O oczywistym podziale ról

2019-10-30 08:09

 

Chronologia (przemiany historyczne-cywilizacyjne) jest taka, że najpierw optyką ludzką władały wyobrażenia konserwatywne (opatrzność, wiara, kapłan, rodzina, hierarchia, wspólnota, lojalność, tradycja, opieka, itp.), potem powstała „konkurencja” prawicowa (komercja, zysk, biznes, konkurencja, zatrudnienie, produkcja, inwestycja, rentowność, marketing, logistyka, itp.), a dopiero od „rewolucyjnego pięciopaku francuskiego” do kanonu wyobrażeń politycznych weszła lewicowość (prawo pracy, prawa człowieka, powszechne obywatelstwo, spółdzielczość, kolektywizm w pracy i w polityce, samorządność środowisk i lokalna, minimalne świadczenia humanitarne bez barier kwalifikacyjnych, itp.).

Do tego jest tak, że konserwatyzm obrósł w swoje liczne warianty ideowe i uzbrojony został kulturowo, prawicowość ewidentnie chce wyprzeć konserwatyzm uwłaszczając się na dorobku konserwatyzmu, dodając do każdego zakamarka rzeczywistości swoje anty-tezy. Lewicowość natomiast jakoś tam eksperymentuje zarówno koncepcyjnie, zaś w praktyce spełni(a)ła się w naprawdę rzadkich i niedorobionych formułach, pozostawiając wiele do życzenia: stowarzyszenia, samorządy, związki zawodowe, spółdzielnie, rady, wybory, konsultacje społeczne.

Nieżyczliwi i przerażeni – opowiadają, że najbardziej lewicowym produktem ludzkości był ZSRR (domniemany Kraj Rad), a najbardziej lewicowym opracowaniem teoretycznym był Kapitał i podobne dzieła. Ja jestem życzliwy i nie-przerażony: twierdzę, że ani w ZSRR, ani w krajach tzw. obozu socjalistycznego nie było jeszcze ustroju dojrzale lewicowego, a tym bardziej komunizmu, czyli dobrowolnego zrzeszenia-zrzeszeń wolnych obywateli-wytwórców.

Sam ZSRR był do imentu konserwatywny (kult jednostki, przymus jedynomyślności, opresja wobec różnorodności, nadopiekuńczość socjalna z „otwartym budżetem”, reżim koszarowy, podział na Decydenturę-Nomenklaturę-Maluczkich). Oparty był na zadęciu komunistycznym (w wersji marksowskiej, przerobionej na leninizm), ale z tego zadęcia nie zostało literalnie nic, tyle że maluczcy całego świata dostali jasny przekaz, że mogą i powinni być samo-obywatelami jak każdy inny.

 

*             *             *

W Polsce lewicowość (w wariancie chłopsko-ludowym i proletariacko-socjalistycznym) najpierw wchodziła w rzeczywistość miarowo, konsekwentnie (druga połowa XIX wieku i pierwsza połowa XX wieku – a potem obciążyła się stalinowskimi (konserwatywnymi) patologiami i wystawiła na pośmiewisko, łatwy żer anty-komunistów. Jej PRL-owskie bankructwo polegało na rozczarowaniu mas ludowych (chłopskich i proletariackich), a łże-samorządy i łże-spółdzielnie czyniły Lud luźnym motłochem widzów i roszczeniowych strajkowiczów. Inteligencja (polska), szczególnie „lewicowa”, nie połapała się w tym w porę, ale kiedy jasny stał się pożar – uciekła ku konserwatystom i ku euro-prawicy.

Najbardziej lewicowe polskie spazmy powojenne – to Solidarność, lepperiada i kukizonada, przy czym każda z nich prędko (a może już na wstępie) otrząsnęła się z lewicowego wizerunku (z obrzydzeniem) i skończyły wszystkie jako atrapy, dziś już są wspomnieniem. Nie pomogło ani doświadczenie z zupełnym odsunięciem nosicieli zawołań i symboli od jakiejkolwiek decyzyjności w szerokiej skali społecznej, ani oczywiste pragnienie elektoratu, by choćby namiastka lewicowości miała coś do powiedzenia, pragnienie wyrażone w ostatnich głosowaniach parlamentarnych.

 

*             *             *

Przypomnę pozostającym w euforii razemitom, wiośniarzom i czarzastnikom, że celem głównym formacji lewicowych jest ustrój, w którym każdy pojedynczy człowiek jest samo-obywatelem, a każda ludzka konstelacja samorządzi się wewnętrznie z zachowaniem praw człowieczych i obywatelskich, budując samorząd-samorządów jako podstawę samoorganizacji społecznej. Taki samorząd-samorządów dojrzewa swoją obywatelskością do stanu, w którym Państwo (zorganizowana przemoc i przymus żyjąca dla wybranej warstwy-klasy uprzywilejowanej) przestaje być komukolwiek potrzebne, bo „ludzie sobie radzą” bez Państwa.

Taki model jest możliwy, spełniał się w enklawach, mimo wrogiego otoczenia. Taki model wyziera z całego historycznego procesu, w którym to procesie jest coraz więcej kolektywizmu, a coraz mniej tępej siły i elitarności. Jest nieuchronny, tyle że nie staje się z dnia na dzień, z pokolenia na pokolenie.

Kiedy partie polskie, mieniące się lewicowymi, zaczną swoje enuncjacje codzienne od przypominania w stylu: PAŃSTWO WŁADZY JEDNYCH NAD DRUGIMI, PRZYMUSU I PRZEMOCY – OBALAMY OBYWATELSKA SAMORZĄDNOŚCIĄ – to wtedy uwierzę, że wszystko inne co robią, jest krokiem w dobrą stronę.

Tymczasem, kilka chwil po sukcesie powrotu do „obiegu politycznego” – mamy do czynienia z wysypem manifestowania rozmaitych „gestów” w swej istocie roszczeniowych. Przecież nie o to chodzi. Czym innym są roszczenia pracownicze, a czym innym podmiotowość-samorządność ludzi pracy i tych wykluczonych z zatrudnienia. Czym innym jest państwowa opieka zdrowotna (jakoś tam dystrybuowana) – a czym innym zarządzana przez miasteczko albo gminę – kasa chorych. Czym innym jest szkoła państwowa czy prywatna – a czym innym samorządna oświata pod kontrolą lokalnej wspólnoty-środowiska. Czym innym są prawa człowieka w ogóle – a czym innym szczegółowe prawo do aborcji, rozwodu, bezpieczeństwa w domu i na ulicy.

Suma praw uzyskanych w trybie roszczeniowym – to nie jest przybliżenie do poszanowania człowieka i jego praw, prędzej – jest to polityczna manifestacja stopy wstawionej w uchylone drzwi.

Dlatego uważam, że treścią samorządności lokalnej powinno być automatyczne uczynienie radnym- każdego Sołtysa, bez ram typu terminy wyborów, ilość radnych w gminie, itp. dlatego tez uważam, że wykluczeni (w tym bezrobotni, bezdomni, niepełnosprawni, itd.) powinni znaleźć przytulisko w gminnej (zarządzanej przez radnych-sołtysów) spółdzielni socjalnej, skąd dostaną i opiekę, i wsparcie menedżerskie, i źródła zarobkowania na powszednie życie.

To wszystko co postuluję – jest tańsze niż jakikolwiek program „walki z wykluczeniami”, a sprawiedliwsze niż jakakolwiek „prywatność-indywidualizm. I bardziej efektywne, jeśli nie będziemy mylić efektywności z komercjalizmem.

Więc, lewico, zajmij się tym, czego oczekują twoi wyborcy, a nie gra wszystkich ze wszystkimi o wszystko, byle dopiec biznesowi i „obcej” nomenklaturze. Zarówno biznes (prywatno-grupowy), jak też nomenklatura (kasta biurokratyczna) i w ogóle Państwo – nie zniknie na wasze zawołanie, ale takie zawołanie trzeba z siebie wydać, żeby Polska usłyszała, o co chodzi.

A już na pewno nie bawcie się w grę o pozycje w Państwie takim jakie ono jest. Znajdujcie rozwiązania na to, jak uszczuplić prerogatywy i moce państwowe – oddając je samo-obywatelom. Nie tym wytypowanym – tylko „masie obywatelskiej”.

Inaczej – powtórzycie wszystkie patologie PRL, a żadnej patologii III RP – nie zwalczycie. I będzie wstyd, i będzie głupio.