O ustroju Rzeczpospolitej Kolejnej

2015-12-05 07:39

 

Ustrój, zwany potocznie systemem[1], jest pochodną powszechnych pragnień „masy społecznej”[2], wyobraźni elit politycznych[3] i intelektualnych[4] oraz – panującej w regionie świata – ogólnej skłonności do politycznego wyrażania się.

Polska leży w regionie zwanym Europą Środkową, rozpostartym (umownie) między środkami mórz Bałtyckiego, Adriatyckiego i Czarnego (albo – równie umownie – w trójkącie pomiędzy Tallinnem, Odessą i Triestem), pozostającym pod równorzędnym wpływem Orientu (Bliski Wschód, Kaukaz, echa tatarsko-mongolskie), Rosji (nieco młodszej od Polski, ale odnoszącej trwalsze sukcesy organizacji imperialnej) i Europy (nawarstwiającej tradycję Hellady, Imperium Romanum, Chrześcijaństwa, nałożonej na żywioły germańskie, iberyjskie, brytyjskie)[5].

Mimo warunków, jakie stwarza geopolityczne położenie Polski, polityczne emocje wiążą Polskę nie tyle z Europą Środkową, ile z Europą (zachodnią: Polska uważa się za integralną i odwieczną część Europy obejmującej Germanię, Galię, Brytanię, Italię, Iberię, Helladę, Skandię), w wiecznie odtwarzanej kontrowersji wobec Rosji (mimo, że Polacy to trzeci co do liczebności żywioł słowiański, psychomentalnie i kulturowo najbliższy Rosji), zaś asocjacje orientalne są dla Polski mgliste i w gruncie rzeczy egzotyczne. W Polsce panuje dość powszechna uległość wobec nacji o korzeniach zachodnio-europejskich i poczucie wyższości wobec nacji o korzeniach wschodnio-europejskich[6].

W Pedii znajdujemy charakterystykę Europy Środkowej. Grupa ekspertów Organizacji Narodów Zjednoczonych w 2006 roku zaproponowała następujące kulturowe kryteria wyróżnienia regionu „Europa Środkowa”:

·         synchroniczna lub diachroniczna obecność katolicyzmu i protestantyzmu, podczas gdy prawosławie i islam odgrywają jedynie marginalną rolę;

·         zasięg regionu wyznacza kultura niemiecka i żydowska, współwystępująca z warstwami kulturowymi słowiańskimi, węgierskimi i romańskimi (występującymi również poza Europą Środkową);

·         stosunkowo wczesny rozwój miast i mieszczaństwa w porównaniu z Europą Wschodnią i Europą Południowo-Wschodnią;

·         wczesne pojawienie się niezależnej ludności wiejskiej;

·         tradycje lokalnej i regionalnej samorządności;

·         kulturowe i etniczne zróżnicowanie;

·         polityczna i gospodarcza orientacja na kontynent (nie na obszary zamorskie);

·         uprzemysłowienie późniejsze niż w Europie Zachodniej, ale znacznie wcześniejsze niż w Europe Wschodniej i Południowo-Wschodniej.

Pod innym kątem, choć odwołując się do niektórych z tych kryteriów, patrzył na Europę Środkową Csaba Kiss[7]: Gdzież jest więc ten obszar? Według jednej z możliwych definicji jest nim ta strefa naszego kontynentu, w której w podobny sposób odbywało się powstawanie narodów, ów ważny składnik procesu modernizacji. Na początku tego procesu nie było niepodległej państwowości [...] Obszar ten był zamieszkany przez ludność o skomplikowanej strukturze narodowościowej, gdzie zazwyczaj współistniały różne wyznania religijne i, co za tym idzie, różniące się od siebie tradycje cywilizacyjne. Gdzie idea nowoczesnego narodu zawitała z zewnątrz, była niejako towarem importowanym z Zachodu. Mówiąc krótko: na wschód od niemieckiego i na zachód od rosyjskiego obszaru językowego. Zalicza się do niego nie tylko dawna Monarchia Austro-Węgierska, ale zarówno pozostające poza nią tereny polskie, jak i Bałkany[8].

