Mrowienie kapitałowe

2018-10-17 08:59

 

Ktoś użył – opisując „system gospodarczy” Chin – określenia „Kapitalizm Roju”. Nie można odmówić temu określeniu seksowności, ale to wszystko, co dobrego mogę o nim powiedzieć.

Autor tego określenia (a może tylko propagator) sieje grozę np. w takim apokaliptycznym artykule: https://www.rp.pl/Plus-Minus/310119915-Czy-pochlonie-nas-chinski-kapitalizm-roju.html&cid=44&template=restricted .

Mam prawo zareagować: artykuł ten bowiem – to element „wojny hybrydowej” prowadzonej przez globalne mocarstwo przeciw innemu globalnemu mocarstwu. W ramach tej wojny wygłasza autor-propagator następującą sentencję: „Europa już niebawem ulegać będzie intensywnej „konfucjanizacji" poprzez ideały niosące w pakiecie roztopienie jednostki w sile kolektywu”. Intencja zapisu jest oczywista: brońmy cywilizacji przez barbarią. Dodaje zresztą: „Tylko zachodnia etyka dzieli nas od koszmaru, jakim będzie rozwój techniki według zasad „czystego" kapitalizmu”.

Zresztą: jest i kolejny artykuł, który – nie bacząc na to, że drobiazgowa inwigilacja wielkiej masy „wolnych i swobodnych” jednostek to wynalazek nie tyle carski, co amerykański – straszy nas „azjatyckim gułagiem mentalnym”: https://www.chip.pl/2018/03/jak-chiny-oceniaja-obywateli/

Wojna hybrydowa trwa w najlepsze…

Zastanawia w niej, że wszelkie zło leży propagandowo zawsze po stronie „azjatyckiego podstępnego tyrana-barbarzyńcy”, a dobro uwieszone jest zawsze u słów Wolność-Demokracja-Rynek-Swobody-Samorozwój-Obywatelstwo – oczywiście euro-zachodnie. Taki przypadek, taka sytuacja…

 

*             *             *

Będzie kilka akapitów, a każdy wymaga fatygi. Piszę to do tych, którzy nie lubią, kiedy się ich „zatrudnia”.

Określenie „kapitalizm roju” jest oksymoronem: przyjęło się rozumieć kapitalizm jako gospodarczy rynek-demokrację (choć to też nieprawda), ale przyjęło się też pojmować „rój” jako „jedność mnóstwa”, niczym na słynnych „multiplach” Andy Warhola. W roju każdy osobnik jest bezpodmiotowym „egzemplarzem” z jednego „nakładu”, a jeśli już wyposażonym w jakąś rację-podmiotowość – to tylko tę zadaną z „centrali”. Ergo: Rój nie klei się z Kapitalizmem.

A

Warto zajrzeć do pojęcia Kapitał. Przyjęło się – znów na wyrost – że słowo to oznacza majątek produkcyjny albo procentujące oszczędności. Lepiej jest jednak założyć, że Kapitał – to Tytuł do Dochodu. Zatem kapitałem jest kawałek ziemi „puszczony w obrót gospodarczy”, fabryka „czegokolwiek”, akcje i obligacje, wykształcenie i predyspozycje-umiejętności – ale też deklaracja gotowości do pracy w jakimś reżimie (czyli tytuł do dochodu, jeśli ta gotowość skutkuje umową o zatrudnienie). Kapitałem tak pojmowanym dysponuje właściwie każdy, kto nie leży brzuchem do góry.

Ale tytuł do dochodu MUSI być poparty „kontrasygnatą społeczną”, instytucjonalnym przyzwoleniem społeczności-środowiska na to, by „ten ktoś” realizował, zgarniał dochód, inaczej jest on zwykłym wymuszeniem, nierzadko rozbójniczym. Chyba że da się udowodnić, że „zgarniający” wszystko zawdzięcza społecznie użytecznej swojej pracy na rzecz dobra powszechnego-wspólnego.

B

Od lat głoszę, że Państwo jako fenomen cywilizacyjny – wyczerpało już historycznie zdolność do efektywnego zarządzania dowolnym Krajem-Ludnością. Państwo – czyli urzędy-organy-służby-legislatura, uzbrojone przeciw Obywatelom w immunitety, prerogatywy, dysponujące dobrem wspólnym (regaliami).

Cywilizacja chińska – która miała już kilka „załamek”, i była „dojrzała po przejściach”, kiedy Europa dopiero zastanawiała się, czy się urodzić – nie ćwiczy fenomenu Państwa, tylko fenomen Zasady: w pojęciowej „chmurze” Chińczyka jest taki pszczeli-mrówczy-ławicowy odruch korygowania własnych, solowych działań i zamierzeń wedle dobra wspólnego. Nie, Zasada nie jest wolna od „błędów i wypaczeń”, ale jest czymś diametralnie innym niż Państwo.

I kiedy Państwo obumiera (tyle że nie w sposób komunistyczny, pod naporem samorządności obywatelskiej, tylko na zwykły zawał funkcjonalno-logistyczny), kiedy wszelką rządową prakseologie dawno już diabli wzięli – jedynym problemem Zachodu pozostaje „jak tu odkleić aparat od władzy”.

Aparat zaś nie chce się odkleić, więc pokazuje na Azję: patrzcie, tam jednostka jest niczym. W ten sposób kłamie ów aparat, że „u nas” jednostka cokolwiek znaczy i może wszystko.

C

Są takie pojęcia, w dowolnej przestrzeni cywilizacyjnej, które są utopijne w ten sposób, iż nigdy „się nie staną”, zawsze pozostaną co najwyżej wzorcami ideowymi czy pragnieniami politycznymi. Należy do nich Wolność, Demokracja, Prawość, Sprawiedliwość, Prawdziwość, Dobro, Piękno.

Naszym zadaniem jest uruchomienie własnych sumień, by ocenić (na swój rachunek), która przestrzeń cywilizacyjna (lub bardziej wąsko: kulturowa) sprzyja przesuwaniu się „całości” ku tym ideałom.

Ja oceniam – może dlatego, że jestem Środkowo-Europejczykiem, zawsze doświadczającym „pogranicza” – że Zasada jest lepszym wehikułem do jazdy ku postępowi – niż Państwo. Oczywiście, że nie w smak mi np.  láogǎi (Laodong Gaizao) i parę innych nieodrodnych owoców tego tygla kulturowego – ale widzę, jak się tamta część świata odradza na nowo, nie dając się zwieść zwłaszcza łże-ideom najmłodszego mocarstwa globalnego, nastawionego do wszystkich drapieżnie, zaborczo, apodyktycznie. Niczym smarkacz, któremu już urosły mięśnie, ale rozumek jeszcze słabuje.

 

*             *             *

Nie przeprowadzę się do Azji Środkowej, choć każdemu, kto tam nie zajrzał – zwyczajnie współczuję. Ja zaglądałem wielokrotnie w różne miejsca i za każdym razem wracałem inny, właściwie lepszy. Nawet z Mongolii, która u nas uchodzi za synonim prymitywu.

Moja ojczystość jest tu, nie ciągnęło mnie na „saksy”, nie otwierałem szeroko dzioba na widok kolejnych „cities” europejskich. Wolę helleńską Symmachię i teutoński Reich niż rzymską „garnizonię”. Choć Symmachia poddała się feromonowi barbarzyńskiego Aleksandra, a Reich zrodził koncept holokaustu i podobnych ostatecznych rozwiązań rozmaitych kwestii.

Przyszłość naszego globu widzę w umiarze i harmonii – to dwa programowe przesłania Zasady. Państwo (fenomen) już dawno pogrzebałem w swoich wyobrażeniach. Widzę więc, że Zachód czeka dopiero żmudna robota nad redagowaniem nowej rzeczywistości, kto wie jakiej – podczas gdy Orient ma już przed sobą co najwyżej dopieszczanie tego co się udało i wyciszanie ewidentnych wpadek.

No, ale żyję w kraju lemingów, który za Amerykę da się pokrajać, a na pewno zapłaci wiele, by ten rabuś zainstalował się tu ze swoimi faktoriami i fortami. Nie, nie wyprowadzę się, to mój kraj i moi sąsiedzi.