Na nic więcej nie było już czasu

2010-02-20 21:48

 

TRANSFORMUJEMY

/budowaliśmy – Boże – socjalizm, na nic więcej nie było już czasu, tak w znanej satyrze tłumaczyli się kiedyś sekretarze z ludzkiej biedy w dniu Sądu Ostatecznego/

 

Ordynacka, jak wiele innych stowarzyszeń, platform i fundacji, jest tak samo odpowiedzialna za polską Transformację, jak jej osławiony Mengele udający dziś bankowca. Stowarzyszenie nasze powstało, co prawda, całkiem niedawno, już w nowym tysiącleciu, ale zarówno nasi ojcowie-założyciele, jak też znakomita większość prominentnych postaci Ordynackiej od początku wiele znaczyli i wiele mogli w procesach transformacyjnych. Nie przesądzajmy jednoznacznej oceny, pozostańmy na razie przy trudnym do obalenia poglądzie, że na szczytach i w węzłowych punktach polskiego 15-lecia wszędzie było pełno „naszych”.

Lista zasług transformacyjnych jest długa. Otwierają ją uduszona inflacja, pełne półki sklepowe, paszporty w domowych szufladach, swoboda głoszenia poglądów kolejkowych, możliwość zarejestrowania biznesiku od zaraz, swoboda zgromadzeń i stowarzyszeń, upadek Mateczki Partii, niezły wybór gazet i rozgłośni, z których pozwalamy się indoktrynować. Lista grzechów transformacyjnych jest o wiele dłuższa. Przepastne rozwarstwienie statusu poszczególnych osób, pogłębienie nepotyzmu, powszechna korupcja, tragicznie wielki obszar wykluczenia, upadek etosów i wartości, masowe bezrobocie, dezintegracja prowincji, powszechniejąca przestępczość pospolita, wielka liczebność urzędniczo-gangsterskich powiązań, bieda szersza i bardziej nieodwracalna niż „za komuny”, zablokowane kanały awansu społecznego i dochodowego, rozkład (wręcz obumieranie) państwa i jego instytucji, anihilacja majątku narodowego i dorobku pokoleń, wszechobecny mobbing ideowy, gospodarczy, rugowanie wolnej przestrzeni życiowej na rzecz prywaty, niespotykane wcześniej uzależnienie kraju i jego elit od zewnętrznych wpływów gospodarczych i kulturowych, molochowaty ciężar obcego kapitału i rodzimej(?) religii szarogęszących się i łupiących kraj, poczucie beznadziei lub buntu, zeskorupienie niekorzystnych struktur społecznych, praktyk publicznych i fizyczno-materialnych rozwiązań przestrzennych (np. urbanizacyjnych).

Zamieszkująca Polskę ludność dzieli się dziś na tych, którzy rozpaczliwie przeczołgują się od zdarzenia do zdarzenia, od okazji do okazji, od wypłaty do wypłaty (ktoś mylnie nazywa to wyścigiem szczurów, a jest to przecież czysty survival) oraz na tych, którzy na tę survivalową kipiel położyli amortyzującą pierzynkę i urządzili sobie na wierzchu nieustające party, jakby nie czuli, że tuż pod nimi rozgrywają się co dnia życiowe dramaty. Jak w tym dowcipie, kiedy wypasiony burżuj spotkał żebrzącego kolegę z podstawówki, a kiedy tamten narzeka, że już trzy dni nie jadł, burżuj doradza jowialnie: to się, chłopie, zmuś, bo to niezdrowo tak się głodzić!

W piknikowych przerwach wypasieni oligarchowie wespół z polityką budują nowy, post-transformacyjny ład, i jak zwykle na nic innego już nie mają czasu. Zwłaszcza nie mają czasu dla źle ubranych, wygłodniałych, mających zbyt dużo wolnego czasu przyjaciół z ZSP. Łączy ich wszystko, a dzieli tylko ta jedna pierzyna, dla jednych stanowiąca wygodne leże, a dla tych drugich będąca bezwzględną barierą odgradzającą ich od szansy na normalne życie. No, to się zmuś – mówi minister do wiecznie bezrobotnego. Nie daj się – mówi prezes do kolegi „wypinkowywanego”. Jestem z tobą – krzyczy urzędnik do petenta nie mogącego nic załatwić w sąsiednim urzędzie. Po czym wracają do swoich ważnych spraw. A tamci dalej marnują się, niepotrzebni nikomu, porzuceni przez udających niewiedzę kolegów.

Na pewnej socjalistycznej budowie studenci biegali w szlachetnym czynie z pustymi taczkami od sterty cegieł do sterty piachu i dalej do cementu. Po co biegacie z pustymi taczkami, to nonsens! Jasne, ale taki mamy zapieprz, że nie ma czasu taczek załadować!

Oto esencja społecznikowskiej działalności w Ordynackiej, jakże podobna do tego, co przyniosła nam Transformacja.