Niebanalni. Demiurdzy i Dzierżymordy, Prometeusze i Mesjasze

2020-05-05 09:55

 

Rozpocznę to wypracowanie po swojemu, czyli zmyłką o Demiurgach, Dzierżymordach, Prometeuszach, Mesjaszach. Coś tam jest na rzeczy, wymaga odrębnej pracy domowej, ale chodzi mi o to, żeby tytuł nie brzmiał banalnie: życie i twórczość szeregowego posła, który sam się uczynił Prezesem.

 

Napiszę teraz wypracowanie szkolne. Tematem zadania domowego są jednostki wybitne i ich rola na tle wielkich procesów społecznych. I w ogóle rozterki między Dziełem-Czynem a Przyzwoitością. Wypracowanie nie będzie zbyt długie, co oznacza znaczną w nim zawartość uproszczeń

Najpierw jednak podam kilka przykładów historycznych i mitycznych dla postaci tytułowych, żeby było wiadomo, o co chodzi.

Demiurdzy

 

 

W wyobraźni ludzkiej demiurg jawi się jako super-sprawca, umiejący przeobrazić Nic albo Chaos w jakieś uporządkowane dzieło, a następnie postępować z nim sprawiedliwie

Jahwe, inni Meta-Sprawcy

Dzierżymordy

Dzierżymorda to takie wyobrażenie ludowe, które ukazuje postać o wielkiej wizji i podłej naturze oprawcy, która jest oznaką braku „feromonu” charyzmy, bezsiły w zwykłych grach społecznych

Temudżyn, Napoleon, Stalin, Hitler

Prometeusze

Prometeusz to niezłomny apostoł tego co światłe i pożyteczne, dla Sprawy gotów się poświęcić nawet ostatecznie, byle pozostawić po sobie  nieodwracalne doświadczenie postępu

Samson, Achilles, Budda, Aleksander, Lenin, Cezar

Mesjasze

Postać która osiągnęła status uosabiający Dobrą Nowinę, nosiciel Pogłosu krzewiący pokorę wobec Niepojętego, jednocześnie dający własny przykład takiej bezgranicznej pokory

Jezus, Odyseusz, Konfucjusz, Mahomet, Gandhi,

 

Gdzieś w kulturach azjatyckich zrodziło się uniwersalne określenie Bohatera, zwanego po persku, turecku, mongolsku Bahadur, Baghatur, Baatar (Ba'atur), Batyr, Bahādor, w staro-rosyjskich bylinach (gawędach) noszącego męskie imię Bogatyr (Богатырь) i żeńskie – Polianica (Поляница). Bohater jest przede wszystkim dzielny i zarazem opiekuńczy, surowy i sprawiedliwy, przedkłada misję przewodnictwa nad prostym ludem – ponad życie osobiste. Pojęcie to jest dużo obfitsze w treść niż helleńskie wyobrażenie Herosa, który działa raczej na własny rachunek.

Aby Bohater stał się Demiurgiem – musi być ideałem, pozbawionym jakichkolwiek wad, docześnie nierealnym. Aby stał się Dzierżymordą – musi w swojej bezsile sięgać po okrucieństwa, przełamując swoją słabość. Aby stał się Prometeuszem – musi „spłonąć” we własnym czynie-dziele i żyć w pozostawionej spuściźnie. Aby stał się Mesjaszem – musi wyraźnie odstawać „w górę” od swoich współczesnych, będąc zarazem ich „bratem”.

Bohaterowie sieją postrach i grozę, a zarazem matkują-ojcują swoim ludom lub całej ludzkości. A przede wszystkim wzbudzają bezgraniczny szacunek u współczesnych i potomnych, choćby podszyty traumatycznym wspomnieniem, nawet jeśli się im pamięta paskudztwa moralne i „materialne” albo niemoce.

Przede wszystkim jednak są niebanalni, niepospolici, stanowią poręczne odniesienie dla każdych czasów niezwykłych, bo umieją się w takich czasach odnaleźć w ważnych rolach.

 

*             *             *

Jako, że wielokrotnie pytano mnie, skąd u mnie taka estyma wobec Jarosława Kaczyńskiego – czuję się wywołany do tablicy, a nawet wyciągnięty za uszy.

Przede wszystkim ja ogólnie mam szacunek do ludzi, a jeśli wydają mi się źli – mój szacunek zabarwiam obawą o to, że źle skończą. Bo nikomu nie życzę najgorszego, zwłaszcza że sam nader często doświadczam zła, z rzadka odpłacając pięknym za nadobne. Tyle że ja jestem zwykłym frajerem i słowo „wybitny” nie jest dobrym opisem mojego JA.

A Jarosław Kaczyński nie jest frajerem. Może i przegrał kilka szans życiowych (np. porzucając dobrze zapowiadającą się karierę u boku dziesiątej muzy), ale w tym co robi – jest artystą niepowtarzalnym, i mówię to zupełnie poważnie, widząc jak skrajne emocje mu towarzyszą, nie tylko polityczne.

Niech mi wszyscy, którym nie nigdy dość wylewania kaczo-pomyj, wytłumaczą ten fenomen inaczej niż kompleksem urażonej niemocy własnej. Przecież jest chyba jasne, że jeśli Kaczor nosiłby w sobie tyle przewrotnego zła – to już dawno wyjechałby z polityki na taczkach. A nie dość, że nie wyjeżdża – to sam podstawia licznym adwersarzom politycznym taczki własnej produkcji, nawet nie fatygując się, by im pomachać na pożegnanie.

Nie współcześni (już się niektóre sprawy nie od-staną), ale Historia wystawi mu świadectwo, i samo to niech wystarczy, żebym uznał go za postać wybitną. Sam uważam się za człowieka dużo bardziej przejętego losem maluczkich niż on, ale to nie ja, nie transformatorzy, nie lewica ostatniego polskiego trzydziestolecia czy ludowcy tegoż okresu, nikt inny nie dał maluczkim szansy na godny, choć skromny dochód gwarantowany i nadziei na powrót obywatelskiego etosu solidarnościowego.

Podkreślam: szansy na dochód minimalny i nadziei na obywatelstwo, po mojemu: 5+2:

  1. Dochód minimalny (gwarantowany) do nieuchronność globalna, chyba że realne są zakusy na rozdwojenie ludzkości na Fenomen Szlachetny i Fenomen Podły (mój blog wyjaśni te pojęcia, jeśli ktoś ich jeszcze nie zna). Człowiek pozbawiony minimum dochodowego (Koszula, Podłoga, Posiłek, Bilet, Gazeta) – nieuchronnie bydlęceje, meneleje, popada w przestępczość rozpaczliwą (zaopatrzyć się, choćby niszcząc), paskudnieje moralnie i estetycznie;
  2. Nadzieja na obywatelstwo wiąże się współcześnie z powszechną Opieką Medyczną i Opieką Edukacyjną), bez fajerwerków, ale też bez oszczędzania, przy czym jest ważne, że oba obszary opieki dają ludziom „wolne ręce” i „narzędzia”, a nie obywatelstwo w rzeczy samej: to już potencjalni obywatele muszą sobie „zabezpieczyć” sami swoją zaradnością i zapobiegliwością materialną i polityczną, inaczej popadną w roszczeniowość;

Jest dla mnie jasne, że Kaczyńscy brali czynny udział w instalowaniu w Polsce Transformacji, są za nią odpowiedzialni na równi z neo-liberałami, walnie zatem przyczynili się do polskiego upadku w przestrzeni  5+2. I proszę zaprzeczyć, że spośród wszystkich transformatorów opamiętał się tylko „szeregowy poseł”.

Tu chwilę się zasapię, przeczekam kolejne kaczo-pomyje. Już można? Bo przecież wiadomo, że cała ta historia z „pięćsetkami” to groźne budżetowo kupowanie elektoratu, by go stłamsić i zniewolić. Więc już tylko pisknę pytająco: formacji Kaczora udało się na dwie niełatwe kadencje, na jedną trzecią pokolenia. Mało?

Może ktoś miał dla maluczkich lepszy projekt, który by jednocześnie nie oznaczał „dobrobytu zza szyby wystawowej”, nijak niedostępnego…? Trzeba było też kupować „ciemny lud” i przenieść go tymi zakupami w rzeczywistość lepszą niż kaczystowska! Politykę czasem przedstawia się jako sztukę skuteczności. Niezależnie od intencji – Kaczor okazał się mistrzem polskiej polityki, mającym w niej najdłuższy staż wyżynny spośród żyjących.

 

*             *             *

No, dobra, przewiozę się po Prezesie. Ma on w moich oczach na sumieniu:

  1. To że wyhodował na własnej piersi Delfinarium, które go zastąpi już niedługo, i wtedy dopiero pojmiemy, co to znaczy dyktatura, oprycznina, maccartyzm, okraszony paranoiczna „polityką historyczną”;
  2. To że postawił na chorobliwy antykomunizm bez komunizmu, wbił Polsce do głowy, że komunizm polega na systemowej opresji wobec obywateli i na zbrodniczym ciemiężeniu własnych apologetów;
  3. To, że swego czasu, z fatalnym skutkiem, wzgardził demokratycznym, choć złudnym i szalbierczym euro-demokratyzmem, zamiast go dozbrajać np. słowiańską „kozaczyzną”, konceptem Skupštiny czy solidarnościowej Samorządnej Rzeczpospolitej;
  4. To, że dał sobie wmówić najpierw przez Murgrabiego z Chobielina, a teraz przez Prymusa-Pinokia, amerykański koncept zgoła przeciwstawny „pięćsetkom”, czyli korpo-filozofię giermka globalnej finansjery;
  5. To, że poszedł na plemienne udry z ludźmi, którzy mu do pięt nie dorośli, ale są mistrzami odwracania kota ogonem, i będą tak długo rzępolić na tę nutę, aż przebiją Zenka Muzykanta i rozmaite hip-hopy w formule „zin-mag-a”;

Osobiście mam do niego pretensję o to, że przepoczwarzył pewnego więźnia politycznego w postać miałką i groteskową, która zgodziła się opuścić kraty za obietnicę porzucenia krytyki zaoceanicznego „patrona” Polski. I pewnie za parę innych obietnic. Chwila na kaczo-pomyje. Już…, mogę…?

 

*             *             *

Rozpocząłem to wypracowanie po swojemu, czyli zmyłką o Demiurgach, Dzierżymordach, Prometeuszach, Mesjaszach. Coś tam jest na rzeczy, wymaga odrębnej pracy domowej, ale chodziło mi o to, żeby tytuł nie brzmiał banalnie: życie i twórczość szeregowego posła, który sam się uczynił Prezesem.