Mam psa

2010-02-20 23:17

 

MAM PSA

/czyli: jak robić swoje i osiągnąć swoje/

 

Mam psa od niedawna, mieszańca wielorasowego, o niezłej prezencji, otwartego na ludzi, mądrego w spojrzeniu, ciekawego wrażeń.

Psa wychowuję bezstresowo, ale to wcale nie oznacza, że żyje jak pączek w maśle, tylko tyle, że smycz nosze w ręku, a pies ją widzi i wie, co ona oznacza: urwiesz się spod kontroli, to zaostrzymy reżim. Głos na niego podnoszę wyłącznie w chwilach trudnych, a poza tym przemawiam do niego godzinami, bo z mądrych książek wiem, że taki pies uczy się rdzeni słownych i może ich opanować dużo, toteż po jakimś czasie będzie rozumiał niemal całe zdania.

Kiedy siusia w niewłaściwym miejscu – spotyka się z natychmiastowym wysłaniem go na podwórko. Chyba już opanował tę technikę i teraz już sam wie, kiedy i gdzie wolno mu wydalać.

Wydaje się też mój pies rozpoznawać moje gesty: uniesiony palec – ostrzeżenie, drapanie za uchem – objaw pańskiej łaski, zakładanie butów – spacer, szelest torebki w kuchni – posiłek, siad na dywanie (mój) – zachęta do zabawy, klaśnięcie w dłonie – uwaga. Opanował nie-krótki już słownik: dom, spacer, pies, idź, chodź, piłka, nie gryź, czekaj, kot, śpij. Zna też imiona kilku okolicznych psów, do których odzywam się po koleżeńsku. Niestety, nie szczeka na gości, wszystkich traktuje jak kandydatów na przyjaciół, nie rośnie więc na stróża.

Kiedy pojawił się pies, rozwiały się wszelkie wątpliwości co do tego, jaka jest w domu hierarchia. Na czele stada jestem odtąd ja, potem żona-karmicielka, poniżej formalni właściciele (córki) według wieku. Pies starannie rozróżnia upodobania i fobie domowników, przestawia się szybko w zależności od tego, z kim ma do czynienia, a kiedy nie wie o co chodzi, robi szelmowską minę wesołka albo sunie całym ciałem po ziemi w geście krańcowego podporządkowania. Kiedy widzi, że jestem zły na niego o coś – stara się za wszelką cenę polizać mnie po nosie, a kiedy go surowo wzywam – podchodzi wężowym ruchem z głową nisko spuszczoną.

Kiedy go łajam, zawsze okazuje uległość i gotowość do zniesienia poniżeń, nawet wtedy, kiedy ewidentnie nie mam racji (on to wie od razu, ja do tego dochodzę nieco później).

Upominałem go ze sto razy, gdzie i po co jest chodnik, a gdzie jezdnia. Skutkowało średnio. Aż pogonił za samochodem i został boleśnie uderzony. Sam nie wiedziałem, że potrafię tak głośno ujadać ze strachu rozpaczliwego i bezsilnego. Poza siniakami nic mu się nie stało, ale za to jaki teraz jest grzeczny na spacerach! Smycz już nawet nie wiem gdzie podziałem, niepotrzebna.

Lubi moje towarzystwo: ja czytam – on u stóp. Ja klepię w klawiaturę komputera – on przy drukarce. Ja drzemię – on w nogach. Ja dyskutuję z gośćmi – on śledzi ruchy warg mówiących. Filozof z niego wyrośnie. Rodzina przy telewizorze – on razem z nami, przy okazji mści się na filcowych kapciach. Ja na rowerek – on cały w skowronkach, trasę zna już na pamięć, zawsze zdziwiony, kiedy zachowam się „nieregularnie”.

Kiedy o coś prosi, siada przed człowiekiem i przebiera nogami przednimi, niecierpliwie i zachęcająco, aż padnie właściwe słowo, wtedy radośnie podskakuje i poszczekuje. Niestety, w ten sam sposób objawia swoje łakomstwo, potrafi łapą zaczepiać odzież i ją dziurawić, za co jest łajany, ale nieskutecznie, bo taki jest przecież miły, że wybacza mu się wiele.

Jednym słowem, pies z pozycji wydawałoby się przegranej potrafi wywalczyć dla siebie wszystko, czego mu trzeba, a domownikom nadal się zdaje, że mają przed sobą kogoś najniższego w hierarchii, do kogo mogą zwracać się mądrze i z nutką wyższości. Przy tym on nic nie robi, tylko ozdabia dywan!

Ach, żebym ja tak umiał, od razu bym zrobił karierę w Ordynackiej!