Pierwsze próby państwowe Polski sięgają końca I Tysiąclecia i związane są z obroną przed naporem dojrzalszego żywiołu niemieckiego, oraz z symbolicznym chrztem przyjętym w celach obronnych poprzez mariaż z rodem czeskim. Polska jako państwo powstawała poprzez kolejne sojusze i fuzje oraz przyłączenia poszczególnych ziem: dziś polskość związana jest z takimi wielkimi regionami, jak Mazowsze, Wielkopolska, Małopolska, Pomorze, Śląsk, z wieloma mikro-regionami etnicznymi (Kaszuby, Podhale, Kurpie, itd.) oraz z sentymentami kresowymi (np. Wileńszczyzna, Lwowszczyzna, Grodzieńszczyzna). W czasach nowożytnych Polska na ponad stulecie utraciła suwerenność państwową u schyłku swojej mocarstwowości (Rzeczpospolita Obojga Narodów), poprzez rozbiory prusko-austriacko-rosyjskie pod koniec XVIII wieku , a odzyskała ją w trybie „sezonowym”[9] na początku XX wieku.

Jednym z powodów do chluby Polaków jest fakt ogłoszenia Konstytucji 3 Maja. Propagandowo prezentuje się ją jako drugą na świecie spośród demokratycznych, po amerykańskiej, ale rzeczywista kolejność konstytucji odwołujących się do idei demokracji jest następująca:

  1. Pacta et Constitutiones legum libertatumqe Exercitus Zaporoviensis, Pyłyp Orłyk, 1711;

2.       Costituzione paolina, Filippo Antonio Pasquale di Paoli, 29 kwietnia 1755;

  1. Constitution of the United States of America, James Madison, 17 września 1787;

4.       Konstytucja 3 maja (właściwie Ustawa Rządowa), Stanisław Małachowski, 3 maja 1791 roku;

Za przejaw demokratyzmu  konstytucyjnego uznaje się współcześnie odwołanie się wprost do zawołania Wolność, Równość, Braterstwo (fr. Liberté-Égalité-Fraternité) – sformułowanego 30 czerwca 1793, rozpowszechnionego od czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej 1789–1799[10]. Niemniej – jeśli uznać, że ustrój-system demokratyczny opiera się na umowie społecznej uznającej wszystkich stałych mieszkańców Kraju (Ludność) za najwyższego, zbiorowego suwerena politycznego działającego w trybie obywatelskiej samorządności – demokracja (ludowładztwo), rządy uwzględniające przede wszystkim racje społeczeństwa obywatelskiego) jest fenomenem wciąż nieobecnym nawet w krajach, którym przypisuje się największą demokratyczność.

 

*             *             *

W tradycji polskiej państwowości o jakości i istocie systemu-ustroju stanowi kilka elementów zespolonych w kulturowo-cywilizacyjną normę współżycia publicznego-społecznego:

1.       Konstytucja, jako „pramatka” systemu prawnego;

2.       Kulturowo-polityczne nawyki-odruchy manifestowania racji partykularnych;

3.       Mechanizmy przenoszące obywatelską samorządność na regulacje prawne;

4.       Podmiotowo-polityczne relacje pomiędzy takimi elementami Państwa jak Urzędy, Organy i Służby;

5.       Rzeczywista penetracja Państwa Adekwatnego przez Państwo Stricte;

6.       Społeczny-obywatelski wybór między roszczeniowością wobec Państwa a poczuciem „Państwo to my wszyscy”;

7.       Ekonomiczno-gospodarcze przesłanki demokratyzacji: dostatek doczesny, satysfakcja duchowa, przedsiębiorczość, rynkowość);

Konstytucja[11]

Polska Konstytucja jest dokumentem jednolitym, ale niespójnym, poruszającym zagadnienia obywatelstwa, gospodarki, organizacji formalnej Państwa, samorządu terytorialnego, sytuacji nadzwyczajnych, budżetów. Spośród urzędów, organów i służb najsilniej umocowuje Premiera i Rząd, dopuszczając powszechność skutecznego narzucania przez te organy swojej woli zarówno Parlamentowi, jak też samorządowi terytorialnemu: mechanizmy kontroli Premiera i Rządu przez Parlament, samorządnych obywateli, a nawet Prezydenta-Senat-Trybunały – są nieskuteczne i opóźnione. Więcej: na skutek koincydencji zapisów Konstytucji, Ordynacji Wyborczej i Regulaminu Sejmu – Państwo jest w praktyce zarządzane przez kilkunasto-osobową grupę przywódców ugrupowań politycznych, decydujących o listach kandydatów wyborach, nominacjach nomenklaturowych, wykorzystaniu procedur legislacyjnych i zarządczych. Podobnie okastrowane jest bierne prawo wyborcze: ktokolwiek chce objąć wybieralną funkcję w państwie lub w samorządzie terytorialnym (uregulowanym jako pomocniczy wobec Państwa i podporządkowany mu) – zmuszony jest do poddania się ograniczającym to prawo procedurom dopuszczającym i selekcyjnym. Jednocześnie Konstytucja okastrowuje odpowiedzialność parlamentarzystów wobec wyborców do pozornego wymiaru „odpowiedzialności politycznej”. Konstytucja poprzez koincydencję rozmaitych zapisów generuje tzw. prawo powielaczowe, co oznacza, że niskiego rzędu instrukcje i interpretacje więcej ważą niż zapisy konstytucyjne, choć istnieje zapis o tym, że przepisy Konstytucji mogą być stosowane wprost. Niektóre zapisy Konstytucji są martwe (np. zapis o społecznej gospodarce rynkowej), natomiast inne – wraz z prawem powielaczowym - kreują przysłowiowe „państwa w państwie” (środowiska medyczne, sportowe, prawnicze, związkowe, religijne, medialne itp.). Wybory – ze względu na mechanizmy oddające redagowanie list kandydatów pojedynczym osobom – mają charakter plebiscytów politycznych, a nie rzeczywistych optowań na rzecz osób i programów.

Racje partykularne

Społeczeństwo o liczebności niemal 40 milionów (niekiedy włącza się do niego – np. poprzez czynne prawo wyborcze – kilkunastomilionową emigrację) w oczywisty sposób podzielone jest na silne liczebnie i wpływowe nomenklaturowo „stany”[12]. Mowa o takich zbiorowościach jak robotnicy najemni, pracownicy najemni, przedsiębiorcy (biznesowi) i menedżerowie, inteligencja, urzędnicy, działacze-społecznicy, politycy, mundurowi (w tym służby sekretne), artyści, związkowcy, ludzie wsi-prowincji-miast, młodzież, Trzeci Wiek, wierni różnych wyznań, itd., itp. Współcześnie na całym świecie „stany” zwykły się organizować w rozmaite organizacje w domyśle realizujące stanową-środowiskową samorządność, będące nosicielami którejś z idei naczelnych-prymarnych, stanowiące przestrzenie migracji społecznych (awansów, upadków), lobbujące na polu legislacyjnym, pozycjonujące w przestrzeni publicznej. W polskim pakiecie „odruchów” kulturowo-politycznych przyjęły się trzy formy aktywności: zosio-samosizm (działanie autarkiczne), lobbing asertywny (nasz interes kosztem konkurencji) oraz wpisanie się w „kiść” przy którymś z urzędów, organów, służb. Zosio-samosizm jest wyrazem skrajnego braku zaufania do Państwa i regulacji, nierzadko podpartego doświadczeniem: to tu panuje duża skłonność do poruszania się w tzw. szarej strefie lub na granicy prawa. Lobbing asertywny kształtuje postawy zawłaszczania, monopolizowania rozmaitych „dojść, znajomości, chodów” i przekładania ich na doraźne korzyści materialne i prestiżowe. Kiść – to grono podmiotów i osób nastawionych na serwilizm wobec Państwa (jego konkretnych urzędów, służb i organów” w zamian za „nagrody” serwowane w drodze pozorowanych konkursów, przetargów, konsultacji.

Obywatelska samorządność

Pojęcie to obejmuje wszelkie myślenie i działanie „równoległe” do Państwa, obywające się bez niego, a nawet chroniące się przed wpływami Państwa. W odróżnieniu od wspomnianego wyżej zosiosamosizmu obywatelska samorządność nie zgłasza wotum nieufności wobec Państwa, po prostu nastawiona jest na to, by „robić swoje”. Obywatelstwo – definiowane jako wystarczające rozeznanie w sprawach publicznych i bezwarunkowa, bezinteresowna skłonność do czynienia tych spraw lepszymi – jest w Polsce właściwością zanikającą, ustępującą przed „obywatelstwem rejestrowym”, sprowadzonym do czterech funkcji: informuj o sobie (PIT, rozmaite ankiety urzędowe i rejestry), płać co nakazano, głosuj kiedy zarządzono, pokornie znoś dolegliwości ograniczające twoje prawa i swobody oraz dybiące na twój dobrostan i dorobek. Takie obywatelstwo manifestuje się w takich rejestrach jak NIP, PESEL, REGON, adres, ZUS, dane kontaktowe, „kartoteki” policyjne i inne, rozmaite bazy danych wykorzystywane gospodarczo, kościelnie, politycznie. Obywatel rejestrowy – rosnący w dominującą większość – aktywizuje się alertowo, anonimowo. Obywatel rzeczywisty – zdefiniowany powyżej – coraz częściej napotyka na „rejestrowy” mur niechęci (narobi nam wszystkim kłopotu). Rośnie też grupa wykluczonych. Wykluczenie ma cztery fazy: utrata możliwości samorozwoju, utrata „gwarancji” stałego godziwego dochodu, utrata Domu (miejsca odkładania dorobku życiowego i „ćwiczenia” elementarnych umiejętności społecznych), na koniec utrata więzi społecznych (obojętność na sprawy publiczne, zmenelenie). Ostatecznie pęczniejące liczebnie obywatelstwo rejestrowe czyni wszelkie regulacje „samorządowe” efemerydami, wszelką „oddolność” zamienia w swoje przeciwieństwo, „odgórność”, uzbrojoną w fasadowe „techniki”, np. konsultacji społecznych.

Relacje między elementami Państwa

Poszczególne elementy Państwa można podzielić na pięć grup rozróżnialnych ze względu na funkcjonalność w ustroju-systemie. Pierwsza grupa to legislatywa, czyli stanowienie prawa (Parlament i wszelkie podmioty mające prawo regulować rzeczywistość doraźnie lub trwale). Druga grupa to egzekutywa, czyli zarządzanie menedżerskie sprawami publicznymi na wszystkich wyobrażalnych szczeblach mających konstytucyjne lub poprzez cesję prawo decydowania o losie Kraju i Ludności. Trzecia grupa to arbitralia, czyli sądownicze lub mediacyjne wyważanie racji spornych. Czwarta grupa to rewizja, czyli kontrola i prawna wykładnia poczynań pozostałych grup z prerogatywą upominawczą (NIK, trybunały). Piąta grupa to monitoring, czyli jawne i inwigilacyjne śledzenie poczynań obywateli, gości oraz wszelkich podmiotów, w tym elementów Państwa (i wzajemnie służb monitorujących), gromadzenie danych (rzecznicy, GUS, wywiady) i interwencje w przypadku stwierdzonych naruszeń. W tym zestawie Konstytucja – jak wspomniałem wyżej – najmocniej pozycjonuje Premiera i Rząd, czyli liderów egzekutywy. Przytoczony podział nie da się pogodzić z – przyjętym jako kanon klasyczny – trójpodziałem władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Na czoło „przepychanek o władzę” wysuwa się zawsze Parlament w chwilach zmiany formacji większościowej. Niezmiennie silną pozycję ma monitoring, działający w większości przypadków niejawnie i blokujący społeczną kontrolę nad swoimi poczynaniami do tego stopnia, że może odmawiać „wtajemniczenia” (certyfikatu dostępu) nawet parlamentarzystom i Prezydentowi.

Państwo Stricte a Państwo Adekwatne

Państwem Adekwatnym nazywam te urzędy, organy i służby oraz regulacje i prawa, które w sposób bezwzględnie jawny i kontrolowany przez „elektorat” zajmują się codziennym merytorycznym zarządzaniem sprawami, z którymi bezpośrednio, „cieleśnie” obcuje Ludność: edukacja, rekreacja, kultura, zatrudnienie, wytwarzanie i usługi, zabezpieczenie socjalne, nauka, media, infrastruktura. Umownie można to nazwać „resortami merytorycznymi”, ale ryzykujemy tu błąd wynikający z tego, że w każdym z wyobrażalnych podmiotów, a przede wszystkim w obszarze tzw. infrastruktury krytycznej, mamy do czynienia z „komórkami” i „procedurami” sekretnymi. Państwem Stricte nazywam takie obszary Państwa, jak sztaby armii, policji i konstytucyjnych służb kontrolnych i monitorujących oraz wywiadowczych, sztaby wymiaru sprawiedliwości (od inspekcji, poprzez straże i policje i sądy aż po instancje odwoławcze), dyplomację. Wspólną cechą elementów Państwa Stricte jest wielowątkowa i wielowarstwowa sekretność, a zatem możliwość prowadzenia „autokefalicznych” gier, w tym skierowanych przeciw interesom Kraju i Ludności wyrażanym choćby w głosowaniach wyborczych. Słabością „konstytucyjną” jest otwarta możliwość przenikania Państwa Stricte do elementów Państwa Adekwatnego i dokonywanie swoistego „prozelityzmu”: nie słuchaj wyborcy, nie słuchaj przełożonych i mocodawców, współpracuj z nami, bo jak nie…”. skutkiem takiego „prozelityzmu” jest najczęściej patologia znana na całym świecie, a w Polsce niemal jawnie „legalna”, polegająca na zainteresowaniu Polityki budżetami i funduszami większym, niż Gospodarką i kondycją Kraju i Ludności, skąd te budżety i fundusze pochodzą (choćby się wszystko waliło, budżet musimy mieć).

