Nieswój w nieswoim systemie

2011-10-06 08:01

 

Co to za system, w którym trzeba się dopiero odnaleźć, i to pod warunkiem, że trafi się na życzliwych operatorów tego systemu?

 

Będzie kolejna gorzka notka.

 

Polskie Państwo (raczej Państwo zarządzające polskim Krajem i Ludnością) – to dla przeciętnego szaraka (nie)solidny zestaw rozmaitych systemów. Np. system administracyjny. System zatrudnienia. System prawa. System ochrony zdrowia. System edukacji. System dróg. System samorządowy. System energetyczny. System wodno-kanalizacyjny. System kolei. System łączności. System wymiaru sprawiedliwości. System sklepów (sprzedaży detalicznej). System usług rozmaitych.

 

Andrzej Waligórski napisał wierszyk, a Olek Grotowski go wyśpiewał:

Zrobił wilk elektrownię, lecz by prąd uzyskać
Spalał w niej cały węgiel z kopalni od liska.
Kopalnia z elektrowni cały prąd zżerała,
Stąd brak światła i węgla. Ale SYSTEM działa!

 

„Nasze” systemy (które zresztą nie są systemami, bo jeśli je badać naukowo, to nie wyczerpują znamion „bycia systemem”) funkcjonują jak w tej przyśpiewce. Jej sens głębszy jest taki: jeśli system służy tylko sobie, to trzeba w nim znaleźć swoje miejsce, wtedy będziesz czerpał z jego zasobów.

 

Co to za system, w którym trzeba się dopiero odnaleźć, i to pod warunkiem, że trafi się na życzliwych operatorów tego systemu?

Chcesz mieć węgiel – musisz funkcjonować w elektrowni. Chcesz mieć prąd – musisz mieć pozycję w kopalni.

 

Ale żeby być w kopalni lub w elektrowni (wszyscy chcą być, bo wszyscy chcą węgla i prądu) – nie wystarczy chcieć, tylko trzeba być „wprowadzonym”, a to oznacza, że konkretni „operatorzy” funkcjonujący w systemie muszą cię dostrzec w szarej masie. Ich nastawienie wstępne jest zawsze na NIE, bo liczba chętnych wielokrotnie przewyższa możliwość zaspokojenia. Dopiero kiedy wkradniesz się w ich łaskę – masz szanse sukcesu. Wtedy bowiem „elastyczność przepisów i procedur” działa nie przeciw tobie, tylko na twoją korzyść.

 

Co to za system, w którym trzeba się dopiero odnaleźć, i to pod warunkiem, że trafi się na życzliwych operatorów tego systemu?

Nikt raczej nie ma wątpliwości, że jeśli systemy zdają się celować wyłącznie w zaspokojenie siebie nawzajem, jeśli mają konstrukcję nastawioną na NIE wobec szaraka – to tak zwana korupcja przestaje być kryminogenna (choć tak jest traktowana), tylko staje się jedynym sposobem na odnalezienie się w jakimkolwiek systemie, a poprzez ten zabieg – sposobem na przeżycie godne, być może w ogóle sposobem na przeżycie samo w sobie.

 

Powyższe zdanie bardziej pasuje do opisu dzisiejszej Rosji (miasta i metropolie są tam pełne samo-obsługujących się systemów, prowincja jest tych systemów w ogóle pozbawiona), ale Polska czerpie tu do woli z doświadczeń rosyjskich. Wierzę, że nieświadomie.

 

W logistyce odcisnąłem swoją piecząteczkę formułując Kanon Potrójny: dla funkcjonowania systemu potrzeba jednoznacznego celu (programu), mechanizmu samonapędzającego (wsysającego korzystność) i uwzględnienie interesu beneficjenta końcowego (buty produkujemy dla klienta, a nie dla zysku).

 

Co to za system, w którym trzeba się dopiero odnaleźć, i to pod warunkiem, że trafi się na życzliwych operatorów tego systemu?

Przedwczoraj, nocą, na szengeńskiej granicy polskiej pojawili się moi goście, przypadkiem o dzień za wcześnie (wiza ważna była od następnego dnia). Zostali odesłani z powrotem, przy czym – będąc kilka metrów od nich – nie miałem z nimi kontaktu, nie wolno było mi się z nimi porozumieć!?! Stąd nie znałem przyczyny ich zatrzymania (kilka godzin pozbawieni byli paszportów), nie znałem adnotacji w paszportach, nie znałem ich losów. Pełna blokada. Po awanturze mogłem dostarczyć im żywność dla dwojga malutkich dzieci i przemyciłem „tutejszy” telefon komórkowy (ich telefony działały drogo, bo via Mongolia). Funkcjonariusz, który okazał serce i coś tam próbował – został następnie na moich oczach zrugany przez jakąś „zoję”, która akurat „obsługiwała” moich gości. Skandal, jak traktowano ludzi, których nie wolno było w ogóle zatrzymywać w policyjnym rozumieniu tego słowa.

 

Dodam, że Terespol na dworcu jest w totalnej przebudowie, co oznacza ciemne tunele i podobne żarty, jakich doświadczyli moi goście wysadzeni z pociągu, oprócz zupełnie niepotrzebnych szykan, jak blokowanie kontaktu czy opryskliwość.

 

Ale okazało się, że mamy szczęście w nieszczęściu. Kiedy nastał świt, udałem się do biura pograniczników, które nie funkcjonuje w nocy. Tam dopuszczono mnie – po sformalizowanym „wywiadzie”, kto ja jestem i po co) – do rozmowy z kierownikiem zmiany. Zdołałem mu wyjaśnić wszystko, czego nie zdołałbym wyjaśnić , gdyby ich wiza była ważna już dziś. Pan, podkreślając iż nie jestem upoważniony do otrzymywania informacji (chyba że mam ich notarialną zgodę, oceń to czytelniku sam), zdołał mi poprzez rozmaite dwuznaczności udzielić jednoznacznej informacji, ale przy okazji sam też zrozumiał to, co wymaga objaśnień, a z formalnego punktu widzenia dyskwalifikuje podróżnego i niewątpliwie spowodowałoby odesłanie go do jego ojczyzny.

 

Tą drogą panu owemu dziękuję. Za to, że jako operator systemu rozumie, gdzie w tym systemie są absurdy i umie je pokonać nie łamiąc prawa i nie włączając „systemu korupcyjnego”.

 

Co to za system, w którym trzeba się dopiero odnaleźć, i to pod warunkiem, że trafi się na życzliwych operatorów tego systemu?

OK, mi się udało. Moim gościom się udało. Jesteśmy razem. Ale chyba nie o to chodzi, żeby „się udawało”, kiedy ustanawia się system graniczny, nakładając na niego szengeński kodeks wizowy i równie szengeńskie procedury graniczne? Chyba nie o to chodzi, kiedy ustanawia się rozmaite inne systemy? Np. system administracyjny. System zatrudnienia. System prawa. System ochrony zdrowia. System edukacji. System dróg. System samorządowy. System energetyczny. System wodno-kanalizacyjny. System kolei. System łączności. System wymiaru sprawiedliwości. System sklepów (sprzedaży detalicznej). System usług rozmaitych.