Marek Wełna – preparator orientalny

2013-12-09 13:19

 

Pajacem być – rzecz ludzka, ale czemu się z tym obnosić?

 

Wojtek Lamentowicz objaśniał mi kiedyś przy winie różnicę między prawem rzymskim a prawem bizantyjskim.

Woła Cesar kata i pyta: wykonałeś wyrok na tym spiskowcu, którego ci wczoraj kazałem ukrzyżować? Przypomniałem sobie, że mógłby się jeszcze do czegoś przydać… Niestety, Cesarze, ukrzyżowałem go, jakeś kazał, zgodnie z wyrokiem sędziów. No, trudno, następnym razem będę rozważniejszy przy ferowaniu wyroków.

Wzywa też satrapa swojego przybocznego i pyta o to samo: daj mi tu tego gagatka, com go ściąć wczoraj kazał! Ależ panie, ściąłem go natychmiast, bo miałbyś do mnie uwagi, gdybym od razu nie wykonał twojego życzenia! Aha, no, to skoro nie umiesz przewidywać życzeń swego pana – teraz ty będziesz ścięty!

Ta pouczająca dykteryjka ilustruje dwa podejścia władcy do prawa, które ustanawia: prawo rzymskie obowiązuje wszystkich bez wyjątku, również tego, kto ustanowił owo prawo. Natomiast prawo bizantyjskie nie obowiązuje władcy, a za błędy władcy odpowiadają jego podwładni, którzy tych błędów nie zdołali przewidzieć. Ukazuje też ta historia różnice w pojmowaniu służebności prawa: na Zachodzie służy ono zaprowadzaniu ładu korzystnego dla wszystkich, przewidywalnego, w Oriencie natomiast prawo służy jedynie władcy i jest na tyle przewidywalne i sprawiedliwe, na ile takim jest ów władca.

Marek Wełna, zarobkujący jako prokurator, jest chowu bizantyjskiego. I to nie czyni go ani lepszym, ani gorszym wobec innych prokuratorów. Ten typ tak ma – chciałoby się rzec. Dopiero kiedy zrozumiemy, że Marek Wełna stworzył doskonale zorganizowany pododdział złożony z prokuratorów, policjantów i innych stróżów prawa rzymskiego, ale ten pododdział funkcjonuje (funkcjonował) w formule bizantyjskiej – to oczywista staje się konstatacja, że ten wybitny skurczybyk stworzył bizantyjski folwark w imperium prawa rzymsko-podobnego. Czyli albo „państwo w państwie”, albo zorganizowaną grupę przestępczą.

Można się domyślać mechanizmów sięgających polityki, które prowadziły do tego, że Marek Wełna swobodnie typował, kto i kiedy uruchomił „mafię”, „gang”, „spisek gospodarczy”, „działalność na szkodę…”, itd., itp. W każdym razie trudno jest znaleźć przypadek, kiedy Marek Wełna doprowadził do skazania przez sądy osób i grup, które on wytypował, chociaż – gdyby się przyjrzeć – to Marek Wełna niczym satrapa wsadzał bogu ducha winnych ludzi na miesiące i lata do kicia, odmawiając im podstawowych praw człowieka, naciskając na to by jedni drugich „sypali” albo bezpodstawnie oskarżali, serwując psychiczne tortury, rujnując życie osobiste, pozycję zawodową czy towarzyską i stabilizację dochodową, a zdarzało się, że zdrowie.

Różnica między takim Zatrzaskiem stworzonym przez Wełnę a osobą lub grupą obywateli wkręcanych przez Zatrzask w horrendalne sytuacje jest ogromna.

Zatrzask składa się nie tylko ze znawców prawa, w dodatku „kreatywnych”. Jego podstawowym narzędziem walki są funkcje i służbowe powiązania członków-uczestników Zatrzasku. Używaja swoich funkcji publicznych niczym bejsboli. Gdyby się trafił policjant, agent CBŚ czy CBA albo pod-prokurator czy sędzia nie mający ochoty bawić się w gladiatorów Wełny – może spodziewać się subtelnie gorszego traktowania, a i tak do sprawy zostanie włączony ktoś inny. I tylko ktoś, kto kompletnie nie zna „pragmatyki” działania wymiaru sprawiedliwości, uzna za poważne takie oto opowieści, że funkcjonariusze państwowi kierują się w robocie wyłącznie ślubowaniem-przysięgą-przyrzeczeniem, do tego oficjalnym etosem zawodu i poczuciem sprawiedliwości w dążeniu do prawdy. W rzeczywistości takie Zatrzaski są codziennością, stanowią rzeczywistą strukturę wymiaru sprawiedliwości, pojęcie „mój człowiek” jest w tej branży wszechobecne. To wynik codziennej współpracy, wspólnych sukcesów, porażek, przeżyć pozasłużbowych. Zatem tylko od capo di tutti capi zależy, czy w konkretnej miejscowości albo w regionie ma miejsce sprawiedliwość, czy raczej stworzono satrapię.

Samo istnienie Zatrzasku, podobnie jak błazeńska satrapia Wełny - to nic zdrożnego, dobrze nawet, że umieją sie porozumieć wpół słowa, bo to może wpłynąć na sprawność dochodzeniową. Gorzej, kiedy te więzi są niczym buldożer skierowane przeciw bogu ducha winnym obywatelom, albo używane są w politycznych rozgrywkach.

Ustrój wymiaru sprawiedliwości (od poziomów inspekcji, kontroli, służb rewizyjnych, poprzez straże, policje, aż do prokuratur i sądów) zakłada wiele udogodnień dla tych, którzy mają opaczne wyobrażenie o swojej roli w tym wymiarze: immunitety, wsobna instancyjność (składam skargę do instancji wyższej, ale poprzez instancję, na którą skarżę), krańcowa swoboda analizy zebranych materiałów (wyswobadzająca nawet spod władzy zdrowego rozsądku), dziesiątki formułek „uniewinniających” stronniczość albo mściwość lub interesowność (sąd miał prawo, oczywista pomyłka, brak istotnego wpływu, niska-wysoka szkodliwość społeczna, niskie-wysokie zagrożenie karą, utajnienie materiałów albo rozpraw, odrzucanie wniosków dowodowych, kreowanie dowodów przez sąd (a on powinien jedynie rozstrzygać z dostarczonych dowodów), krótkie terminy na skomplikowane czynności „pod rygorem odrzucenia”, uporczywe żądanie wyjaśnienia „o co chodzi stronie postępowania”, itd., itp.

Takich narzędzi nie ma szary obywatel, a jeśli jest pozbawiony wsparcia prawnego (nawet tego „gorszej jakości, z urzędu”), albo wręcz pozbawiony wolności, jeśli jest pozbawiony dostępu do dokumentów, więc nie wie kto i o co go obwinia – nie jest w stanie wyjaśnić, bronić się, aktywnie i podmiotowo uczestniczyć w postępowaniu. Nie jest równorzędną stroną, a już na pewno nie korzysta z zasady domniemania niewinności.

Ale nawet te narzędzia wydają się Wełnie zbyt słabe w rażeniu. Stawiał więc absurdalne i wyssane z palca zarzuty, preparował dowody (lub tylko sygnalizował, że je ma), aby uzyskać wsparcie sądów w okresie przygotowawczym (czytaj: wielomiesięczne, kilkuletnie „areszty wydobywcze”).

Po zmianie władzy (PO zastąpiła PiS) zdołał przekonać kogo trzeba, że nadal może się przydać. Dopiero kiedy okazało się, ze wszystkie „wielkie afery” nakręcone przez niego są zwyczajnie dęte – poszedł w odstawkę. Oczywiście, nie ma sposobu na to, by poniósł odpowiedzialność za swoją gangsterkę. Wsadzał i rujnował nie tylko obywateli małych i dużych: kiedy było zamówienie polityczne – nie wahał się podnieść ręki na policjantów (w tym generała) i ludzi z innych satrapii wymiaru sprawiedliwości.

No, i oczywiście, nie ma żadnych wyrzutów sumienia. Więcej: czuje się pokrzywdzony przeniesieniem w stan „nic-nie-robienia”. Dwa lata temu odsunięto go od bieżących śledztw i zesłano do nadzoru prokuratorskiego, czyli na prokuratorską emeryturę.

Zaprawdę, wielką ma wyrozumiałość dla „swoich” polski wymiar sprawiedliwości

Forest Gump PL