Nasze Gospodarstwo Domowe

2010-08-23 14:51

 

Dom, w którym mieszkam, nazywa się Polska. Przynoszę do tego domu odpisy od wypłaty, codziennie dorzucam trochę podatków od zakupów i mam szereg innych obowiązków. W domu moim panują rozliczne regulaminy: trudno się w nich połapać, ale jeśli staram się żyć przyzwoicie i akuratnie – można sobie poradzić. Jeśli mimo to coś napsuję – odpłacam wszystkim poszkodowanym i potem przez jakiś czas patrzą mi na ręce.

 

Od czasu do czasu skrzykuję się z domownikami i załatwiamy jakąś wspólną fajną sprawę. Od czasu do czasu zdarza się poważniejsza awaria i wtedy „wszystkie ręce na pokład”, ratujemy dobytek, naprawiamy szkody. A czasem Najważniejszy Domownik podnosi alert i wykonujemy jakieś zadania, których głębszy sens rozumie tylko On.

 

Jeśli ktoś z domowników popadnie w chwilowe tarapaty ekonomiczne – staramy się go podratować, a najlepiej ułatwiamy mu start od nowa. Jeśli ktoś z domowników odniesie znaczący sukces – cieszymy się, bo to się wszystkim opłaci, jeśli on nie jest „sobek” i nie schowa pod pierzynę, tylko dla siebie. Niekiedy ktoś wyjeżdża na saksy, inni wracają obłowieni albo zrezygnowani: tych wspieramy chlebem i kątem.

 

Rodzą się nowi lokatorzy, starzeją się dawniejsi, zmieniają się więc – dzień za dniem, powolutku – obowiązki i sytuacja każdego z nas.

 

Raz na jakiś czas Najważniejszy Domownik ogłasza konkurs na Najważniejszego Domownika. Nie wszystkich nas to pasjonuje, bo wiadomo, że jeśli nie on, to jego szwagier albo syn, ostatecznie cioteczna siostra – zawsze wygrywają, pozostałym jakoś to nie wychodzi. Ale są też tacy, którzy głośno wyrzekają i chcieliby jakiejś zmiany: wtedy Najważniejszy Domownik i jego poplecznicy szyderczo mówią: stawajcie do wyborów, jest demokracja!

 

Są też tacy, którzy widzą, że domowe sukcesy rozkładają się nierówno: wiadomo, że jeśli nie on, Najważniejszy Domownik, to jego szwagier albo syn, ostatecznie cioteczna siostra – zawsze odniosą największe sukcesy, a pozostałe, pomniejsze – pozostają nam. Dla nich porażką jest odnieść nie aż tak wielki sukces, do jakiego przywykli. My zaś nasze własne porażki musimy jednak ciężko odpokutować. Kiedy wyrzekamy głośno – oni mówią: stoimy u steru, niesiemy ciężar zarządzania, musimy mieć punkty preferencyjne na Rynku! To jest sprawiedliwe! Nasz trud Wam wszystkim poświęcony musi być nagrodzony!

 

Ostatecznie widzimy, że Najważniejszy Domownik i jego totumfaccy wszystkie swoje sukcesy chowają pod pierzynę, a o Dom nikt nie dba. Ani remontów, ani napraw, ani podwyższenia standardów. Owszem, kilka specjalnych pomieszczeń jest ciągle dopieszczanych, ale to są te, które zajmuje Najważniejszy Domownik, jego szwagier albo syn, ostatecznie cioteczna siostra. Nam zaczyna kapać na głowę, chłód doskwiera, brak wentylacji, ciepłej wody, nawet kuchenka niesprawna.

 

Najważniejszy Domownik powiedział zatem i natychmiast uchwalił: zrzucamy się, zatrudnimy fachowców, oni Wam zabezpieczą raz a dobrze wszystkie wymagane standardy. No, dobra, zgodziliśmy się na nowy ciężar, choć zauważyliśmy, że Najważniejszy Domownik, jego szwagier albo syn, ostatecznie cioteczna siostra swojego wkładu do puli nie wnieśli. My mamy już te standardy – odparli. Na koniec okazało się, że fachowcy owszem, serwują niemal luksusy, ale odpłatnie. Nie wszystkich stać, więc obniżyli standardy, ale opłaty nie aż tak obniżyli.

 

Źle się w Domu dziać zaczyna. Standardów nie ma, dochody kurczą się bo opłaty coraz większe za wszystko, również opłaty „na Dom” zabierane przez Najważniejszego Domownika, jego szwagra albo syna, ostatecznie cioteczną siostrę. Nierówność, niesprawiedliwość i nierazbiericha dokuczają do bólu. I kiedy już, już mamy huknąć pięścią w stół, któryś ze stronników Najważniejszego Domownika powiada rozsądnie: ludzie, spójrzcie na Regulaminy, tam jest napisane, że jest swoboda dla wszystkich i każdy za siebie odpowiada, a jakby co, to może się procesować i Starego Sędziego. Nie ma co się czepiać Najważniejszego Domownika, jego szwagra albo syna, ostatecznie ciotecznej siostry.

 

Aleśmy się dali wykiwać!

 

Wtedy jeden z nas przypomniał sobie dawny tekst Tuskenkampf.  I jego Drugą część. I jeszcze Część Trzecią. Tam już dawno napisano, jak to będzie wszystko wyglądać. Jak ulał pasuje do Najważniejszego Domownika, jego szwagra albo syna, ostatecznie ciotecznej siostry. Nikt jednak nie słuchał.

 

Nasz Dom schodzi na psy, a my jesteśmy bezradni: czego się podejmiemy dla naprawy tego stanu – zawsze skorzysta przede wszystkim Najważniejszy Domownik, jego szwagier albo syn, ostatecznie cioteczna siostra. A my – jak ci frajerzy – zaiwaniamy by im robić dobrze, i robić dobrze zaproszonym przez nich fachowcom, którzy czują się w naszym Domu „jak u siebie w domu”, mamy nawet wrażenie, że są „lepszymi” domownikami, niż my.

 

I to musi trwać?

 

 

Kontakty

Publications

Gospodarstwo Domowe

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz