Napieralski z Olejniczakiem – bliźniaki zdecydowanie dwujajowe

2013-12-17 22:06

 

Pajacem być – rzecz ludzka, ale czemu się z tym obnosić?

 

Wojtek, rocznik 1974, syn gospodarski ze Starego Waliszewa: W latach 1999–2002 był przewodniczącym rady krajowej Związku Młodzieży Wiejskiej, a od 1999 do 2000 przewodniczącym Parlamentu Studentów RP. W latach 1997–1999 był pierwszym prezesem zarządu Fundacji Parlamentu Studentów RP (fundacja Skarbu Państwa). Od 2002 zasiada w zarządzie głównym Ochotniczych Straży Pożarnych (brat jest szefem OSP w rodzinnej wsi). 10 lipca 2007 obronił pracę doktorską, uzyskując stopień doktora nauk ekonomicznych. Jako społecznik - Prezes Polskiego Związku Triathlonu. Europarlamentarzysta, aktywny bloger.

Grzesiek, rocznik 1974, syn aparatczyka PZPR: W latach 1994–1995 był pracownikiem technicznym w Zakładach Graficznych "Kema". W latach 1998–1999 pracował na stanowisku kierownika ds. promocji w firmie "Reemtsma Polska" S.A. W 1998 bez powodzenia kandydował do rady miasta Szczecina. Od 1999 do 2001 był sekretarzem wojewódzkiego biura parlamentarno-samorządowego. W latach 2002–2004 pełnił funkcję doradcy wojewody w Zachodniopomorskim Urzędzie Wojewódzkim. W latach 2002–2004 zasiadał w radzie miasta Szczecina. W 2000 uzyskał tytuł zawodowy magistra nauk politycznych z dwiema specjalizacjami w zakresie integracji europejskiej oraz administracji i marketingu politycznego.

Wojtek – choć pochodzi z zadupia – wziął swój los z swoje ręce i dziś jest człowiekiem, który radzi sobie bez protektora i poradzi sobie bez polityki. Grzesiek – choć pochodzi z dużego miasta – sprawia wrażenie człowieka wciąż potrzebującego linki holowniczej. Wojtek jest bardziej pragmatyczny, Grzesiek poszukuje dobrej idei.

Obaj są ilustracją kryzysu, jaki dotknął partię Millera na skutek porzucenia przez nią formuły przywództwa ruchu lewicowego na rzecz monopartii. Trzeba pamiętać o tym, że polska lewica przełomu Tysiącleci funkcjonowała w trudnej, ale nowoczesnej formule pluralizmu federacyjnego, w której mieścili się: dawny aktyw i aparat PZPR, ideowi komuniści, socjaliści odwołujący się do tradycji PPS, związki zawodowe, inteligencja ekspercka, spółdzielcy, przedstawiciele środowisk małomiasteczkowych, organizacje młodzieżowe i studenckie, lewicowi „banici” środowiska solidarnościowego, kombatanci „Lenino” i kombatanci lewicowej partyzantki, menedżerowie i przedsiębiorcy nomenklaturowi, lewica ornamentująca (feminizm, antyklerykalizm, ekologia, gender), społecznicy z organizacji pozarządowych, itd., itp. Leszek Miller postawił na klasyczny partyjny biurokratyzm, zwany niegdyś centralizmem demokratycznym[1], opartym na tzw. pasie transmisyjnym[2]. To nie mogło się udać w czasach naznaczonych formułą „niezależny-samorządny”. Spośród kilkudziesięciu sygnatariuszy ruchu SLD – tylko nieliczne podporządkowały się zaleceniu konsolidacji organizacyjnej, a to oznaczało rozsypkę: pozostała lewica „koncesjonowana” (z secesyjną SDPL, naprzeciw niej lewica „flibustierska”, a pośrodku lewica satelicka, przy czym zaczął się proces wzajemnego negowania samej lewicowości.

Miller sięgnął po najgorszy z możliwych ratunków: jego imię to Lewica i Demokraci, czyli zastąpienie niepokornych flibustierów inteligencją posolidarnościową i „wybaczenie” secesjonistom z SDPL.

Reakcją twardego rdzenia SLD na upadek rządu Millera i samego Millera jako przywódcy – było przećwiczone wcześniej na Gomułce, Gierku i Jaruzelskim zmarginalizowanie przywódcy, który nie poddając się założył partię flibustierską, a nawet zadał się z ludowo-socjalną Samoobroną.

Dwaj młodzi chłopaczkowie w osobach Grzesia i Wojtka wydawali się poręcznymi kandydaturami przetrwalnikowymi, przy czym nie uniknęli błędów swoich mocodawców i też wdali się w „szorstką przyjaźń”, a jeszcze poliszynel donosił, że Wojtek zaglądał do pięknoduchów z Krytyki Politycznej, zaś Grzesiek zaglądał do pewnego wydawnictwa, gdzie pobierał nauki z pragmatyki politycznej.

Ich bliźniactwo skończyło się marnie, bo też mieli różnych protektorów. Ostatecznie Grzesio ukradł Wojtkowi protektora, który to (protektor) okazał się człowiekiem z tytanu i powrócił w chwale. Oby umiał skończyć.

W wieku 39 lat obaj panowie są na okropnie śliskim zakręcie. Wojtek jest samosterowny, ale z tego powodu zdany na swoje własne błędy, Grzesio jest nadal zależny od partyjnego łożyska i nie znajduje sposobu na samorozwój. Jest słabszy, ale może właśnie dlatego atrakcyjniejszy.

Obaj są mocno bezbarwni politycznie. Żadnych pomysłów, żadnej głębszej myśli. Jak na (byłych) przywódców lewicy dużego kraju – porażka.

Ich głupotą jest niewykorzystanie szansy, jaką dał im los. Stanowili idealny tandem: młodzi, otwarci, różni, ambitni. Nie związani z przeszłością, a już błogosławieni optyką mega-gry. Pozwolili się holować starym zgredom, którzy ich potraktowali podle i po gówniażersku. A mogli zadziałać tak, jak bohaterowie „Nieoczekiwanej zmiany miejsc”. To niezbyt wyszukany film o dwóch zdolnych chłopakach, którymi manipulują zblazowani podstarzali krezusi, ale którzy zorientowawszy się w tej grze oszwabili dziadków, zagrali va bank. Wygrali, choć nie obyło się bez ofiar.

Tego refleksu zabrakło Wojtkowi i Grzesiowi. Toteż pośród piaskownicowych swarów podzielili 6-letni okres bezhołowia między siebie, pogłębiając bezhołowie (po nich było kilku jeszcze szefów SLD, starszego chowu), pozwoliwszy wrócić do gry człowiekowi, który jeszcze stanie się dla całej lewicy wielkim ciężarem z powodów amerykańskich, a przede wszystkim kultywuje dawno już pordzewiałą formułę partyjności, a samą lewicowość podporządkował interesom mega-biznesu globalnego. No, dinozaur.

Forest Gump PL

 



[1] Artykuł 3 konstytucji Związku Radzieckiego: Organizacja i działalność państwa radzieckiego jest zgodna z zasadą centralizmu demokratycznego: wybieralność wszystkich organów władzy państwowej od najniższych do najwyższych, ich odpowiedzialność przed narodem, mocy wiążącej decyzji organów nadrzędnych dla organów niższego szczebla. Centralizm demokratyczny łączy jednolite kierownictwo z inicjatywą twórczą, z odpowiedzialnością każdego organu państwowego i każdej osoby urzędowej za powierzoną sprawę (Konstytucja ZSRR, Moskwa, Kreml, 7 października 1977 r.). Za Pedią: Oznacza to, że raz wybrane władze partyjne mogą w praktyce mieć całkowitą kontrolę nad wyborami - bo przygotowania do nich trwają właśnie w czasie, w którym nie odbywają się żadne obrady plenarne. W partii obowiązuje absolutny zakaz frakcyjności; oznacza to, że wykluczone jest powstanie jakiejkolwiek grupy (frakcji), reprezentującej zdanie odrębne od zdania kierownictwa. Centralizm demokratyczny to całkowity prymat władzy wykonawczej, w szczególności zaś stojących na jej czele jednostek;

[2] Ideę pasa transmisyjnego sformułował Lenin, desygnując do tej roli związki zawodowe (dziś zapewne włączyłby do niego organizacje pozarządowe. Od „dołów” ku „górze” płyną postulaty, propozycje, zapytania, inicjatywy, a w druga stronę (odpowiednio) zarządzenia, instrukcje, odpowiedzi, zezwolenia;