Nierządnicy

2010-06-08 05:47

 

To, że celebryci platformiaści nie potrafią zabrać się do zwykłej roboty, a ich strategie typu Polska 2030 nadają się na półki z projektami „do poważnej korekty” – jest dla mnie oczywistością, choć nie każdy musi się z tym zgodzić. Wszyscy jednak widzą, że nasza władz-unia wiedzie życie jak bohater piosenki w wykonaniu Stępowskiego, któremu to wystarczy z rana poprawić przedziałek – i cześć, a naród niech się do pracy przepycha od poniedziałku po poniedziałek.

 

Rok temu z medialno-obywatelskiej inicjatywy uchwalono (przy tzw. Okrągłym Stole 2029) pięć poważnych priorytetów dla Polski:

 

  • wszechstronny rozwój infrastruktury
  • centra naukowo-innowacyjne
  • urealnienie demokracji
  • gruntowna przebudowa systemu edukacji
  • warunki dla rozwoju (zachowania, odtworzenie) wspólnot elementarnych (np. rodziny)

 

W każdej z tych dziedzin wystarczyło roku, by zauważyć, że w tych sprawach poruszamy się z entuzjazmem, dziarsko – tyle że wstecz (tak zresztą odczytuję zamierzenia z raportu Polska 2030). Za to będziemy już niebawem - jak głosi fama - zarabiać na własnych satelitach!

 

Satyrę na rządy, jakich właśnie doświadczamy, napisano już dawno:

 

Już moc truchleje, a świat z nas się śmieje
zostaje z boku rodzinna Europa
sąsiedzi widząc co tutaj się dzieje
już pewnie myślą, by nam znów dokopać!
I znów zostaną popioły i zgliszcza
znów nowe rany i blizny głębokie
jedna pociecha wciąż świta mi w myślach,
że może jestem fałszywym prorokiem?...

 

/fragment piosenki Jana Kaczmarka/

 

W „tamtych” czasach legendą obrosły scenki rodzajowe, przedstawiane w kawiarniach i w skeczach kabaretowych oraz w felietonach satyrycznych, które to scenki przedstawiały dość rozpowszechnioną w PRL sztukę bezczynnego spędzania czasu w tzw. godzinach pracy. Wbrew pozorom, w sztuce nic-nie-robienia biegłe były nie tylko referentki, ale też pracownicy „na produkcji”.

 

Utarło się w naszej ówczesnej siermiężnej obyczajowości, że „odpoczniesz w pracy” jest swoistym kulturowym rytem wszystkich zatrudnionych. Sztuce bumelanckiej nieodłącznie towarzyszyła sztuka zdobywania nadgodzin (bo tyle pracy, że nie starcza normalnych roboczogodzin) oraz sztuka uprawiania „fuchy” (wtedy zarabiało się „normalne” pieniądze na prywatnych zleceniach, korzystając z możliwości rodzimego zakładu pracy).

 

Zmieniły się czasy? Najwięksi cwaniacy doby PRL-u mogą pozazdrościć leserom z administracji centralnej RP początków XXI wieku (tak, tak, oddaję honor tym wyjątkom, które chcą, ale trafiają na ścianę kolegów-nierobów). Najlepiej opanowana technika pracy Premiera, Ministra, Dyrektora Departamentu oraz całego tego środowiska aparatczykowskiego – to „byle do jutra”, ale jest też technika „jakoś to będzie”.

 

Skutek? Oczywisty, jak u Jana Kaczmarka (Chmurno, durno, nieprzyjemnie) z kabaretu Elita: „Miała być tu jakość, wyszło psiakość jakoś”. Pielęgnujemy – pod światłymi rządami ostatnich lat – „naszą naturalną sztuczność” (to kolejny tekst-opowiadanie Mistrza JK). Kiedy raz-po-raz spadają rządowe pojazdy lotnicze, kiedy raz-po-raz woda zalewa miasta i wioski, kiedy sypie się infrastruktura, finanse, administracja wykonawcza, zaś partie polityczne zamieniają się w drużyny wypucowanych celebrytów na medialnych i wyborczych „wybiegach”, kiedy marnowane albo defraudowane są fundusze unijne, kiedy banki rujnują ludzkie inwestycje, kiedy tzw. socjal mający pomagać nie pozwala ani płakać, ani śmiać się – nie trzeba wiele mówić własnymi słowami, stąd cytaty tu przytaczane. 

 

Nic „nie chce chodzić”, wszystko się zacina! Gospodarza brakuje, co by to wszystko choćby oliwił, a kiedy już syn gospodarski się trafi w rządzie – to osacza się go „swoimi”, żeby broń boże nie porwał się do jakieś pracy od świtu.

 

A kraj sobie gnuśnieje, a po jego zakamarkach buszują „łupieżcy”, jak w innym wierszyku Jana Kaczmarka:

 

Jeziora pozornie są takie cudowne,
Gdy lekka przykrywa je falka,
Jedynie na niby są takie spokojne,
W ich głębi śmiertelna wre walka.
Wypływasz łódeczką, zanurzasz się w trzcinie,
Co brzegi znienacka porasta;
Dwa metry pod tobą w bagiennej głębinie
Bandytyzm, sadyzmy, bestialstwa.

Tam szczupak bandyta poluje na lina
I okoń się czai na żabę,
Sandacz na płotkę swój parol zagina,
Węgorz się wpija w doradę.
Tam rak wodny, żulik, dopadłszy robaka,
Zamęcza go w sposób haniebny,
Sum goni pędraka, leszcz męczy ślimaka,
Liczą się tylko zęby.

A w górze słoneczko i miły zefirek
I zielsko rozrasta się sielsko.
Na zielsku nenufar a nad nim motylek
Z tą swoją słodyczą anielską.
I możnaby całkiem z uciechy oszaleć
I rzucić się na to z oskomą,
Niestety, tę chętkę hamuje wytrwale
Ta jedna, niemiła świadomość:

Że w głębi panoszy się licho podstępne,
Krwiopijcze, zgryźliwe, nerwowe,
Siedząc w topieli niemiłej i mętnej,
Knując swe plany niezdrowe.
Zżerają się stare bezzębne sielawy
Wzajemnie nad sobą się pastwiąc,
Zaś w nocy, gdy wszystko to niby usypia,
Rdza zżera stare żelastwo.

 

Od wyborów do wyborów, od święta do święta. To nie jest dobre zarządzanie nawet dla firmy organizującej występy, a co dopiero dla „firmy” zarządzającej średniej wielkości krajem w środku geograficznej Europy!

 

Jan Kaczmarek: „Nasza Europa”.

 

Na tle brudnego muru
Kolejka smętnych zjaw:
Emeryt, gruźlik, baba,
W wózku wrzeszczący szkrab!
I pijak niegolony
I jego chudy teść,
Co tylko po piweńko
Chcą bez kolejki wleźć.
Nasza powszednia nędza,
Wspólna, globalna wieś
I ekspedientka-jędza,
I wszędzie, Tczew czy Brześć,
Pod biedą i niemotą
Po horyzontu kres
Nasz polski żywioł: błoto!
Tej wegetacji treść!
A przecież to Europa, tak bogata,
Poniklowana, złota pępek świata,
Twoja i moja, nasza, wspólny, obszerny dom,
Tu wszędzie jest Europa! Sil volus plait, welcome!
Twarze zgorzkniałe szare
I oczy, co od lat
Chłoną cieknący z gazet
Wściekły, obmierzły jad!
I usta, co nie znają
Zwykłych, życzliwych słów,
Warczeniem się witają
Lub odwróceniem głów!
A przecież to Europa, raj ludzkości,
Błogosławiony obszar wspaniałości!
Ojczyzna mądrych ludzi, niepospolitych snów,
A tu się rano budzisz, by zobaczyć znów...
Marnie rodzące pola,
Usychający las.
Przeklęta zła niedola
Wciąż prześladuje nas!
Czy dola to okrutna,
Czy może zwykły pech?
Strach wypatrywać jutra
Smętnie, ponuro, źle!
A czas do przodu leci
I lata z nim trop w trop,
I w interesie dzieci
Czas wreszcie krzyknąć Stop!
Odwagi i fantazji
Nastał ostatni czas,
Inaczej stepy Azji
Wkrótce pochłoną nas!
A przecież to Europa, tak bogata
Poniklowana, złota, pępek świata!
Twoja i moja, nasza, wspólny, obszerny dom,
Czy dla nas ta Europa?

 

Ale – jak Mistrz śpiewał: Najpiękniejsze jeszcze przed nami

Polecam inne mądre teksty Jana Kaczmarka, tu też

 

 

Kontakty

Publications

Nierządnicy

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz