tym świecie lepsze miejsce, mogłyby też zabezpieczyć się przed ponownym zamknięciem puzderka.

 

Ale one – te najcwańsze muchy – wolą się żreć między sobą, a do tego pomiatać tymi mniej rozgarniętymi.

 

Zatem zapuszkowany ich świat jest areną żenujących, głupich, w sumie beznadziejnych i samobójczych rozgrywek i gierek, które całą społeczność prowadzą nieuchronnie do zapaści. Zanim to jednak nastąpi, to te żywotniejsze posilają się energią tych słabszych,  można powiedzieć, że mają karmy w bród: rosną więc statystyki dobrobytu, bo giną te co nic nie mają, a wzrastają wciąż te co wyzyskują owe ginące.

 

Ratunkiem dla ginących jest ucieczka na galerię i rezygnacja z bycia obywatelem, za to objęcie funkcji obserwatora-komentatora-szydercy. W tej funkcji nie są groźne, więc daje się im spokój, w dodatku – skoro jest widownia – niektóre z tych słabszych zaczynają się ostatkiem sił popisywać – i wtedy są już „legalnie” zjadane, ich eksterminacja jest usprawiedliwiona, kto wie, czy nie pożądana!

 

I w takim ni-to amfiteatrze, ni-to Colosseum, życie mieni się barwami, pulsuje w najlepsze. Galeria zachwyca się celebrytami, brzydzi się tumanami, którzy dają się pożerać i nie umieją się wykaraskać na widownię choćby.

 

A skarbnik chodzi pośród tego tumultu i rozdaje dowody osobiste z Peselem. Całą tę widownię ogłasza, że jest ona Rynkiem, wytycza jej rewiry, które nazywa Samorządami, a wszystko razem obwołuje Demokracją i każe głosować na tych celebrytów, którzy wydają się najzręczniejsi w swojej robocie: wszak co to za obywatel, który nie jest zarejestrowany, ponumerowany, opodatkowany, zaksięgowany, przyporządkowany, zaadresowany, pouczony, zobowiązany, odhaczony na liście?

Kontakty

Publications

Obywatelik

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz