Największe idiotyzmy komentatorskie

2015-10-27 10:05

 

Media –zwłaszcza telewizja, radio i „główne” czytelnie – nie zapraszają w gości tych, którzy mają coś do powiedzenia, tylko tych, którzy mówią jak należy. Bardzo mnie ciekawi, czy i ilu „dyżurnych” komentatorów zostanie teraz podrzuconych do „okna życia” i czekać będzie na zmiłowanie adopcyjne ze strony „nowych mediów reżimowych”.

Tymczasem, zanim się różne rzeczy poukładają, spróbujmy przyjrzeć się tym, którzy nie mają wiele do powiedzenia, ale mają nagłośnienie:

1.       Polska skręca na prawo, za przykładem Węgier: mój odzew – kto zna Kaczyńskiego choćby tylko z mediów, ten wie, że idzie on za własnym przykładem, tylko sam sobie jest sterem, itd…;

2.       Brak lewicy w parlamencie narusza równowagę: mój odzew – prawda, ta równowaga jest naruszona mniej-więcej od 15 lat;

3.       Wskazówki cofnięte o 10 lat: mój odzew – czyli co, POPiS i premier z Krakowa?

4.       Wygrała prawica: mój odzew – głównym nurtem ideowym prawicy jest (w konotacjach europejskich) liberalizm, zatem kto tam konkretnie wygrał?

5.       Nadchodzi faszyzm: mój odzew – czyli statolatria, terror państwowy, solidaryzm społeczny, narodowy socjalizm. Etatyzm, kolektywizm, militaryzm, totalitarne silne przywództwo, korporacjonizm?

6.       Górę wzięła skrajna narracja: mój odzew – prawie 40% to skrajność, nieco ponad 20% to maistream. Doprawdy, lichologia…;

7.       Polacy tak wybrali: mój odzew – Polacy co najwyżej głosowali, w wyborów dokonali szefowie ugrupowań i ich przydupasy, kiedy redagowano listy kandydatów i zawołania wyborcze;

8.       PiS jest partią nieco lewicującą: mój odzew – lewicowość to w praktyce samorządność obywatelska i spółdzielczość gospodarcza (w tym własnościowa). PiS?

9.       Trzeba będzie patrzeć na ręce PiS i egzekwować obietnice wyborcze: mój odzew – a nie lepiej zacząć od usunięcia drugiej części art. 104 Konstytucji, który zwalnia posła z posłuszeństwa wobec wyborców?

10.   Młodość górą: mój odzew – he-he-he;

A teraz ja. I moje uwagi.

Alert z 25 października 2015 miał dwa wymiary:

·         Pierwszy wymiar był plebiscytowy, dwubiegunowy, polegał na wyborze „za-przeciw” między biurokracją geszefciarsko-unijną a hurra-sanacją autorytarną: musiało się w Polsce zdarzyć wiele dobrego i jeszcze więcej złego, bym mógł pisać takie „epitety” o dwóch największych ugrupowaniach parlamentarnych i być zrozumianym;

·         Drugi wymiar był kilkubiegunowy i polegał na głosowaniu na frontmenów politycznych, którzy „dla porządku” mieli za sobą drużyny popleczników, jedni stare i wypróbowane w bojach, inni całkiem świeże i „nieokrzesane”, co dotyczy również owych „frontmenów”: tu wyborca miał szansę głosować na (namiastkowy) program;

Polityka idei, stanowisk „w sprawie”, postaw „wobec” – w piecu parlamentarnym zamienia się w zawody pośród labiryntu procedur. Na przysłowiowym podwórku nową rzeczywistość tworzą spontanicznie zgłaszane inicjatywy i tematy, które napotykają równie spontaniczny (choć podszyty interesami, ambicjami i rozumem-doświadczeniem) odzew, na przykład w postaci działań, debaty, zmarginalizowania inicjatywy i tematu, albo „wegetatywnego” przyjęcia inicjatywy i tematu „do protokołu”. W Parlamencie samo zgłoszenie inicjatywy lub tematu poddane jest dość ścisłym rygorom, czasochłonnym i niekiedy kosztownym, a owo zgłoszenie jest początkiem kilkunastu kolejnych procedur, z których najprostsza jest przedostatnia, czyli „kto za, kto przeciw, kto się wstrzymał, jaka była frekwencja”. Ostatnia procedura – to „wejście w życie” (senat, prezydent, trybunał, vacatio legis, itp., itd.).

Takiej polityki nie znają, a nawet nie akceptują nowi parlamentarzyści w każdej kadencji, w liczbie 20-25 posłów i senatorów. Nie mają jednak – oczywiście – wpływu na jej kształt i skutki. Przykładem fatalnego skutku ustrojowo-systemowego jest koincydencja różnych zapisów z trzech dokumentów o skrajnie różnej „sile prawnej”: Konstytucji, ordynacji wyborczej i regulaminu Sejmu: w wyniku zbiegu znaczeń formalnych (redagowanie list kandydatów, wynagrodzenie finansowe za sukces wyborczy, zniesienie odpowiedzialności za obietnice wyborcze, dyscyplina w głosowaniach, itd., itp. – o kształcie i decyzjach Parlamentu decyduje nie 460+100 równorzędnych wobec siebie posłów i senatorów, tylko kilkunastu przywódców ugrupowań, którzy wprowadzają do Parlamentu swoje „bojowe drużyny” i „zakulisowe interesy”, po czym przystępują do podziału kilkuset dobrze płatnych stanowisk Nomenklatury, do realizowania niepisanych, a na pewno zakulisowych zobowiązań wobec kamaryl, koterii i mocodawców bliżej „elektoratowi” nieznanych, skąd owi przywódcy czerpią zaopatrzenie finansowe, logistyczno-organizacyjne i wizerunkowe. To tylko jeden z przykładów różnicy między „podwórkiem” (potocznym wyobrażeniem) a „dużą polityką” (parlamentarną).

W obecnym życiu pozaparlamentarnym z procedur skorzysta Razem (które dostanie spore dofinansowanie za sukces procentowy), a przeciwstawi się im mocny (chwilowo) w Parlamencie Kukiz-15.

Nietrudno jest zgadnąć, że wobec dramatycznego niepowodzenia wyborczego ugrupowań uchodzących za lewicowe partia Razem będzie pełnić rolę pasjonarnego[1] rhizomifraktalium[2] lewicowego i stąd wywiodą się kadry przyszłej formacji odwołującej się do „elektoratu” uciśnionego przez system-ustrój i jego beneficjentów, właściwie sterowanego przez owych beneficjentów (Pentagram: mega-biznes, mega-polityka, mega-przestępczość, mega-media, mega-służby). W tym celu Razem będzie chyba musiało przejść od infantylnej narracji pięknoduchowego projektu „ratujmy prekariat”, wchłonąć albo przysposobić projekty debatowe takie jak Krytyka Polityczna i środowiska o jasno zdefiniowanych interesach takie jak związki zawodowe i prowincjonalni nosiciele sprzeciwu wobec Zatrzasków Lokalnych[3], programowo zaś powinno skupić się na nowej redakcji „walki klasowej” i „sprawiedliwości społecznej”, na koniec „technicznie” powinno zbudować projekty samorządności obywatelskiej (w opozycji do realizowanego projektu wysuniętych placówek rządowych, gdzie urzędnik dyktuje radnemu albo społecznikowi, co ma uznać i przyjąć) oraz spółdzielczości gospodarczej (w opozycji wobec dyktatu korporacji monopolizujących fundusze gospodarcze).

Kukiz-15 – to duch polityczny równie nowy jak nieobliczalny, który MUSI znaleźć formułę przebudowania ustroju-systemu, przeciw któremu występując ogromadził wokół siebie społeczne nadzieje typu „indignados”. Ci, którzy bluźnią dziś przeciw Pawłowi Kukizowi – niewątpliwie mają rację zarzucając mu niemal kompletny nie profesjonalizm i zapędy równoległe do roli „frontmena” scenicznego, ale nie uwzględniają jednego: on jako konkretna osoba wstrzelił się w ciąg społecznych ostrzeżeń, dających wyraz wyborczy Stanisławowi Tymińskiemu, Andrzejowi Lepperowi, Januszowi Palikotowi: dopóki Paweł nie zapragnął „się pokazać” – rolę odgromnika pełnił Korwin-Mikke: to oznacza, że „elektorat” antysystemowy przestał już poszukiwać zarówno „poważnej” idei, jak też „poważnego” jej nosiciela, a adoptuje każdego, kto nazywa rzeczy po imieniu, np. J…ć Obecną Władzę. Zatem przed Pawłem – któremu „plebiscytowi” będą podbierać i posłów, i popleczników „dołowych” – stoi zadanie zdeginiowania koronnej idei oraz przebicia się przez „układ” z projektem ordynacji wyborczej, przy czym nie powinien odpuścić takim środowiskom jak urzędnicy, sędziowie z prokuratorami, finansjerzy, dyplomaci, windykatorzy, naciągacze drenujący kieszenie ludzkie – niech zostaną prędzej czy później, ale „na spokojnie” – rozliczeni.

Szeroka „publiczność” nie zauważa (bo i jak?), że rację rozpostartą między pakiet Razem i pakiet Kukiz-15 wyczuła i nosi w sobie niewielka znaczeniowo partia ZMIANA, kierowana przez byłego rzecznika Samoobrony, doktora-politologa, Mateusza Piskorskiego: sądy z powodów sobie tylko znanych nie uważają za stosowne zarejestrować tej partii, a środowiska polityczne lokują ją to w formule „prokremlowsko-lewackiej”, to w formule „falangistyczno-neopogańskiej”. Tymczasem Zmiana odwołuje się do tego, co „czuje i wyraża” przeciętny Polak, niezależnie od pozycji społecznej, statusu zamożności i sytuacji życiowej: trzeba żyć w zgodzie z konserwatywnymi wartościami takimi jak Ojczyzna, Naród, Praca, Rodzina, Opatrzność – i zarazem zdobywać zahoryzontalne przestrzenie lewicowe: podmiotowość Obywateli, Demokracja niefasadowa, Sprawiedliwość w procesach gospodarczych i politycznych.

 

*             *             *

Najwięcej roboty mają teraz Polacy-szaracy: cokolwiek złego, przeciw Krajowi i Ludności, uczynią władcy parlamentarni – będą odwoływać się do świeżo uzyskanego „imprimatur” elekcyjnego. Będą wmawiać wyborcom i tym, którzy odmówili głosowania – że reprezentują wolę „narodu” i są jego „wybraną esencją”.

Razem pokazało, że nieznane pokoleniom 40+ metody samoorganizacji mogą być praktyczne i skuteczne, Kukiz-15 pokazał, że formuła „głową muru nie przebijesz” jest nieaktualna. Najogólniej mówiąc – Transformacja i jej przesłanie praktyczne (geszefciarsko-nomenklaturowe wzmocnione kolonizacją) chyba dostaje w Polsce kopa w tyłek kończącego ten chory społecznie projekt. PiS wziął na siebie odpowiedzialność za to, jak i kiedy ową Transformację ucywilizować: piszę to świadom, że „apostołowie i nosiciele” Transformacji akurat PiS-owi jakoś nie dowierzają.

Przewiduję zatem, że w najbliższym pokoleniu (10-20 lat) formuły reprezentowane przez Razem, Kukiz-15 czy Zmianę (a to tylko początki-zalążki) – znajdą swój odpowiedni dla czasów wyraz praktyczny. Hejtowe boje w tej sprawie – to naiwne podskoki, nie na temat.

O PSL i .Nowoczesnej nie piszę celowo: to są dziś „legendy przyboczne”, o czym napiszę odrębnie.

 



[1] Pasjonarność – pojęcie wprowadzone przez Lwa Gumilowa – to życiowa, ożywcza, świeża witalność, zdolność do „brania sił na zamiary”, moc uderzeniowa przekładająca się na skutecznośc w zagregowanym, wielkoskalowym działaniu społecznym;

[2] Słowo „rhizoma” oznacza „korzeń, pnącze” (ja tłumaczę to słowo jako „spontaniczny bezład”), a słowo „fraktal” oznacza samopowielającą się, samopodobną strukturę. Zatem „rhizomifraktalium” to koincydencja formuły rhizomalnej i formuły fraktalnej, wszechobecna wokół nas, dająca czasem efekty „reżimu”, a czasem efekty „demokracji i rynku”;

[3] Zatrzask Lokalny – konwencja „obowiązująca” w „terenie” oraz w środowiskach branżowych i społecznikowskich, oparta na tym, że „wiadomo”, komu nie wolno nadepnąć na odcisk, z kim warto trzymać, z kim, kiedy, jak, za ile i kiedy załatwiać swoje sprawy, dokąd zaglądać i czego-kogo unikać – by życie układało się „po myśli”;