O Kambałuku bez emocji. Multi-garchia.

2010-07-29 15:06

 

Miasto Chana (w łacińskiej inskrypcji Marco Polo brzmi to: Khanbaliq), dawniej Czungtu, a dziś Pekin (Bejing), zyskało swoją nazwę na skutek przeniesienia ośrodka władzy centralnej (najwyższej) chana mongolskiego Kubiłaja z Karakorum.

 

Trzeba przyznać, że do dziś w powszechnym odbiorze „pośród ludu” chińskiego Pekin nadal nosi uroczysto-wyniosłą aureolę Miasta Chana.

 

Publicyści całego świata opisują fenomen Chin jako nie mającą precedensu erupcję para-rynkowych swobód dla przedsiębiorców, byle mieścili się w swoistej „poprawności politycznej”, jaka tu jest dyktowana przez hierarchię rządzącą, nie wiedzieć czemu występującą pod postacią Komunistycznej Partii Chin.

 

Publicyści całego świata nie chcą dostrzegać, że świat rozpostarty jest na kilka stolic decydujących o losach Świata i Ludzkości wczoraj, dziś i jutro. Wymieńmy ich kilka: Arabia z „residuum” izraelskim w węzłowym punkcie, Indie rozpięte między Delhi, Bombaj, Madras i Kalkutę (no, i region Kerala), Europa zarządzana z Brukseli (z wielką pomocą i zakusami Berlina, Paryża i Londynu), Rosja (Moskwa na powrót zbiera w całość rozsypane imperium), Ameryka Łacińska (Brasilia i kilka innych ośrodków władzy), wreszcie Ameryka Północna (NAFTA). To zresztą nie wszystko, a zauważyć trzeba, że w przewidywalnym czasie nie Pekin w pojedynkę, ale oś Pekin-Tokio będzie wyznacznikiem tego, co dzieje się we wschodniej Azji i – przez jakiś czas – na całym świecie.

 

Dawno Świat nie miał takiego luksusu, że podział zadań i możliwości między polityczno-gospodarczymi (i cywilizacyjnymi) ośrodkami dokonuje się w swoistej „dyspucie mocarstw”, a nie pod tyleż światłym co autorytarnym nadzorem osi Moskwa-Waszyngton, a chwilowo (Reagan, Bush, Clinton, Bush) pod nadzorem samej Ameryki.

 

Ale też dawno Świat nie uczestniczył w tak ryzykownej grze w warunkach skrajnej niepewności. Nie mówię tu o jakichś zagrożeniach wojennych (w dobie dronów-predatorów rozrachunki zbrojne wyglądać będą całkiem inaczej niż zdolni jesteśmy sobie wyobrazić), tylko o tym, co na „rynku” gospodarczym „wykręcą” poszczególne mocarstwa.

 

Na przykład nie zdziwiłbym się, gdyby w jakimś dogodnym momencie Chiny – ściągnąwszy całą różnorodną masę wiodących technologii i rozwiązań operacyjno-logistycznych – pokusiły się o ich „nacjonalizację”, powołując się na wielkie zadłużenie innych mocarstw wobec Kraju Środka albo na inny pretekst.

 

Nie zdziwiłbym się też wcale, gdyby Arabowie – wkurzeni nieudanymi eksperymentami apartamentowo-turystycznymi – zainwestowali we wiodące technologie IT. Albo gdyby Amerykanie, nie mogąc wywinąć się z kryzysu, udostępnili duże pakiety giełdowe największym wierzycielom świata (Chiny, Japonia, Arabia).

 

Można użyć słowa Multi-garchia światowa: nie mamy bowiem do czynienia z Oli-garchią, bo to oznaczałoby porozumienie przynajmniej co do podziału rynków i kompetencji, a mamy wszak do czynienia z grą gigantów, każdy z każdym o wszystko.

 

Ryzykowność tej właśnie gry jest olbrzymia, a to ze względu na różnice cywilizacyjno-kulturowe. To, co w jednym obszarze mocarstwowym jest normą postępowania – w innym może być oznaką słabości, upadku albo powodem do obrzydzenia. To już nie jest kwestia, czy jeść ślimaki i żaby w śmietanie, czy może jednak pijawki w cukrze albo psy po pheniańsku. To jest zagadnienie wzajemnego zrozumienia lub nie-zrozumienia, przy czym ktoś może w tej samej sprawie „udawać Greka”, a ktoś inny jak najusilniej chce dojść do wspólnej konkluzji. A życie tymczasem robi swoje.

 

W tym sensie Kitaj nie tracił czasu w ciągu ostatniego stulecia. Wokół niego aż roiło się od filozoficznych, ideologicznych, politycznych i gospodarczych koncepcji rozwoju, funkcjonowania w obszarze biznesowo-gospodarczym, kulturowo-artystycznym, polityczno-państwowym. Nauczył się tyle od innych i o innych – że jeśli dziś stoi jeszcze przed jakimś wyborem – to ten wybór będzie świadomy i dojrzały, „choćby nie wiem co”.

 

No, więc w Kambałuku – póki co - spokojnie

 

 

Kontakty

Publications

O Kambałuku bez emocji. Multi-garchia.

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz