O bogactwie form siermiężnych i tlącym się, mrugającym światełku

2020-06-14 07:22

 

Stoimy chyba teraz przed koniecznością znalezienia właściwego określenia dla tego, co pożądane w każdej z trzech polskich przestrzeni ideowych (konserwatywnej, liberalnej, społecznej). Na roboczo użyję słowa „głęboki” jako alternatywy dla słowa „pobieżny” (połebkowy), ale nie zgłaszam pretensji do jedyno-trafności swoich opinii.

I tak – w gonitwach prezydenckich – konserwatyści w Polsce doczekali się kandydata pobieżnego (władza i wybory) oraz głębokiego (ojczyzna i do smaku wiara). Podobnie liberałowie: w wersji pobieżnej mają kandydata pobieżnego (geszeft i biurokracja) oraz głębokiego (etos i przedsiębiorczość). Lewica zaś ma teraz urodzaj największy: w wersji ludowej ma kandydata prowincji (miejscowości parafialne, poza infrastrukturą biper-urbalną), kandydata różowo-fioletowego (inteligencja egzaltowana) i spółdzielczo-samorządowego (można powiedzieć: klasycznego).

Kto śledzi moje wygibasy teoretyczne, szukające dopiero słów właściwych o polskiej rzeczywistości – ten wie, że skłaniam się ku idei „trzeciego plemienia”. Konserwatywna sanacja ma dziś najsilniejsze chody u Suwerena, euro-nomenklatura na dziś największe chody w euro-budżetach, a po lewej stronie trwają poszukiwania takiej kotwicy ideowej, która nie byłaby „postkomunizmem” (tęsknotą za PRL), ale dałaby Światu Pracy satysfakcję pogłębioną, dla której to co „progresywne” (ekologia, feminizm, genderyzm, pacyfizm, syndykalizm), stałyby się jedynie uzupełnieniem, dopełnieniem tego co istotne, czyli pozarządowa samorządność i samo-praca bez jarzma kapitału.

Trzecie Plemię stawia(łoby) na czele swojego pochodu siły społeczne kochające pracę konkretną (przemysł, rolnictwo, usługi) na warunkach podmiotowych, bez nadopiekuńczości struktur państwowych czy kościelnych. Stoi zatem przed „powtórką” z Pierwszej Solidarności, tej która redagowała idee Samorządnej Rzeczpospolitej (kraju samorządów pracowniczych i terytorialnych), jako alternatywy dla duchowości zagospodarowanej przez reżim Kościoła, ale też dla swobody glajchaltowanej przez biurokratyczną Nomenklaturę. Po roku 80-tym Polska skręciła ku Watykanowi i hierarchom, a w konsekwencji – weszła w koleiny biurokratyzmu i porzuciła swoje korzenie pracownicze. Mając potencjalnie trzy społeczne odnóża – postawiła na Pana i Plebana, czyli na Górną Władzę – a odwróciła się od Wójta, czyli od samo-pracy i samo-władzy.

Zwany jeszcze z rozpędu kandydatem (całej) lewicy Robert B. reprezentuje żywioł samo-nazywający się „progresywnym”, ale jakże pobieżny społecznie, połebkowy, zastępczy, różowo-fioletowy! Daleki od rzeczywistej samo-pracy i samo-polityki. Od kilkudziesięciu godzin ma rywala reprezentującego formację założoną swego czasu przez R, Bugaja i A. Małachowskiego oraz grupę szanującą pracowniczy odruch ustrojowy lat 80-tych, którzy w głosowaniach nad Pakietem Balcerowicza głosowali (w niewielkiej grupie) przeciw formułom antypracowniczym, antyspołecznym, ostrzegali przed dzikim, dziewiętnastowiecznym kapitalizmem z jego oczywistymi o dobrze wszystkim znanymi patologiami społecznymi (bezrobocie, bezdomność, upadek kultury i edukacji, rozwarstwienie na elity i wyrobników, z pośrednią, kunktatorską warstwą drobno-burżuazyjno-mieszczańską).

Niczego nie wróżyli z fusów, to wszystko, czego dziś doświadczamy od prawie dwóch transformacyjnych pokoleń – było znane z podręczników! Zwłaszcza patologie, starannie wciąż przemilczane przez statystyki, tabele, parametry, wskaźniki, słupki, wykresy: tam mamy tylko sukcesy, dostępne szarakom przez wystawową szybkę, za cenę ubożejącego życia duchowego, w pogoni za materialną „stopą życiową”.

Może Waldemar Witkowski, przewodniczący Unii Pracy, partii-kontynuatorki pierwszego etosu Solidarności (konsekwentnie marginalizowanej przez, uwaga: Trój-Lewicę koncesjonowaną, podobnie jak PPS, OPZZ i dziesiątki Inicjatyw Dialogu, „miejskich” czy „pozarządowych”), więc, powtórzmy, może on nie ma tego biedroniowego czy ikonowiczowskiego bigla, nie jest wziętym wiecownikiem i głosicielem bojowych okrzyków – ale 1 Maja 2020 stał w Poznaniu w największej wtedy polskiej manifestacji środowisk zwanych „wykluczonymi”, może też ma w swojej działalności biurokratyczne wpadki rysujące jego nieco matową lewicowość – ale gotów jestem powierzyć mu zadania społeczne:

  1. Spółdzielnia Socjalna w każdej gminie i dzielnicy;
  2. Społeczny Rzecznik Praw Człowieka i Obywatela;
  3. Budżet Partycypacyjny (obywatelski) minimum 30%;
  4. Projekt 5+2 (minimum: mieszkania, godne zatrudnienie, edukacja, zdrowie);
  5. Samorządy lokalne oparte na Sołectwach (radach osiedlowych);

Nie, Prezydent nie jest od takiej roboty ustawowo-systemowo-ustrojowej, ma zadania stonowane kryształami i żyradnolami. Ale może zasugerować… A przede wszystkim wnieść to wszystko do debaty.

Nikt dziś w dwa tygodnie nie przewróci do góry nogami sondaży w Polsce. Ale niechże wreszcie Biedroń przestanie się egzaltować drugorzędnoścami i stanie po stronie nas wszystkich, odesłanych na „drugi krąg”, wykluczonych społecznie i życiowo. Czego życzę… Witkowskiemu.

Zawsze jestem do dyspozycji przy projektach na rzecz Trzeciego Plemienia, na rzecz Partii Dialogu, przeciw Górno-Rządom.  

Jan Gavroche Herman