Nie istnieje mniejsze zło

2018-09-03 06:09

 

Poniższa wypowiedź jest – wolę uprzedzić – natury politycznej. Czyli nie mówimy o ideach i wartościach (tym bardziej moraliach) – tylko o skuteczności.

Złem zatem jest nieskuteczność lub przeciw-skuteczność – dobrem zaś – osiągnięcie celu, obojętne jaki to cel w wymiarze pozapolitycznym.

W Polsce wrześniowej AD 2018 są trzy liczące się dobra polityczne:

  1. Patriotyczno-parafialne dobro będące echem dobra amerykańskiego;
  2. Kosmopolityczno-inteligenckie dobro będące echem dobra unijno-europejskiego;
  3. Pragmatyczne (oportunistyczne) dobro post-PRL, „samosiejne”, mimo pozorów „putinizmu”;

Pierwsze dobro ma charakter społecznie socjalno-patrymonialny, geopolitycznie oznacza służebność wobec „grupy amerykańskiej” (NATO, Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Monetarny, Światowa Organizacja Handlu, itp.), przeciw „grupie chińskiej” (BRICS, Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, projekty typu Nowy Jedwabny Szlak itp.). Oferty te są wzajemnie sprzeczne co do Racji, ale są skuteczne.

Drugie dobro ma charakter społecznie liberalny, geopolitycznie oznacza samozagładę autonomii europejskiej (kontynentalnej) w obliczu imperializmów „grupy amerykańskiej” i „grupy chińskiej”: oferta Traktatów Rzymskich w ich kolejnych iteracjach-redakcjach staje się nie tylko coraz mniej atrakcyjna dla sygnatariuszy, ale też staje się „termitierą” dla pustoszącej imigracji.

Trzecie dobro staje się coraz bardziej efemerydą, a to z powodu „niejasności semantycznej”: redagowane jest jako Lewica (w kontrze przeciw Konserwatyzmowi i Prawicowości), gdy tymczasem rzeczywistość uciekła w nowe czasy, które łatwiej jest opisać nazwami formacji: Alterglobalizm, Wolontaryzm, Terroryzm. To dlatego „słychać”, że „marksizm już nie jest inspiracją dla lewicy”.

W okresie zwanym u nas Transformacją – lewicowcy bliżsi pragmatyzmowi (bezideowemu poszukiwaniu korzyści doraźnych) hurtem przenosili się do formacji prawicowych albo je wspierali duchem, a lewicowcy bliżsi patrymonializmowi i opiekuńczości socjalnej uciekali w marginalia pozarządowe albo wprost do PiS. Mogłoby to sugerować, że lewicowość-alterglobalizm jest „niemodny”, ale rzeczy i sprawy mają się inaczej: tzw. elektorat (masy) gotów jest zrezygnować z samorządności i spółdzielczości za jałmużnę uosabianą przez rozmaite fundusze, niepomny, że w ten sposób abdykuje z podmiotowości, porzuca swoje współrządzenie, w tym sensie politycznie demoralizuje się, popada w „bezjajeczność”.

Dowolne społeczeństwo, które okazuje słabość biopolityczną pozwalając sobą sterować poprzez „karmę” – prędzej czy później pogrzebie swoje szanse na współrządzenie sobą (Ludnością) i Krajem.

Oto jednak rozwichrzona buńczuczność Polaka-Słowianina przypomina o sobie kolejnymi spazmami skierowanymi przeciw „władzy” – jakakolwiek ona jest i kogokolwiek reprezentuje.

Sens dzisiejszej lewicowości polskiej jest więc podskakiewiczowski, flibustierski: liberum veto, nihil novi. Lewica polska jest niedojrzała do alterglobalizmu, kurczowo trzyma się „lewicowości kulturowej” (ekologia, mniejszości, gender), pozwala się spychać ku lewicowości socjalnej (rozmaite minima i „plusy”).

Gdyby nie to – lewicowość (nawet ta sięgająca po doświadczenia nieudanych eksperymentów „radzieckich”) byłaby PONAD ZŁO (neo)Liberalizmu czy konserwatywnego patrymonializmu. Dziś nie jest jednak ponad owo zło – w tym sensie dołączyła do szeregu, aksjologicznie niczym nie różni się od ideowo-politycznej dwu-konkurencji.

To dlatego tak łatwo Nowacka czy Ikonowicz albo Biedroń (że wymienię tylko najbardziej spektakularne „zdrady”) wolą się przyłączyć do jednego czy drugiego Zła, dla doraźnego efektu politycznego – zamiast uświadamiać tzw. elektoratowi, o co w tym wszystkim chodzi i co jest jego żywotnym interesem.

Niuchając objaśniania Ludowi, na czym polega jego interes – owe „przechrzty” ostatecznie wykluczają się z lewicowości, staja się „owiewkami” konkurencji ideowo-politycznej.

Pozostaje rywalizacja między „czarzastymi” i „zandbergistami”: pierwsi ględzą o wartościach i doświadczeniu PPS – nie ruszywszy w tym kierunku palcem nigdy, nawet w kampanii bieżącej, drudzy są „związkiem zawodowym” pokolenia, które dało sobie wmówić nieciągłość historyczną i odcina się od „złogów PRL”. Nieszczerość tych deklaracji odbija się w „sondażach”.

Na pytanie „no, to na kogo głosować”, odpowiadam: na podmiorowość Ludu jako współgospodarza Kraju, czyli na spółdzielczość i na samorządność. Obie występują w Polsce śladowo i pełne są patologii (łagodnie: błędów i wypaczeń), obie czynią Obywatela – teoretycznym. Głosujmy na Obywateli, którzy chcą jak najmniej „odgórności” w swoim życiu i w życiu swojego otoczenia.

Zbyt ogólnie? Wolne żarty. Na tym to polega, żeby nikt z „ambony” nie pouczał Obywatela, jak realizować w sobie i wokół siebie „oddolność”.