Nowego ducha w narodzie

2020-02-05 08:50

 

Tak zwana „polityka”, czyli gra w tyglu spraw publicznych, gra wszystkich ze wszystkimi o wszystko – wymaga „twardego tyłka”, „mocnej szczęki” i „grubej skóry”. I to wszystko pośród zaklęć, że przecież chcemy jak najlepiej dla siebie i bliźnich, wszystko pośród statystyk, że sprawy idą ku lepszemu w wykresach, indeksach, parametrach, wskaźnikach, tabelach, miernikach, porównaniach.  

Pytanie, jakie warto postawić, brzmi: sprawy nasze psują się od głowy (elit, państwa) czy od środka (naszego wnętrza, serc, sumień, umysłów, dusz). Czy tracimy jako organizm społeczny – czy może trwonimy nasze człowieczeństwo?

Stawiam na pogląd, że nie jesteśmy wystarczająco szczelni na tę kroplę dziegciu, która przenika do naszej beczki od Pierwszej Solidarności: przecież powstawszy przeciw „wypaczeniom” – zainstalowaliśmy sobie Patologię!

  1. Przedsiębiorczość zakorzenioną w społecznych potrzebach i przyzwoleniach – zastąpiliśmy Rwactwem Dojutrkowym, anonimowo realizującym zasadę „skubnij i zmykaj”;
  2. Radziecki biurokratyzm – zastąpiliśmy królestwem tępych procedur, norm, standardów, certyfikatów, zabijających wszelką spontaniczność i pasjonarność w działaniu;
  3. Wolność pojmowaną wcześniej jako tęsknota za swobodami – zastąpiliśmy dyktaturą „jedynie poprawnej” racji neo-liberalnej, w wydaniu monetarystycznym;
  4. Nie zastąpiliśmy Okowów feerią rozkwitającej różnorodności – tylko pogłębionym poddaństwem wobec ONI-ych, który „zawsze się znajdą, chętni władać i używać”;
  5. Innowacyjność – zastąpiliśmy owczym i poddańczym pędem ku otępiającym gadgetom, zabawkom zajmującym czas, uwagę, energię, kreatywność, a także oszczędności;
  6. Wrodzoną człowiekowi zmyślność stosujemy nie dla ulepszania czegokolwiek, tylko dla wyścigu po łupy kosztem wypracowanego od pokoleń dobra wspólnego;
  7. Zamiast interesować się swoim samodoskonaleniem i poprawą otoczenia – weszliśmy dobrowolnie w zgubną i lekkomyślną formułę „po nas choćby potop”;
  8. Państwo (urzędy, organy, służby, legislaturę) – przeistoczyliśmy korpusu fachowców w opresyjne królestwo pańskich, władczych, pożądliwych kamaryl;
  9. Zainstalowaliśmy sobie przestępczość pospolitą i zorganizowaną w skali niespotykanej – ale też warunki dla przestępczości rozpaczliwej, z biedy i bezsilności;
  10. Rozpadamy się jako Społeczeństwo, i to w dwóch wymiarach: na tych co wyłącznie sieją i tych co wyłącznie zbierają – ale też na „kasty szczególne” oraz na „ciemny lud”;

I to wszystko – pośród hucznego świętowania Demokracji, Postępu, Wolności. Ruch Solidarności niespodziewanie szybko stał się ruchem nie postępowym, a wyłącznie negującym świat, w którym wyrosło kilka pokoleń, pragnących przecież również żyć, tworzyć, dawać i czerpać szczęście czy choćby satysfakcję z dobrej roboty i z dobrego życia.

No, dobra, uznajmy, że tamta rzeczywistośc była w całości do odrzucenia, i do tego w sposób zrywający wszelkie więzi z przeszłością. Ja tak nie uważam, ale przyjmijmy… Co wobec tego w zamian? Najczęściej mówi się o „nowszym modelu”. Tymczasem mało kto zaprzeczy, że w wielu wymiarach „dogonił nas” wiek dziewiętnasty!

Jak powiadał poeta dolnośląski: „miała być tu jakość – wyszło, psiakość, jakoś tak…”.

W zaniku są prawa pracownicze i cały dorobek świata pracy. W zaniku jest obywatelskie współuczestnictwo, a nawet rozeznanie w sprawach publicznych. W zaniku jest samo-dążenie do rozwoju, choćby czytelnictwo, powszechna zdolność dostrzegania bogactwa Natury i Człowieka. W zaniku jest dobrosąsiedztwo, uczynność wzajemna, wrażliwość na cudze niedole. Pod ładnie brzmiącym sloganem „wykluczenie” kryją się dramaty, i to dziedziczne, polegające na coraz szerszym pączkowaniu obszarów biedy, nędzy, bezsilności. Ludzie, którym choć trochę zależy na normalności (nie mówiąc o ideałach) – dzień w dzień przeżywają Dzień Świra i stają się dla „milczącej większości” – szajbusami: jest ponad 250 synonimów słowa „głupek”, więc czy to świadczy wyłącznie o bogactwie języka, czy może o nas samych…?

 

*             *             *

W każdym razie tylko ślepy albo naiwny nie widzi tej dolegliwej zapaści, na jaką cierpimy przebrani w pstrokate stroje odświętne.

Dziś „na tapecie” jest WOJNA O SĄDY, i wcale nie oznacza to WOJNY O ELEMENTARNE POCZUCIE SPRAWIEDLIWOŚCI. Po prostu część Państwa walczy na śmierć i życie z inną częścią Państwa. Przeciętny zjadacz chleba nijak nie znajduje w tej wojnie swojego miejsca ani swoich racji, co najwyżej daje się wciągnąć w plemienne zmagania kamaryl. Nadal proste sprawy ciągną się latami, nadal argumenty dowodowe przegrywają z argumentami natury politycznej, z argumentami „miłych swojaków” przeciw „podskakującym obcym”, z argumentami „silniejszego” przeciw „maluczkiemu”. Ktokolwiek zatem w tak ustawionej wojnie wygra – to na pewno przegrają „szaracy”.

A takich wojen – rozległych w czasie i w przestrzeni społecznej – czeka nas w moim przekonaniu 42 (czterdzieści dwie), bo tyle jest w Polsce „państw w państwie”. Swoje „państwa w państwie” maja nie tylko podobne na całym świecie kamaryle znane z opisów jako „deep state”, ale też profesje i środowiska „podwyższonego społecznego zaufania”.

W moim przekonaniu bez powszechnej DEREGULACJI, na mocy której zastąpi się hydrę patologii rozwiązaniami obywatelskimi – każda z tych wojen uczyni Państwo „jeszcze bardziej teoretycznym”. Nie pomoże nowa Konstytucja.

Jak dotąd III Rzeczpospolita przeżyła trzy poważne „ostrzeżenia”:

  1. Przygodę z Tymińskim (peruwiadę), który okazał się politykiem marnym, ale zwrócił uwagę na – wtedy rodzące się – patologie, dziś dla każdego oczywiste;
  2. Przygodę z Lepperem (lepperiadę), który okazał się dla wszystkich, również dla tych, których bronił – zbyt przaśny, zbyt dosłowny, mało ogładny;
  3. Przygodę z Kukizem (kukizonadę), który od „bo tutaj jest jak jest, po prostu” przeszedł błyskawiczną przemianę w marnego chowu polityka, grabarza własnych zawołań;

To co, wykrzeszemy z siebie nowego ducha, powrócimy do przeżytych już spazmów, czy zasiądziemy na coraz mniej wygodnych siedzeniach jako kibicująca wojnom elit – publiczność…?

 

Jan Gavroche Herman