No i co w związku z tym

2018-01-27 12:39

 

Trwają uporczywe próby „środowisk miłujących demokrację”, skupiające się na eliminacji PiS (szerzej: formacji obecnie rządzącej Krajem i Ludnością) z przestrzeni politycznej, na zamknięciu „wyznawców” tej formacji w jakimś poza-obywatelskim getcie.

Poniższe piszę jako ktoś, kto konsekwentnie, niemal co dnia, przypomina o losie Dra Mateusza Piskorskiego, byłego rzecznika ugrupowania współrządzącego, byłego posła, dyplomaty (obserwatora wyborów za granicą), założyciela partii, której uporczywie i bezprawnie odmawia się zarejestrowania. Czyli jako ktoś, kto ma z formacją rządzącą „do pogadania”.

A mimo to staram się przeciwnika politycznego-ideowego przede wszystkim zrozumieć, a na pewno nie przyłożę ręki do szubienicznego sznura.

Muszę pokazać chyba kilka okoliczności, wyjaśniających moje podejście do zagadnienia:

1.       Między przesłuchiwanym obywatelem a przesłuchującym funkcjonariuszem, albo między sędzią a podsądnym, jest w demokracji relacja nierówna: obywatel ma prawo być zdenerwowany, dawać temu wyraz, może zaniedbać powściągliwości w słowach – bo jest w sytuacji dla siebie nierutynowej, jest jak ptak w ciasnej klatce, i może mieć poczucie, że wyrządza mu się rozmaite krzywdy – ale funkcjonariusz-sędzia nie ma prawa „stracić nerwów”, nawet jeśli przesłuchiwany jest w jego oczach oczywistym przestępcą, tym bardziej nie ma prawa do stosowania przemocy czy do zamachu na dobra osobiste przesłuchiwanego (godność ludzka, nietykalność cielesna, ograniczenia religijne);

2.       Między politykiem a szarym obywatelem relacja jest równie nierówna: polityk odwołuje się do powszechnej-obywatelskiej legitymizacji swojej roli i swoich działań, poza tym jest „na utrzymaniu” obywateli, jeśli zatem obywatel w pojedynkę, a tym bardziej zbiorowo wyraża swoje niezadowolenie z działań i zachowań polityka, jeśli tu-teraz odmawia mu poparcia czy szacunku – polityk musi znać konsekwencje „proporcjonalnej reakcji” (odmowy obywatelowi szacunku i praw), ale też musi rozumieć, że nie wolno w żadnym wypadku reagować przywołując służby, urzędy, organy w celu „odzyskania racji” w rozmowie z obywatelami;

3.       Wszelki dialog-debata, czyli pozycjonowanie własnej racji kosztem cudzych racji, a łagodniej rzecz ujmując – współkształtowanie ostatecznych konkluzji w tyglu wymiany poglądów – kończy się (nawet jeśli niby-trwa), kiedy któraś ze stron wykazuje złą wolę i nie reaguje na oczywistości, w dodatku uciekając od rzeczowej argumentacji ku „tej innej” erystyce. Kiedy zatem nazywam kogoś złodziejem – to nie czynię go moralnie gorszym, tylko podaję listę dowodów jego złodziejskości. Od osądzania są inne instancje, którym nie odbieram chleba: docześnie sądy, wieczyście – no, wiemy…;

Sprawy zresztą komplikują się, kiedy mowa o polityce, bo tam akurat wszystko staje się względne…

Przeciw rządom tej właśnie formacji wytoczono ciężkie armaty jeszcze w fazie „ewentualnej”, prenatalnej, a szczególnie po głosowaniach prezydenckich 2015. Zmasowany atak medialno-wydawniczo-spotkaniowy, inwektywy, kalumnie i „satyra” – wszystko to połączono z „zabezpieczeniem”, aby Prezydent „nie swój” zapomniał o „podskakiwaniu” (wetach) – patrz: zmiany z lata 2015 w ustawie o TK.

Mimo to formacja ta zwyciężyła w stosunku dotąd nienitowanym w III RP. I nikt nie zastanowił się, jak to możliwe, zakrzyknięto, że „elektorat” został omamiony-ogłupiony-oszukany. Głębszych, społecznych powodów nie szukano, choć leżały na wierzchu, gryząc w oczy „państwa w państwie”, wykluczenia, pęczniejące „oburzenie”, „teoretyczność” Państwa, kolonialne zapędy kapitały zagranicznego i „zaprzyjaźnionych” dyplomacji.

Uruchomiono obywatelski ruch sprzeciwu, który długo próbował „majdaniarstwa”, a kiedy to nie wyszło – zaczęto jednoczyć siły „nie do pogodzenia”. O to co powiem za chwilę – nie mogę mieć do nikogo pretensji, bo sprawa nie jest rozstrzygnięta w trwającej debacie: otóż postawiono formację rządzącą w roli podsądnego winnego wszystkiemu, zaś cokolwiek dobrego się działo – przypisywano formacji byłej, odrzuconej przez „ogłupiony” elektorat.

Rządząca formacja nie pozostawała dłużna, więc bardzo szybko debata parlamentarno-medialna stała się przestrzenią latających noży i garnków.

Dziś osią ataku politycznego opozycji jest:

1.       Demontaż instytucji i struktur zwanych demokratycznymi;

2.       Skonfliktowanie Państwa z Unią Europejską;

3.       Rozmaite objawy „polityki historycznej”;

4.       Wmuszany w przestrzeń publiczną kult „neo-legionowy”;

Wnioski strony atakującej (dziś występującej w roli opozycji) idą jednoznacznie w kierunku odmawiania formacji rządzącej „biernego prawa wyborczego”. I w tej konwencji opozycja zachowuje się jak opisany wyżej sędzia-funkcjonariusz, arogancki polityk, dyskutant debatujący w złej woli, gotów osądzać a nie przekonywać.

Nikt tak nie mówi, ale polscy „demokraci” różnego koloru ideowego i społecznego widzą przyszłą Polskę jako „oczyszczoną” z wszystkiego, co niesie formacja rządząca, a aktywistów tej formacji widzą na salach sądowych, przynajmniej w izolacji. Zaś ogłupiały elektorat – poddany prawomyślnej reedukacji.

 

*             *             *

Od tego, że „u was biją murzynów” – „a u was bardziej biją” – niczego nie przybędzie ani Krajowi, ani Ludności. Naprawdę jest co naprawiać w Polsce, nie jest to kraina mlekiem, miotem i łaskami płynąca. Problemy podnoszone przez „oburzonych” porzuconych przez jedno z ugrupowań parlamentarnych – nawet jeśli złagodniały, to niewiele. Zbyt dużo jest w neo-Sanacji polityki, zbyt mało konstruktywnego zarządzania rzeczywistymi problemami społecznymi. Jeśli opozycja – nawet znosząc poniżające „niedostrzeganie” – nie będzie współtworzyć dobra wspólnego – to jest tyle warta ile grzechy, które wytyka rządzącym.

Zdajemy się zapominać, kto tu, w naszym kraju – jest najpotrzebniejszy…