Obrona przez ciężką pracę społeczną

2019-05-30 07:39

 

Uprzedzałem – wtedy, kiedy powstawał Komitet Wyborczy Wyborców Dra Mateusza Piskorskiego (na użytek głosowań na administrację lokalną, zwanych wyborami samorządowymi) – że na jakiś czas odstępuję od bezstronności politycznej.

Mateusza nie dopuszczono do kandydowania za pomocą prostego zabiegu proceduralnego: nie pozwolono mi (pełnomocnik wyborczy kandydata) wejść do aresztu z jakimkolwiek dokumentem (wzorem dokumentu), aby mógł podpisać zwykłą zgodę na kandydowanie. Oczywiście, mieliśmy w różnych formach tę zgodę (np. w postaci druku przemyconego przez adwokata, w postaci nagrania jego oświadczenia podczas przejścia z „transportu” na salę rozpraw, itd.).

Chcieliśmy mieć w ręku – i złożyć w PKW – dokument poprawny formalnie, ale też uzyskany w poprawny sposób, aby uniknąć zarzutu „nielegalności”. Blokowanie nam możliwości wniesienia takiego dokumentu do aresztu, by uzyskać podpis – to było oczywiste przestępstwo przeciw wyborom, i to w wykonaniu samej Komisji Wyborczej.

Poprosiliśmy – złożywszy dokumenty jego kandydatury – aby Komisja Wyborcza, korzystając ze swoich uprawnień – sama uzyskała podpis Mateusza uzupełniający zgłoszenie kandydata. Odmówiono nam, choć taka możliwość w świetle prawa istniała, a nawet należało ją – w świetle tegoż prawa – wykorzystać.

W tym sensie Mateusz Piskorski został od kandydowania odsunięty na skutek knowań politycznych. Nikomu nie spadł włos z głowy z tego powodu, choć w kraju Unii Europejskiej blokowanie kandydatury przez urzędników-funkcjonariuszy jest ciężkim przestępstwem i swoistym kuriozum, przeciwieństwem jakichkolwiek wyobrażeń o demokracji.

Zamierzaliśmy również utworzyć komitet wyborczy na czas głosowań do Parlamentu Europejskiego. Z powodów, które kiedyś opiszę – odstąpiłem od roli animatora tego przedsięwzięcia, choć było politycznie logiczne.

Ostatecznie Mateusz wyszedł na wolność, co jest największym kuriozum prawno-ustrojowym od wielu lat. Otóż Mateusz jest – już – oskarżonym w sprawie o szpiegostwo. Zarzut postawiono mu dopiero po dwóch latach aresztu (co dowodzi, iż nie było „nic na niego”), a sam proces nie jest o żadne szpiegostwo, tylko o to, że jako polityk i człowiek mediów lobbował na rzecz jednego-drugiego z mocarstw.

Kilkanaście dni temu – po wielu prowokacjach, które również zostaną skrupulatnie opisane i opublikowane -  Mateusz został wypuszczony za kaucją. Uwaga: szpieg wychodzi na wolność za kaucją! To jest najlepszy dowód niewinności oskarżonego!

Ale oto wychodzi szydło z worka: zabrania mu się rozmów z potencjalnymi świadkami w sprawie (czyli z aktywem partii, którą założył i której w równie kuriozalny sposób odmawia się rejestracji), a także zabrania się działalności politycznej (kontynuując niedozwolone Konstytucją i konwencjami represje polityczne).

Mamy zatem do czynienia z grubą prowokacją: przecież jest jasne, że Mateusz, polityk z krwi i kości (były poseł, niegdyś rzecznik ugrupowania współrządzącego) – będzie starał się powrócić do polityki, więc chodzi o to, by mu zamknąć (polityczne) usta albo go z powrotem zamknąć za kratki, tym razem już w pełni legalnie, na podstawie złamania zasad zwolnienia warunkowego.

 

*             *             *

Mateusz nie jest postacią (na polskie warunki) jednoznaczną politycznie. Zaczynał w latach szczenięcych jako tzw. neopoganin, czyli rzecznik pradawnej polskiej tożsamości. Potem dojrzał do roli polskiego patrioty, a jednocześnie zdobywał wykształcenie politologiczne (magisterium, doktorat, funkcje w świecie uniwersyteckim), doświadczenie polityczne (poseł, „własna” partia) i medialne (stała obecność w „eterze” w roli komentatora-eksperta). Poprzez partię Samoobrona ukształtował w sobie dojrzałe poglądy socjalistyczne: stał się apostołem uciśnionych, wykluczanych przez Transformację, przez jej dolegliwy społecznie system-ustrój.

W założonej przezeń partii Zmiana starał się połączyć pierwiastek socjalistyczny z pierwiastkiem patriotycznym. To czyniło go „podejrzanym” zarówno dla radykalnych patriotów, jak też dla równie radykalnych socjalistów. Potem, w czasach trzyletniego aresztu, trudno było o realne wsparcie dla niego mimo oczywistej, absurdalnej niesprawiedliwości, jaka go spotkała.

Jako człowiek rozpoznawalny ideowo, stawiający na rzeczywistą samorządność i rzeczywistą spółdzielczość (jakże różna od tego, co się tymi nazwami w Polsce określa!) byłem ustnie (ale przy świadkach) powołany do roli lidera Rady Gospodarczej partii Zmiana (nie wymagało to członkostwa, zresztą partii odmawiano „łaski” rejestracji). Z tego tytułu – pod jego „szpiegowską” nieobecność  - opublikowałem dziesiątki tekstów na ten temat.

Swoją robotę – jako in-spe „spec” od polityczno-gospodarczej podmiotowości Proletariatu (wykluczonych przez system-ustrój) – wykonywałem rzetelnie.

Zapytałem go w areszcie wprost: czy wolno mi nazywać ciebie socjalistą-patriotą. Mateusz potwierdził. Nazywałem go zatem patriotą-socjalistą za jego zgodą.

Więcej: w moim liście do osoby zwanej w Polsce Prezesem – napisałem wprost: wedle mojego rozeznania i wyobrażenia, Mateusz potrafi wznieść się ponad osobiste urazy związane z krzywdą i pracować ręka-w-rękę na rzecz ulżenia doli tych najbardziej „dotkniętych” przez system-ustrój, którym potrzebne są elementarne gesty natury socjalnej.

Rozpocząłem też – na swoje możliwości i miarę – kampanię pod nazwą 5+2, a pod tymi liczbami kryje się Minimalny Dochód Gwarantowany (symbolicznie: Podłoga, Koszula, Posiłek, Gazeta, Bilet) oraz Elementarne Zabezpieczenie Socjalne (opieka zdrowotna i edukacja ustawiczna, od podlotka do staruszka). Na ten temat mój „dorobek” w postaci tekstów i projektów społecznych jest niemały.

 

*             *             *

Piszę to wszystko nie dla swojej chwały (jeszcze raz powtarzam: odmówię wszelkich apanaży i premii związanych z tą działalnością), ale żeby unaocznić wszystkim , których to interesuje, że „robota Mateuszowa” nie stała w miejscu pod jego aresztancką nieobecność , przynajmniej w dziedzinie, do której mnie powołano.

Teraz Mateusz jest na łże-wolności. Do niego należy decyzja o tym, czy będzie chodził po tej wolności okastrowany z oczywistych praw konstytucyjnych, czy – stosując formułę Radbrucha – zacznie normalną, otwartą, przysługująca każdemu Obywatelowi i Europejczykowi – działalność publiczną.

Przed polskimi środowiskami patriotycznymi i socjalistycznymi stoi wyzwanie moralne: czy zaakceptują wreszcie pogląd, że można i trzeba być – w naszej dobie – jednocześnie patriotą i socjalistą. Czy po tym, jak oczywiste stały się bezprawne represje wobec dojrzałego polityka-naukowca-obywatela – docenią to i zdejmą wreszcie nijak nie uzasadniony ostracyzm, jakim go doświadczały?

 

*             *             *

Polski ustrój wymaga przeobrażeń, poprzez które będzie można przebudowywać świadomość obywateli – z obywatelstwa rejestrowego w obywatelstwo rzeczywiste. Jednym z punktów zaczepnych tej przebudowy może być instytucja Społecznego Rzecznika Praw Człowieka i Obywatela. Koniecznie społeczna, czyli niezależna od państwowego budżetu, od państwowych organów, procedur, itp.

Słowo „rzecznik” zastąpmy słowem „ławnik” i uzyskamy pożądany efekt symboliczny: ławnik to ktoś, kto reprezentuje stronę społeczną w dowolnych procedurach-procesach.

Konstytucja na ten temat ma do powiedzenia tylko tyle (art. 182): Udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości określa ustawa. Czyli nic nie ma do powiedzenia, oddając cały temat grom polityczno-urzędniczym.

A zobaczmy, ile do „osądzenia” jest w sprawie obywateli:

  1. Odebranie obywatelom i ich reprezentacjom kontroli nad materialnym i niematerialnym (np. instytucjonalnym) dorobkiem pokoleń, dobrem wspólnym, majątkiem narodowym;
  2. Wyzucie – i to podstępne, np. poprzez PPP (NFI) obywateli w szyderczo przyznanej im własności nad majątkiem narodowym;
  3. Przeniesienie ciężaru władzy-rządów z ciał przedstawicielskich (Parlament, Rady) na ciała wykonawcze (Rząd, aparat biurokratyczny, funkcje wykonawcze w administracji lokalnej i branżowej);
  4. Dyskryminacja wedle kryterium własności majątkowej i pozycji w podziale dochodu, przyzwolenie na codzienną, systemowo-ustrojową opresję „majętnych” wobec „wyzutych z posiadania”;
  5. Partiokracja ustrojowo-systemowa, czyli rządy monopoli politycznych wypierające procesy obywatelskie (oddolne) z wszelkich przejawów naturalnej żywotności ekonomicznej, duchowej, politycznej;
  6. Brak jakiejkolwiek odpowiedzialności polityków za składane obietnice zwane wyborczymi, patrz: szydercze zapisy art. 104 Konstytucji i artykułów powiązanych – a przecież obietnice te są umową, zobowiązaniem polityka za poparcie w głosowaniach;
  7. Podobnie z jawną i ważną politycznie umową rządową, umowa premiera ze społeczeństwem, w postaci tzw. exposé, przyjmowanego przecież przez Parlament – i najczęściej zapominanego w następnej minucie. Toż to wyłudzanie uprawnień, w przypadku Premiera – kluczowych!

Przecież takich naruszeń Konstytucji jest co niemiara. Wszystkie one stanowią niepisany, nielegalny ustrój!

Nie może być rzecznikiem obywatela, konsumenta, dziecka – iluż mamy tych rzeczników…?!? – którego status polityczny i materialny zależy od tych, których ma osądzać!

Wymienię jedną prerogatywę „naszego” Ławnika: prawo do bezwarunkowego weta powstrzymującego wobec każdej procedury prawnej na szkodę obywatela. Oznacza to, że dowolna windykacja i dowolne zatrzymanie (ograniczenie-pozbawienie wolności czy praw) może być na jakiś czas (wystarczający lokalnej społeczności na wyrobienie zdania) zawieszone.

Działać to powinno na takiej samej zasadzie, jak zgłoszenie manifestacji: samo zgłoszenie wystarcza, bez wnioskowania o zgodę, a organizator odpowiada za wszelkie skutki przedsięwzięcia.

