O inicjatywie młodych

2010-02-20 23:00

 

STARY MALEŃKI

/kiedy nie wiadomo o co chodzi, życiowe doświadczenie każe odgadywać, że najpewniej chodzi o to, aby ciebie wykiwać/

 

Ordynacka dorobiła się kolejnej komisji „branżowej”: jest to Komisja Młodych. Nie trzeba czujnego oka, aby zacząć się zastanawiać, o co chodzi w tym przypadku.

Zupełnie przypadkiem okazuje się, że kołem zamachowym Komisji Młodych są ludzie na co dzień blisko współpracujący z czołowymi politykami partii tu-teraz rządzącej w naszym kraju. Oczywiście, pogratulować panom posłom i innym luminarzom, że zaszczepili ZSP-owskie idee swoim młodszym asystentom, co do których nie mamy żadnych wątpliwości, że pragną szczerze i z honorem wzmocnić szeregi Ordynackiej zasilając je młodzieńcza werwą i przemyślnością, zapałem i żądzą sukcesu. Mają do tego pełne prawo, jeśli wcześniej byli studentami i należeli do ZSP.

Takie samo prawo mają ci nieco starsi, prawo do zadania pytania: koledzy to w jakiej sprawie? Chcecie się od nas nauczyć, jak się robi robotę organizacyjną, np. w klubach, w pismach periodycznych, w kołach naukowych, w bratniakach, w spółdzielniach? A może chcecie uzupełnić swoje niezaprzeczalne kwalifikacje o serie porażek z urzędnikami, których dotąd nie zaznaliście? No, to po co się izolujecie w odrębnej komisji, nie lepiej będzie dołączyć do już istniejących, rzeczywiście branżowych? A może chcecie nas czegoś nauczyć, wszak to wy sprawniej od nas poruszacie się w kuluarach? Albo wzbogacicie nasze siermiężne działania fachową, nowoczesną treścią, godną XXI wieku?

No, bo nikomu z nas nie przemknie po głowie obrazoburcza myśl, że macie do spełnienia w Ordynackiej jakąś specjalną misję w imieniu i na rzecz swoich starszych mocodawców, których niepokoi dziwny ruch branżowy w spokojnej dotąd, uśpionej Ordynackiej: sami przecież nie zniżą się do własnoręcznego „monitoringu”, zresztą, jakby to wyglądało, gdyby zasłużony dla sprawy odwieczny człowiek establishmentu nagle wzywany był na zbiórki komisji – dajmy na to – turystyki. Byłby tam wypytywany o to, jak może skutecznie wesprzeć prace komisji swoimi rozległymi mocami, byłby bombardowany uchwałami i wnioskami, zapytywany o to, czy ma rzeczywisty zamiar pomóc, czy tylko tak bywa. A kiedy jego przydupas wraz z podobnymi sobie założy odrębną komisję, to osiąga dwa cele: zawsze w razie jakiejś jakościowej zmiany sił może ustawić się po właściwej stronie, a jeśli takiego przesilenia nie będzie – to ładnie wymości właściwe miejsce dla swojego pryncypała.

Młodzi z Ordynackiej - to są stare repy tylko w młodym wydaniu: kamaryla wie, że trzeba będzie się posunąć, posyła więc swoich wychowanków, aby niby to posunąć się na ich rzecz, a w rzeczywistości zachować kontrolę nad firmą, która jak gejzer wybucha żarem: gra nieczysta, choć precyzyjna. Fajny podstęp.

Tak, wiem: jestem niesprawiedliwy. Z góry przepraszam tych, którzy włączą się w rzeczywistą robotę na rzecz Ordynackiej, aby była młoda, świeża, piękna, zdrowa i bogata, na pohybel pani Rapaczyńskiej i wszystkich „agorowatych”, „faksiastych” i „rzepowatych”, obsobaczających Ordynacką tylko dlatego, że podpadnięty u nich Włodek miał czelność ją współzakładać. Coś mi jednak podpowiada, że się nie mylę, że nasi młodzi nie kwapią się do organicznej roboty, nie zamierzają polepszyć ordynackiego „pi-aru”, nie będą robić dla nas marketingu, stanowią bowiem delegaturę kamaryli wyposażona w instrukcje typu: stać z bronią u nogi. Kiedy minie ordynacka wiosna, przyjdzie porzucić spontan i adrenalinkę – młodzi w równym szyku przymierzą się do najlepszych pozycji, niby je zajmą, a wtedy będą wypełniać „administracyjne” instrukcje swoich pryncypałów.

Mianem MATRYCA (np. loża) nazwałem kiedyś taką organizację, która jest oparta na całym szeregu sekretności: sekretna tam jest sama przynależność, sekretne cele, sekretne nazwiska, nawet nie wiadomo, kto jak dalece jest wtajemniczony. Cosik mi się zdaje, że nasi młodzi robią za wysunięta placówkę jakiejś niby-organizacji czerpiącej skądsiś matrycowe wzorce.