Obywatel roszczeniowy a obywatel konstruktywny

Pomijając niedostatki tych obszarów, które objęto ogólną nazwą „wychowania obywatelskiego”, w Polsce wiele zrobiono, by dychotomia MY-ONI wciąż od nowa ożywała i naznaczała obszar debaty (komunikacji) tzw. hejtem, czyli uprzedzeniami, nagonkami i linczami „ponad” racje poznawcze i ponad jakiekolwiek próby zrozumienia kogoś serwującego racje „nie swoje”, i tylko z tego powodu „niemożliwe” do zaakceptowania. Kiedy mówię „wiele zrobiono” to myślę o takich patologiach ustrojowych jak opresyjność służb skarbowych wobec jednych i niewyjaśnialną przyjazność dla innych, jak widoczne gołym okiem „zawieszanie” bezstronności i niezawisłości sędziowskiej czy urzędniczej, jak zbyt pochopne akcje policji i służb specjalnych wobec Ludności, jak bezkarność rozmaitych „komityw” i „zmów” naruszających prawo i zasady współżycia społecznego, jak sprzeniewierzanie się etosowi rozmaitych podmiotów podwyższonego zaufania społecznego, chronionych prawem (sądy, prokuratury, adwokaci, policja, urzędy, medycyna, inspekcje, celnicy, pogranicznicy) i chronionych tradycją (armia, banki, koleje, telekomunikacja, media), jak penetrowanie polskiej gospodarki i polityki przez podmioty gospodarcze i służby zagraniczne. Wszystko to oznacza, że materialne, moralne i społeczne koszty funkcjonowania w obszarze publicznym i takież koszty bycia obywatelem (rzeczywistym czy „tylko” rejestrowym) okazują się coraz większe. Niekiedy jawią się jako zwykły ucisk, i to dokonywany tam, gdzie obywatel powinien być szczególnie chroniony (obszar „naciągactwa” gospodarczego rozciągający się nawet na banki i firmy ubezpieczeniowe czy sieciowe usługi abonamentowe). W takich warunkach nawet obywatel nastawiony konstruktywnie uważa za stosowne zgłoszenie pretensji, by uchronić się przed biernym „podkładaniem” się oszustom i nadużywaczom władzy. Rozrost oddolnych organizacji o charakterze „indignados” jest nieprzypadkowy, a skumulowane pretensje „elektoratu” do „władzy” przełożyły się na wynik wyborów prezydenckich i parlamentarnych 2015. Najogólniej rzecz ujmując – obniża to tzw. kapitał społeczny i Pasjonarność społeczeństwa.

Gospodarcze przesłanki demokratyzacji

Dostatek doczesny, satysfakcja duchowa, przedsiębiorczość, rynkowość, na koniec elementarne poczucie sprawiedliwości – nie maja swoich materialnych desygnatów, jak książka czy krzesło albo trawnik. W tym sensie są wartościami prymarnymi, osadzonymi w zakamarkach psycho-mentalnych i kulturowo-cywilizacyjnych. W polskiej debacie ostatnich kilkudziesięciu miesięcy obecne jest pojęcie „Polska w ruinie”, w której niemal równorzędnie (z korektą na wyniki głosowań wyborczych) ścierają się głosy argumentujące „ruinę” i przeciwstawiające się temu poglądowi.  Głosy te rzadko uwzględniają to, co jest niezależne od – najlepszego czy najgorszego – Państwa: naturalną żywotność ekonomiczną (ludzka zapobiegliwość w sprawach doczesnych) oraz przedsiębiorczość, czyli ukorzenione środowiskowo branie na siebie, na własną odpowiedzialność, ryzyko i rachunek zaspokajania jakiejś potrzeby społecznej (na żywność, przedmioty, usługi, itp., itd.). Jeśli założyć, że naturalna żywotność ekonomiczna i przedsiębiorczość (w mniejszym stopniu) same z siebie „najlepiej się czują” w warunkach rynkowości i pluralizmu i że pozwalają podnosić efektywność każdego „ruchu palcem” na przestrzeni dziejów (dziś „ruch palcem” daje o niebo więcej niż choćby 100 lat temu) – stosunkowo łatwo jest Państwu zamaskować działalność na szkodę Kraju i Ludności i propagować własne zasługi nawet, jeśli się szkodziło. Są jednak dwa „mierniki” rzeczywistej sprawności Państwa. Pierwszym miernikiem jest liczebność tych, którzy nie osiągają oczywistych w danym punkcie Historii kryteriów dostatku (nie mylić z dobrobytem, chodzi o godne życie). Jeśli ich liczba rośnie – to coraz trudniej jest to wytłumaczyć słowami „nieroztropność, lenistwo, niedbałość, nieróbstwo, pasożytnictwo, zwłaszcza kiedy w milionach liczy się osoby wyrażające gotowość do pracy i nie otrzymujące szansy zatrudnienia. Drugim miernikiem jest reakcja Państwa na krzywdę (naruszenie elementarnego poczucia sprawiedliwości). Jeśli taka reakcja polega na długotrwałym „grillowaniu” pokrzywdzonego nawet w ewidentnych sprawach, jeśli krzywdzący ma dziesiątki proceduralnych możliwości poddawania w wątpliwość wszystkiego i przeciąganiu sprawy aż do przedawnienia, jeśli na koniec samo Państwo generuje wiele krzywd małych i dużych przy instytucjonalnej ochronie urzędników i funkcjonariuszy – to mamy taką sytuację, w której powszechnieje poczucie, iż lepiej sprawy miałyby się bez Państwa, niż z nim. W tej sytuacji Państwo jawi się jako nielegalne (co jest paradoksem, bo to Państwo ma prerogatywę decydowania o tym, co jest legalne).

 

*             *             *

Powyżej przedstawiłem w siedmiu punktach prywatny, a nawet osobisty pogląd na temat polskiego ustroju. Pogląd jest skrócony, ale daję słowo, że jako bloger, dyskutant i autor referatów często zabieram głos w sprawie ustroju, jestem autorem takich konceptów jak Swojszczyzna (tu „podstawiam” nowa treść pod stare pojęcie), Ordynacja Swojszczyźniana, , Dynalogic-Marketon-Gradian (trzy meta-mechanizmy różnicujące Gospodarkę), L’Etat Paralelle (tu też „podstawiam” własne znaczenie do pojęcia znanego światu) – i wielu innych. Można powiedzieć, że mam dorobek „teoretyczny” i – wynikające z długiego, aktywnego życiorysu – doświadczenie praktyczne w obszarach, które tu opisuję.

Pokuszę się na koniec o podsumowanie zawierające również moje autorskie pojęcia. W moim przekonaniu dobrze – trafniej niż inne – opisują one ustrój obecny w Polsce, „zarządzający” naszą rzeczywistością. Oto uproszczony model.

Zakładam, że na skutek rozmaitych procesów, które są codziennością polską, została ona zmonopolizowana przez nieformalne zmowy wnikające do sformalizowanych podmiotów, w tym do urzędów, służb i organów, a które nazywa się potocznie klikami. Nawet jeśli kliki obejmują swoim „członkostwem „ nikły procent Ludności – to i tak, jako grupy zorganizowane, nadają „ton” codziennemu życiu publicznemu. Kliki kierują się na co dzień interesem ekonomicznym (niskimi pobudkami), pogardą dla „niezrzeszonych” oraz instrumentalno-eksploatatorskim podejściem do Państwa (urzędów, służb, organów).

Klikami zarządzają koterie, czyli grupy lokalnie prominentnych liderów-autorytetów opartych na wtajemniczeniu, dopuszczeniu, powszechnie uznanych kompetencjach. Owi luminarze i prominenci lokalni działają w swoistym „porozumieniu duchowym” co do racji nieobecnych w codziennej, szarej rzeczywistości. Koterie są nieoficjalnie uważane przez lokalne organy władzy jako „społeczny czynnik” upoważniony do brania udziału w konsultacjach przewidzianych procedurami administracyjnymi. Wewnątrz koterii ucierane są i wyważane różnorodne racje środowiskowe, ale też państwowe, kulturowe i podobne.

Koteriami zarządzają kamaryle, czyli mające najczęściej znaczenie ogólnokrajowe ugrupowania nastawione na sprawy gospodarcze, polityczne i „rząd dusz”, działające w większości poprzez „jądro” w postaci „zakonu założycielskiego”, a ich „zadaniem” jest „prywatyzacja publicznego”, czyli zagospodarowanie dobra wspólnego kosztem ogółu na korzyść „swoich” koterii i klik. Zewnętrznym wyrazem kamaryli są na przykład partie polityczne, a wewnątrz nich koteriami są tzw. „spółdzielnie”.

Z tyglem obejmującym kliki i koterie wiąże się to, co nazywamy „dobrym (sprawiedliwym) gospodarzeniem”. Otóż „wielokadencyjność” niektórych włodarzy samorządowych albo branżowych czy związkowo-zawodowych opiera się na tym, że umieją oni sprawnie „wyczuwać”, odczytywać i zaspokajać interesy klik i koterii, a jednocześnie dbać o „szary lud”, nijak nie reprezentowany organizacyjnie. Margines racji niezaspokojonych pozostawiają oni na minimalnym poziomie. Aby osiągnąć taki stan – umiejętnie balansują oni między tym co konieczne (prawo, reguły, procedury) a tym co pożądane (sprawy pilne i dalekosiężne). Uparty i pryncypialny kontroler miałby wiele do zarzucenia takim włodarzom, ale Zatrzask Lokalny (poniżej opis) rozumie stabilizującą i zarazem zwornikową rolę takich włodarzy dla „zarządzanych” przez nich społeczności i środowisk. W językach słowiańskich i bałkańskich oraz osmańskich w użyciu jest słowo „papa” (dobry, ukochany ojciec) – i słowo to znakomicie oddaje społeczne postrzeganie takich włodarzy.

Tak zarysowana „piramidalna” struktura – stanowiąca w moim przekonaniu elementarz życia publicznego (niekoniecznie pożądany, ale rzeczywisty) – jest „podkładem” pod dwa fenomeny, które opisuję „swoimi słowami”:

1.       Zatrzask Lokalny – to oparty na klikach stan społeczności lokalnej i zarazem „konwencja” lokalna, na mocy których „wiadomo powszechnie”, co z kim za co i kiedy się załatwia, komu nie warto nadeptywać na odcisk i wchodzić w drogę, z kim trzeba trzymać, gdzie być obecnym, o czym nie mówić a co koniecznie objawiać – by życie toczyło się w miarę gładko;

2.       Pentagram – to duchowa, elitarna zmowa top-liderów pięciu „stanów”: mega-biznesu, mega-mediów, mega-gangów, mega-polityki i mega-służb. Jeśli Pentagram funkcjonuje zgodnie – mamy do czynienia z mega-neo-totalitaryzmem;

Zatrzaski Lokalne – obecne niemal w każdym powiecie-gminie i każdym „samorządzie” terytorialnym, środowiskowym, branżowym (w tym np. w związkach zawodowych czy izbach gospodarczych albo związkach rewizyjnych spółdzielczości) – definiują ustrój Rzeczpospolitej w redakcji „dla maluczkich”. Jednocześnie każdy Zatrzask Lokalny (wszak jest to swoista, patologiczna społeczność, zwana niekiedy sitwą), „pilnuje” zgodności swoich działań z raczej bezbłędnie odczytywaną racją Pentagramu, tak jak powinny rady samorządowe (nie tylko terytorialne) i Parlament „pilnować” zgodności swoich działań z wykładnią Trybunałów.

Pentagram (zwany – moim zdaniem mylnie – Układem czterech stron „stolika brydżowego”) – definiuje ustrój Rzeczpospolitej – ma swoje „delegatury” w każdym, najdrobniejszym elemencie Państwa i to on jest szafarzem Nomenklatury, wewnątrz Pentagramu ważone są też rozmaite racje, choć „szarak” sądzi, że one ważą się w Parlamencie i innych konstytucyjnych urzędach, organach i służbach.

Właśnie owo przeniesienie ciężaru uzgodnień poza widome, konstytucyjne obszary tygla społecznego jest ukoronowaniem tego, co wymaga naprawy. Można tej naprawy dokonywać korygując mechanizmy i walcząc z nieprawidłowościami, a można „zaorawszy” istniejący ustrój i wprowadzając nowe, sprawiedliwe racje konstytucyjnego suwerena, czyli Narodu.

 

 



[1] Słowo „system” pobrzmiewa technicznie, jest zwieńczeniem nakładających się warstw organizacyjnych (sieć-struktura-system) albo etapów zarządzania (właściwość-instrukcja-system). Natomiast słowo „ustrój” zawiera w sobie domysł witalności, pasjonarnością, z trzema niezbywalnymi atrybutami życia: metabolizm, prokreacja, biopolityka. Wiąże się to z ukutym przeze mnie pojęciem „rhizomifraktalia”: rhizoma oznacza „spontaniczny bezład” a fractal oznacza samopodobną, samopowtarzalną strukturę. Zatem rhizomifraktalia to rozmaite aspekty wzajemnego splatania się spraw żywiołowości ze sprawami porządku;

[2] Masą społeczną nazywam tu to samo, co nazywa się Ludem, Elektoratem, szarym społeczeństwem, „mirnym” narodem”, publicznością polityczną, itd., itp., a dotyczy najszerzej pojętej potoczności w postrzeganiu świata, rzeczywistości;

[3] Elitą polityczną nazywam swoistą społeczność, zajętą intrygami zmierzającymi do „rządu dusz” i do objęcia „władzy” pojmowanej jako instytucjonalnie uzasadniony wpływ na losy Kraju oraz Ludności poprzez Państwo (urzędy, organy, służby, prawa, regulacje), u szczytów Nomenklatury (swoistego „zakonu”, w którym każde stanowisko pracy związane z władzą, przywilejami, apanażami wynika z „nadania” o charakterze feudalno-kolektywnym;

[4] Elita intelektualna – to luminarze i prominenci środowisk inteligenckich: uczeni, naukowcy, nauczyciele, dziennikarze, urzędnicy, oficerowie, eksperci. Inżynierowie, prawnicy, medycy. Elita intelektualna pełni „samozwańczo-uzurpatorsko” takie funkcje społeczne, jak redagowanie etosów, dbałość o rozmaite „racje”, misje społeczne-publiczne, przywództwo duchowe wobec „masy społecznej”, wnoszenie elementów postępu w życie codzienne, narzucanie norm i miar towarzysko-artystycznych;

[5] Tak pojmowana Europa Środkowa wygenerowała dwa imperia (Rzeczpospolita Obojga Narodów i Austro-Węgry) oraz doświadczyła – jako Rumelia (przez jakiś czas Rumelia Wschodnia) – imperium osmańskiego;

[6] Używam rozbudowanego pojęcia „oswojenie”. W warstwie aksjologicznej oswojenie oznacza, że korzennie cudze-obce (wybrane) wartości są implementowane do własnego, rodzimego zestawu wartości, i to od razu wysoko w hierarchii, kosztem wartości wypracowanych samemu. W warstwie ekonomicznej oswojenie oznacza gotowość do wyprzedaży „swojego” nawet za bezcen, byle – przepłacając – pozyskać „cudze” (najlepszym przykładem jest import gadgetów technicznych). Jedną z wartości „oswojeniowych” jest Demokracja wykoncypowana w Helladzie, przetworzona w Imperium Romanum, naznaczona aksjologią chrześcijańską: wyparła ona rodzimy dorobek demokratyczny, odwołujący się do „samorządności wiecowej”, takiej jaka obecna była w Kozaczyźnie, w jugosłowiańskim koncepcie Skupštiny, dała znać w ruchu „pierwszej” Solidarności czy podczas ukraińskich Majdanów;

[7] Csaba György Kiss – węgierski literaturoznawca, historyk kultury, profesor uniwersytecki. Współzałożyciel Węgierskiego Forum Demokratycznego w 1987 r. Autor książki „Lekcja Europy środkowej, eseje i szkice”;

[9] Państwa środkowo-europejskie powstałe po I Wojnie Światowej aż do zakończenia zimnej wojny traktowane były przez dyplomację europejską i rosyjską jako drugorzędne, buforowe (Europa-Rosja), tymczasowe, wtórne, i mimo „salonowej” atencji ich racje były brane pod uwagę co najwyżej jako drugoplanowe: echo tego podejścia trwa w dyplomacji europejskiej do dziś;

[10] „Czteropak” rewolucji francuskich (Wielka Rewolucja 1789-1799, Rewolucja lipcowa 1830, Wiosna Ludów 1848, Komuna Paryska 1871) powszechnie uważa się za lewicowy, tymczasem – sądząc choćby po zawołaniu Wolność-Równość-Braterstwo mamy do czynienia z racjami prawicowo-liberalnymi (wolność), lewicowo-roszczeniowymi (równość) i konserwatywno-personalistycznymi (braterstwo): tak też były adresowane te hasła (Wolność do przedsiębiorców, równość do Ludu, braterstwo do Kościoła);

[11] Podejście politologiczne przywołujące Konstytucję jako główne, a nawet jedyne źródło wiedzy o ustroju uważam za co najmniej naiwne;

[12] Pojęcie „stanu” rozumiem tu jednorodną co do statusu-wizerunku społecznego zbiorowość, która nie musi być jednomyślna politycznie i egalitarystyczna materialnie, ale scementowana jest pakietem etosów środowiskowych i zawodowo-branżowych, pojmując swoje dążenia i interesy jako jako zarządzanie tymi etosami dla awansu osobistego i grupowego;