KTÓŻ MOŻE BYĆ LEPSZĄ TWARZĄ KAMPANII NA RZECZ TAKIEGO ROZWIĄZANIA USTROJOWEGO, NIŻ WIĘZIEŃ POLITYCZNEGO SUMIENIA, DOŚWIADCZONY POLITYK, DOKTOR NAUK POLITYCZNYCH?

 

*             *             *

Proletariat – czyli ludzie żyjący z pracy najemnej oraz ubiegający się o taką pracę, którzy „dopłacają” do systemu-ustroju swoją nie(d)opłaconą aktywnością w miejscu zatrudnienia i w przestrzeni publicznej – są w Polsce w odwrocie. Rzucono na nich anatemę zarówno w roku 1989, stawiając oskarżycielskie pytanie, dlaczego nie są przedsiębiorcami, jak też po roku 2015, stawiając ich pod pręgierzem za korzystanie ze swoich oczywistych praw, np. prawa do poglądów ideowych i politycznych, do aktywności na rzecz ustrojowego wprowadzenia rozwiązań uwzględniających ich proletariacki interes.

Są jednak takie funkcje ustrojowo-polityczne, których nie sposób zignorować nawet w atmosferze linczu i nagonki wobec proletariatu i proletariackiego aktywu. Jest to funkcja  zabezpieczenia socjalnego ludności (podłoga, posiłek, koszula, bilet, gazeta – do tego opieka zdrowotna i edukacja), a także funkcja gwarantowania proletariuszowi prawa do legalnego i godnego zdobywania elementarnych dóbr i wartości (czasem funkcja ta ograniczana jest programowo do „prawa do pracy”).

Kiedy te funkcje są nijak nie realizowane – dochodzi do osobliwego „genocydu”.

Lewica historycznie wzięła na siebie obie te funkcje: opieka nad systemowo-ustrojowo przegrywającymi oraz „ogarnianie” naturalnej żywotności ekonomicznej prawami pracowniczymi-obywatelskimi.

W czasach PRL lewica zaniedbywała swoją rolę wykonawcy tych funkcji, przegrywając z kretesem „swój” ustrój wobec Solidarności. W czasach Transformacji lewica zupełnie abdykowała z tych funkcji i pozostawiła je nieprzygotowanym, a może zdradzieckim, proletariuszo-żerczym przywódcom Solidarności, w pewnym momencie okazali się oni przywódcami Państwa.

  1. Zabezpieczenie socjalne ludności jest w Polsce kuriozalnie niewielkie, spoczywa na barkach organizacji pozarządowych i w sferze kampanii wyborczych.
  2. Gwarancje dla praw obywatela i pracownika – najpierw zupełnie upadły pod przemożną siłą Rynku, Wolności i Demokracji, a następnie zostały wybiórczo „odratowane”.

Paradoksalnie zabezpieczeniem socjalnym ludności zajęła się ostatecznie formacja parafialno-patriotyczna, z założenia „antysocjalistyczna”, natomiast problem podmiotowej samoorganizacji Proletariatu (spółdzielnie, samorządność) nadal jest na cenzurowanym.

Z tego powodu niezwykle istotne staje się odrodzenie Proletariatu w obu funkcjach: najpierw, oczywiście, w formule roszczeniowej (ochrona praw i interwencje ustrojowe, konstytucyjne), a następnie w formule politycznej (inicjatywy organizacyjne i prawne na rzecz przebudowy ustroju).

Stąd inicjatywa powołania Społecznego Rzecznika Praw Człowieka i Obywatela, początkowo pojedynczej osoby, potem całego środowiska, niezależnego (materialnie i politycznie) od oficjalnych budżetów i instytucji państwowych.

Tu przerwę.

Pomyśl, Czytelniku, wyzbywszy się najpierw uprzedzeń, a następnie – kalek pojęciowych, wbitych nam, wdrukowanych starannie przez ostatnie dwa pokolenia…