Na czym polega bankructwo państwa. Tego państwa!?!

2010-10-10 06:59

 

Zewsząd słyszymy teraz lamenty, że się Rostowski pogubił, że obywatelowi nawet jak śpi, to rośnie dług, więc może jednak ktoś za to wszystko powinien „beknąć”, ale że ogólnie damy sobie radę, bo nie mamy innego wyjścia, tylko dzielnie brnąć dalej, niczym Ossendowski po Azji Środkowej.

 

Ja sobie też ulżyłem: najpierw Realia i wirtualia budżetowe, potem w innych tekstach, na koniec zaszydziłem, wysyłając na zadłużonych obywateli komorników.

 

Rzecz nie nadaje się ani do szyderstw, ani do żartów, a poważnie o tym gadać – nijak, bo nudno i rozwlekle. Zatem wykorzystam sposób biblijny, czyli przypowieść.

 

Wyobraźmy sobie dużą Fabrykę Czegoś Tam. W tej fabryce dzień-w-dzień prości robotnicy w różnych halach , w systemie akordu brygadowego, wytwarzają rozmaite dobra. Część tych dóbr idzie do innych wydziałów, bo tam są niezbędne, większość zaś idzie na sprzedaż, w ten sposób Fabryka zarabia pieniądze.

 

Całą fabrykę oplata sieć Administracji, bo ona podlicza, robi statystyki i buchalterię, kontroluje jakość i dyscyplinę pracy, dba o BHP, wydaje ogłoszenia, opracowuje normy, uruchamia pomoc socjalną, przypomina o urlopach i dodatkach oraz paczkach świątecznych. Aha, i organizuje grzybobrania.

 

Dużą rolę w tej fabryce pełni Infrastruktura: kilometry kabli dostarczają prąd „normalny” i tzw. „siłę”, wszędzie snują się nitki centralnego ogrzewania, pomiędzy halami są drogi i torowiska, same hale są infrastrukturalnymi budowlami, do tego ogrodzenia, szatnie, umywalnie, fabryczna sieć telefoniczna, wiele innych udogodnień ogólno-fabrycznych.

 

Jest w fabryce duży dział Finansów. Tu się rozlicza wpływy i koszty, ustanawia wypłaty i premie, przyznaje zapomogi, organizuje kasę pożyczkowo-zapomogową, przyznaje się środki na rozmaite przedsięwzięcia wewnątrz-fabryczne oraz gospodaruje się nadwyżkami, a niekiedy zarządza się długami fabryki, bo i takie sezony bywają.

 

Nad wszystkim czuwa Zarząd, „kontrolowany” przez związki zawodowe, radę pracowników, radę nadzorczą, wspierany przez kierowników i inspektorów, rozplatający sieć zarządczo-kontrolną nad całą fabryką, aż po majstrów i brygadzistów, choć oni w Zarządzie nie są, tylko są liderami „na dole”. Zarząd w ciągłych naradach i przepychankach decyduje o wszystkim w fabryce, ustala regulaminy funkcjonowania fabryki i normy techniczno-produkcyjne, sam też musi „mieścić” się w ogólnym prawie gospodarczym.

 

Fajna taka fabryka.

 

Ale wyobraźmy sobie, że – niezauważalnie dla prostych robotników, którzy po prostu w codziennym znoju wytwarzają esencję fabrycznego dochodu – w poczuciu, że nic się nie stanie, jeśli sobie pofolgować, Administracja, Infrastruktura, Finanse i Zarząd popadają w zdziadzienie i w prywatę. Sypie się infrastruktura, powtarzają się awarie, rosną niepotrzebne koszty. Zimno w halach, koła łamią się na dziurach drogowych, „siła” nie uruchamia maszyn, robotnicy klną jak szewcy. Brakuje na grzybobranie – teraz jeżdżą już tylko wybrańcy, z Administracji i Zarządu (odrębnie, bo nie zadają się ze sobą towarzysko). Zresztą, na sprawy socjalne też, podwyżek nie było od dawna, premie się kurczą, niektóre wypłaty otrzymywane są częściami. Administracja nie administruje, tylko słucha się „bieżączki” od Zarządu, resztę czasu spędzając na plotkach herbacianych i na interesach na boku. Takież interesy robią kierownicy, majstrowie i brygadziści. Finanse nie mają czym zarządzać, same długi, bezustanne procesy z dostawcami. Zresztą, wcześniej prowadziły ryzykowne operacje, zamiast wspierać fabrykę, obciążyły ją zobowiązaniami, tną zatem wszelkie fundusze remontowe, socjalne, byle „do jutra”. Stawki za wykonanie norm są obniżane, zaopatrzenie w półprodukty „siadło”, akord brygadowy jest tylko z nazwy, bo cały system motywacyjny „pierdyknął”, zamiast niego jest system majster-klepkowy i złoto-rączkowy. Dział sprzedaży i marketingu zupełnie nie umie sprzedać, jakość towarów się obniża, magazyny pełne są dziadziejącego z czasem towaru. Niegdysiejsze nadwyżki przehulał Zarząd, który zresztą jest w ciągłych konfliktach wewnętrznych, przekupuje niechodliwymi towarami zakładowymi Radę Nadzorczą, żre się ze związkami zawodowymi i radą pracowników. Zajęty jest bardziej poszukiwaniem odskoczni, nowych stanowisk w innych fabrykach, niż zarządzaniem „naszą” fabryką. I pilnuje, by wkurzeni robotnicy nadal byli zdyscyplinowani i robili swoje, choć nie umieją wykorzystać owocu ich trudu dla dobra fabryki i dla dobra wspólnego. Na koniec straż zakładowa uruchomiła „luki” w ochronie, więc co się da jest wynoszone poza zakład, zaś leniuchy wymykają się na piwko po drugiej stronie ulicy. Zresztą, pije się i łajdaczy w każdej „kapciorze”, byle firanki zasłonić.

 

I oto fabryka, która – gdyby wszyscy w niej byli rzetelni – byłaby wiodącym przedsiębiorstwem, potrafi w rzeczywistości produkować wyłącznie długi i niesnaski. A wykonujący prawidłowo swoją robotę dostarczyciele soczystej treści, czyli robotnicy – nie mogą, nie umieją i nie mają niczyjej zgody na samorządną działalność dla dobra wspólnego, bo pilnują ich wszyscy: Zarząd, Finansiści, Zespoły Remontowe (nic nie robiące), nawet „swoi” kierownicy, majstrowie i brygadziści, a na koniec związki zawodowe weszły w sztamę z Zarządem i mają w nosie los jedynych twórców dochodu fabryki, wolą grać „na górze”.

 

W skali kraju opisałem ten proces w notce Beneficjenci i ci co dokładają. Bankructwo „naszej” fabryki jest nieuchronne, bo Administracja, Infrastruktura, Finanse i Zarząd, zamiast „mnożnikować” działanie prostych robotników, stanowią niepojęte, dramatyczne obciążenie dla fabryki jako całości. Już lepiej, aby ich nie było, ale być muszą, poza tym stanowią – każde po swojemu – swoistą władzę fabryczną. Rada zaś Nadzorcza i związki zawodowe, skorumpowane, jeszcze legitymizują „w imieniu” załogi cały ten stan, tworząc co i raz jakieś ważne raporty, analizy, strategie, tratwy ratunkowe – za dodatkowe pieniądze kosztem wynagrodzeń i zobowiązań wobec dostawców.

 

Teraz – Vincent – to ty sobie możesz. Taniej będzie nową fabrykę postawić, niż pozamiatać ten „bardak”. Ale przede wszystkim oddać pod osąd wszystkich tych złoczyńców, którzy dla odwracania uwagi od siebie ścigają – jakże skutecznie – zdemoralizowanych robotników, ich majstrów i brygadzistów, uruchamiających kontrabandę w „dziurawym” systemie ochrony i popijających sobie w piwodajni.

 

Morał: bankructwo nasze dziś wyłazi na wierzch, choć jeszcze jest łatane sztuczkami marketingowymi i Pi-aR-owskimi. Było – Balcerowicz – stworzyć System Gospodarczy, a nie darmową wyżerkę dla wszelkiej nienasyconej swołoczy, udającej że niesie wsparcie, postęp, organizację i nowoczesność, że jest uosobieniem racjonalności gospodarczej. Sępy te pochwycą każdy kąsek, dopóki całość nie zdechnie, mimo rozpaczliwych prób załogi, nic z tego nie rozumiejącej: przecież robimy, staramy się, a tu nic, tylko co dzień większa bieda!

 

 

Kontakty

Publications

bankructwo państwa. Tego państwa!?!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz