Trudno jest nie dostrzec drobnych, a licznych uszczypliwości i „podchodów”, jakie dziś mają miejsce pomiędzy administracją amerykańską i reżimem rosyjskim.

 

Specjalnie użyłem słów ADMINISTRACJA i REŻIM. Niech czytelnik spróbuje ich użyć odwrotnie: Reżim Amerykański i Administracja Rosyjska. Szokuje?

 

No, właśnie!

 

Oś Washington-Warsaw-Moscow nie istnieje i nie ma szans zaistnieć, nawet jeśli wielka zbiórka głów państw zarządzających Europą Środkową pójdzie po rozum do głowy i zaproponuje (dziś lub kiedykolwiek) rozwiązanie godzące interesy obu gigantów w Arabii.

 

Bo o nie chodzi.

 

Przypomnę swoje niedawne rozważania. Najbardziej niesterowalnym, nieprzewidywalnym, a jednocześnie niepewnym, niestabilnym obszarem świata jest dziś Azja Centralna. Mam na myśli takie kraje (obszary niezależne politycznie lub wchłonięte): Mongolia, Ujguria, Tybet, Afganistan, Jammu & Kashmir, Afganistan, Tadżykistan, Kazachstan, Turkmenia, Uzbekistan, Kirgizja, północny Pakistan, Iran.

 

O tym, że jest to obszar ważny strategicznie-militarnie nie trzeba mówić. O znaczeniu gospodarczym oraz kulturowo-cywilizacyjnym tego regionu napiszę kiedyś.

 

Obszar ten – również przypominam – niemal w całości jest „otoczony” stabilnymi, silnymi, uzbrojonymi po zęby potęgami: Rosja od Północy, Chiny od wschodu, Indie od południa. I tylko flanka południowo-zachodnia, w większości arabska (ale też kurdyjska, kaukaska i turecka), jest wyjątkowo „rozklekotana”. To przez nią prowadzi droga „z” i „ku” Azji Centralnej dla wszystkich, którzy nie godzą się na istniejący ład globalny, w wymiarze religijnym, gospodarczym, państwowo-politycznym, itd., itp.

 

O tę „bramę” do Azji Środkowej od kilkudziesięciu lat prowadzona jest wojna podjazdowa, w której wszelkie chwyty są dozwolone. Stronami tej wojny są państwa (nie narody, nie ludność, tylko aparaty urzędniczo-polityczno-wojenne) amerykańskie i rosyjskie, niezależnie od tego, kto tam rządzi.

 

Polityka rosyjska w tym regionie zawsze polegała na obłaskawianiu: RWPG słało tam specjalistów i ekspertów od inwestycji, przemysłu i zbrojeń. Polityka amerykańska w tym regionie zawsze polegała na jątrzeniu (Israel), intrygach (Egipt), pułapkach ekonomicznych (ropa naftowa), zaś ostatnio na bezpośrednich interwencjach „stabilizacyjnych”, co Ameryka ze swadą praktykuje na wszystkich kontynentach.

 

Europa nie ma właściwie bezpośrednich interesów w Azji Środkowej, ale ma niewątpliwe i bezpośrednie interesy w Arabii. Dlatego liczy się jako partner w rozgrywce. Ostatnio – począwszy od pierwszej awantury irackiej – Europa od entuzjazmu dla przewodnictwa amerykańskiego przechodzi do głębokiej rezerwy. „Na szczęście” dla USA na mapie pojawiła się – równie nieobliczalna, co zdana na „pocieszycieli” – Europa Środkowa, ponad 200-milionowy żywioł kilkudziesięciu krańcowo zróżnicowanych kultur.

 

A w Europie Środkowej liderem próbuje być Polska, tyle że profesjonalizm polskiej dyplomacji pozostawia w tej sprawie wiele do życzenia, zaś polskie przywództwo w regionie jest znane wyłącznie polskim propagandystom.

 

Obama podaje dziś Polsce rękę w sprawie przywództwa, a w zamian oczekuje wsparcia na terenie Arabii. Aby Europa Środkowa – choćby wyłącznie symbolicznie – zastąpiła Europę (właściwą), której sympatia wobec Amerykanów niknie na rzecz realnych i twardych interesów z Rosją.

 

Ja to widzę tak, że Amerykanie swój właściwy-prawdziwy stosunek do Europy Środkowej pokazali na przykładach Jugosławii (najpierw pokaleczyć, potem żandarmić, na koniec naprawiać) i na Polsce właśnie (wykorzystać, potem poklepać po plecach, i doić ile się da). I jeśli my dalej brniemy w te „partnerskie” stosunki – to znaczy, że niczego się nie nauczymy.