O nierealnosci realnego

2010-02-20 22:40

 

O NIEREALNOŚCI REALNEGO

/udacznicy to taka specjalna rasa, której inni nie pomogą, a zaszkodzić – owszem/

 

Nie da się robić roboty, jakiejkolwiek, jeśli wiecznie ktoś trzyma cię za rękawy i wrzeszczy przeraźliwie, że to nie tak, że źle, tam należało, tędy, tak, na opak! Ani go strząsnąć, ani uderzyć, ani udobruchać: panikarski amok, przerażenie samą możliwością, że coś może zostać doprowadzone do końca i trzeba będzie się z tym zmierzyć jako czymś gotowym, nie da się marudzić i podważać, krakać.

Opisana sytuacja jest nader częsta w środowiskach działaczowskich, społecznikowskich. Co prawda, aktyw zbiera się raz na jakiś czas i nawet powierza swoim liderom jakieś obowiązki, ale potem nabiera rezerwy do własnych postanowień i postulatów, jakby rzeczywiście przestraszył się konsekwencji ewentualnego powodzenia podjętych inicjatyw. Podkreślmy: mówimy o aktywie!

Powiedzmy więc sobie szczerze: jesteś nieudacznikiem bo uczepiłeś się poły udacznika i przez to pogłębiasz jego udacznictwo, bo on ci niby daje szansę, a naprawdę wysysa z ciebie resztki szans na karierę: taką taktyką przyssiewania się pogłębiasz tylko własne nieudacznictwo. Rzecz jednak nie w tym bo kogo to w końcu obchodzi, że jesteś nieudacznikiem? Chodzi o tę subtelną granicę, którą możesz przekroczyć ustawicznym nękaniem udacznika: możesz go przez to – jak w polskim piekle – wciągnąć w swój nieudaczny obszar, do królestwa niewypałów i spraw niezałatwionych, a potem będziesz szyderczo i komentował, „a nie mówiłem”.

Dramat tej drugiej sytuacji polega na tym, że lepiej jest dla ciebie i podobnych tobie, aby udacznikom jednak coś wychodziło wbrew wam wszystkim, bo wtedy będziecie mieli czym się karmić, a kiedy w wyniku waszych niecnych i niemądrych zakusów wciągniecie wszystkich udaczników w swoja nieudaczną otchłań – zdechniecie wszyscy razem na chorobę zwaną „a nie mówiłem”, bo od krakania niczego nie przybędzie.

Zadziwiające, że w niektórych sytuacjach, na przykład tam, gdzie dostajecie wypłatę, wasze krakanie jak ręką odjął, nic nie obchodzą was nawet najbardziej karkołomne pomysły szefów. Nawet najbardziej nieprawdopodobne starania załogantów „równoległych”, nie będących szefami, ani was grzeją, ani ziębią.

Taka się oto nasuwa filozoficzna refleksja: niepowodzenie tkwi w nas samych, jest tam, gdzie nie ma powodzenia i czujemy się temu winni. Niepowodzenie prowokujemy przeczuciem, że ono będzie, że nastąpi implozja zamiarów i dzieł.

W ten sposób nierealne staje się wszystko, co na zdrowy rozum powinno być oczywiste, realne aż do bólu. Rozpaczliwa niemoc porasta wyżyny naszych marzeń i wizji aż po kosodrzewinę.

 

Smerf Maruda tryumfuje, jego mać!