Może ja też dwa słowa cyrylicą…?

2014-03-01 19:15

 

Pluję sobie w brodę, że kiedy – w okolicach „wileńskiej podpuchy” – kiedy wszyscy rozważali, relacje brukselsko-moskiewskie na tle Ukrainy, ja zapomniałem o globaliach i zanurzałem się w rozważania o fenomenie Ukrainy. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że przedstawiałem prawdziwą (w moim przekonaniu) relację o stosunkach gospodarczych na Ukrainie oraz o „kozackim” rycie ukraińskiej „demokracji”. Mam na to dowody, w postaci kilkunastu notek.

Zacznę od tego, że Północ (Ameryka, Europa, Rosja) – to globalny trój-bankrut (o tym też pisałem, mam dowody). USA pociąga za sobą Amerykę, bo sprawy militarno-finansowe zastąpiły tam myślenie o gospodarce jako obszarze gospodarowania. Europa – bo demokracja myli się jej z biurokracją. Rosja – bo ma słabość do prostych, siermiężnych eksploatacji kosztem inwestycji rzeczywiście rozwojowych. Wielokrotnie uzasadniam to „podkładem” kulturowo-cywilizacyjnym, tu już sobie daruję.

Mega-powodem trój-bankructwa Północy – o tym raczej nie pisałem – jest to, że ani Ameryka, ani Rosja, Ani Europa nie umieją wyjść dotąd z myślenia o Chinach „z góry”. Najstarsza żyjąca cywilizacja świata wciąż traktowana jest jak „ziemia niczyja”, pole peregrynacji, wieczny uczniak, i to przez kogo: kilkusetletnią garnizonię[1], tysiącletnią żandarmerię[2], 3-tysiącletnią kulturę dynamicznego kompromisu i zakonu[3].

Dodam, zanim przejdę do rzeczy, że geopolitycznie najważniejszym dziś miejscem strategicznym na lądzie jest Azja Środkowa, dziś „ryglowana” przez Rosję, Chiny i Indie oraz Arabię, przy czym ta jest wciąż nękana przez tych, którzy chcieliby ją w roli rygla zastąpić.

Na tym tle Europa Środkowa (280 milionów ludzi, kilkadziesiąt kultur), „urwana” wrażemu ZSRR, jest terytorium zależnym (podkreślę: terytorium zależnym), peregrynowanym przez Europę i Rosję w roli gospodarzy oraz przez USA i Chiny w roli atrakcyjnych adoratorów. Nosi na sobie ślady wielowiekowego – nie zawsze owocnego, choć i takie bywało – obcowania z Orientem.

 

*             *             *

Ukraina nie jest pierwszym  krajem środkowo-europejskim, który daje adoratorom szansę do interwencji, a gospodarzom okazje do frustracji. Z powodów, które rozumiem (o ile są mi wiadome), moi rodacy chętnie nadstawiają ucha na racje i argumenty europejskie i amerykańskie (nie zauważając przy tym, jak bardzo się różnią), a racje Rosji i (ciche, ale mocne) racje Chin są głusi. Co najwyżej widzą cień barbarii rosyjskiej.

Dla wyjaśnienia (kiedyś już o tym wspominałem): z Kijowa do Moskwy jest 756 km, z Kijowa do Warszawy jest 690 km, a do Berlina jest 1206 km, i do Wilna 590 km, z Kijowa do Tbilisi jest 1466 km, z Kijowa do Istambułu jest 1058 km, z Kijowa do Brukseli jest 1839 km, do Jerozolimy kijowianie mają 2116 km, a do Teheranu 2349 km. Ukraina ma bezpośrednie granice z Białorusią, Rosją, Polską, Słowacją, Węgrami, Rumunią, Mołdawią (i Krajem Naddniestrzańskim), a przez morze z Turcją i Bułgarią oraz z Gruzją (plus Abchazja).

Moskwa, Mińsk, Wilno i Warszawa – to są stolice wpisane w orientację każdego ukraińskiego ucznia i turysty bazarowego. Każda inna orientacja jest w jakimś sensie egzotyczna.

Ukraina – to też ważne – jest pra-kolebką wszelkiej słowiańskiej państwowości, rywalizując o ten tytuł z Czechami i Serbią. Tyle że państwowość ruska – w odróżnieniu od czeskiej czy serbskiej – nie jest z „nadania” post-rzymskiego, ale jest „darem” Ostrogotów. I – jak to dar – pozostawiła Ukrainę odchodząc na północ i wschód, a teren został ponownie „zagospodarowany” przez azjatyckie ordy, potem przez Kozaczyznę, której fenomenu nikt dziś nie chce rozważać poważnie, choć to stąd ma świat pierwszą pisaną konstytucję obcującą jakoś z demokracją.

O, konstytucja, właśnie.

Ukraina od setek lat doświadcza(ła) narzuconych konstytucji szlacheckich albo carskich. I kiedy odzyskała „samostujnost” – napisała sobie konstytucję carsko-szlachecko-podobną, zamiast wziąć na warsztat i adoptować Pacta et Constitutiones legum libertatumqe Exercitus Zaporoviensis z 1710 roku.

Ukraina – sama przed sobą też – udaje kraj europejski położony nieco na wschód od serca demokracji. A jest wschodnią flanką Europy Środkowej. Tej, która dała regionowi dwa imperia: Austro-Węgry i Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Żadne z tych imperiów nie było rosyjskim, żadne nie było europejskim, choć Österreich-Ungarn, Osztrák-Magyar Monarchia sięgała nieśmiało po legitymizację Heiliges Römisches Reich.

Kłopotem Ukrainy – podobnie jak Polski, Litwy, Węgier, Rumunii, Czech, Serbii – jest brak w konstytucji zapisu: „jesteśmy demokracją środkowo-europejską, nosicielem tradycji zachodnich, wschodnich i orientalnych”. No, tak, tylko kto miałby wpaść na tak jaskrawy politycznie pomysł, skoro Europa Środkowa łatwiej szuka rozjemców europejskich czy rosyjskich, niż dąży do własnego kompromisu nie mówiąc o pojednaniu?

 

*             *             *

Owocem takiego rozedrgania Europy Środkowej były już Bałkany (problem wcale nie zamknięty), Przybałtyk (dla którego gwarantem stała się Skandynawia), rozpad Czechosłowacji, polska Transformacja (w rzeczywistości kolonizacja).

A teraz łkamy wszyscy.

Janukowycz to łobuz i złodziej – należy mu się trybunał. Ale nie zmienia to faktu, że został odsunięty od władzy w sposób mało związany z europejską praworządnością, choć należało mu się. Równie zgodne z prawdą i prawem są prośby autonomicznego Krymu o wsparcie rosyjskie (choć „wiadomo” o co chodzi).

Zamiast wyrywać sobie Ukrainę – pomóżmy jej w ustaleniu tożsamości geo-politycznej w regionie. Po raz któryś powtarzam, choć to brzmi może śmiesznie, że potrzebna jest „nieustająca” konferencja fachowców z uniwersytetów w Kijowie, Wilnie, Krakowie, Budapeszcie, Wiedniu. Bo niezależnie od tempa wydarzeń – ktoś musi spokojnie myśleć i wymyśleć.

W każdym razie, jak patrzę na „premiera” Jaceniuka – to widzę go małym. O wiele mniejszym niż Weltmeister, który uczy się polityki i nabiera rozumu szybciej niż niegdyś Wałęsa.

Tylko my – jak zwykle „najlepiej zorientowani” – patrzymy zdumieni na to, że „już-już-oskubany” Putin dysponuje całkiem zgrabnymi kartami w grze. A co, Obamie chodzi akurat o Ukrainę?

 



[1] Ustrój Ameryki do złudzenia przypomina polityczno-wojskową organizację Imperium Romanum;

[2] Sensem rosyjskiej polityki jest obejmowanie swoimi rządami istotnych, węzłowych „lokalizacji” zagranicznych;

[3] Pra-konstytuantą Europy jest Hellada, Imperium Romanum i chrześcijaństwo;