Nie rób dobra złem

2010-02-20 22:07

 

NIE RÓB DOBRA ZŁEM

/nie ma takiego dobra, dla którego usprawiedliwieniem byłoby zło prowadzące do niego/

 

Kiedy Icek poskarżył się rabemu na to, że ma złe warunki mieszkaniowe, dziesięcioro dzieci plus świekra i żona oraz szwagier z rodziną oraz pies – wszyscy w jednej izbie, gdzie smród, ciasnota, sodomia i gomoria – rabe poradził mu dokupić kozę. Po tygodniu zrozpaczony Icek skarży się rabemu, że jest na skraju wyczerpania, koza uczyniła z domu piekło. Sprzedaj kozę – rzecze rabe. Następnego dnia Icek błogosławi rabego za jego mądre rady: w domu ma taki raj, kiedy pozbył się kozy!

Wniosek z powyższego, że nie trzeba człowieka wychowywać batem, wystarczy aby sam poznał różnicę między dobrem i złem oraz względność obu pojęć.

Poważną pozycją polskiego budżetu jest wielki akcyzowo-podatkowy narzut na alkohol, który w produkcji jest tani, 90% jego ceny stanowią narzuty chciwego państwa. Potem zaś to państwo (ha, ha!) finansuje zwalczanie problemów alkoholowych, edukację, kulturę i pomoc socjalną dla rodzin podupadłych.

To nie jest wielka sztuka, uzyskać coś pożytecznego na drodze wspierania zła. Janosik okradał jednych, aby dobrze czynić ludowi. Jednym z poważniejszych zarzutów do minionej „komuny” było to, że zapobiega biedzie nielicznych przycinając dobrobyt wszystkim innym, przede wszystkim tłamsząc wszelką przedsiębiorczość (nie tylko komercyjną). Z drugiej strony każdy łupieżca prędzej czy później założy fundację dobroczynną, ufunduje kościół, stanie się mecenasem i patronem sztuk oraz sportu, adoptuje dzieci z Kazachstanu i kupi samorządowi komputer.

Jasne, każdy musi dojrzeć i nauczyć się być dobrym, bo mimo, iż podobno wszyscy rodzimy się tacy fajni, to jednak tuż pod koniec niemowlęctwa, kiedy stajemy przed wyborem między korzyścią a jakąś normą (np. moralną) – zwyciężają w nas podszepty szatana. Ja na przykład bardzo cierpię, kiedy za moje pieniądze (pośrednio) fałszujący talent przez kilka lat kosztem mojego poczucia estetyki staje się artystą z prawdziwego zdarzenia. Cierpię też, kiedy polityk najpierw narobi głupot, a być może obłowi się i jeszcze sprzeda kilka najwyższych wartości, aby potem zostać mężem opatrznościowym i rzeczywiście cenionym fachowcem. Dlaczego mają oni uczyć się moim kosztem? Czy to byłoby normalne, gdyby inżynier uczył się budować mosty kosztem walących się kolejnych konstrukcji, albo mechanik samochodowy zdołałby naprawić mój samochód po kilkunastu zdarzeniach na szosie z jego partactwa?

Jest taki rodzaj dobra, który nie toleruje zła jako swojego budulca: jest to dobro publiczne. Nie da się, nie można i nie wolno dobra publicznego osiągać kosztem publicznych ofiar, nie uchodzi budować krainy szczęśliwości pośród żałości i cierpień tych, których uszczęśliwiamy. Jeśli ktoś lubi osiągać doskonałość w ciężkiej szkole przetrwania – to jego osobista sprawa, ale jeśli to przetrwanie ma polegać na podkradaniu gospodarskich kur i podpalaniu lasu dla ogrzania się – to taka doskonałość jest łatwa do podważenia.

Trzeba być uczciwym w tym, co się robi. Jako młody działacz wysłuchałem kiedyś teoryjki starszego działacza, który mówił, że dla realizacji swoich celów warto zadać się ze strukturą niekoniecznie doskonałą, aby w niej osiągnąć wielką moc i wtedy powrócić do swoich zamierzeń. Był bardzo przekonujący i tak bardzo wierzył w to co mówi, że poniechałem dwa pytania: co będzie, jeśli przyzwyczaję się do tej złej struktury, oraz co będzie, jeśli chwilowe zawieszenie szlachetnych celów spowoduje katastrofę? Dziś, po latach, jasno obaj widzimy, że miałem rację, na co on jest najlepszym przykładem.

Obaj jesteśmy dziś w tej samej Ordynackiej. Tacy jak on budują tejże Ordynackiej opinię „imperium zła”, „grupy trzymającej za mordę”, „mafii zagarniającej wszystkie frukty”, a tacy jak ja muszą się tłumaczyć przed ludźmi z grzechów niezawinionych.

I co, tak się godzi?