Mam znajomość z Putinem

2010-09-30 05:13

 

Zanim mój równolatek i omal-ziomal Tusk ściskał się na smoleńskiej ziemi z Władimirem Władimirowiczem – ja już byłem prawie 20 lat po serdecznościach z tym panem. I gdyby on był wtedy zwyczajnym urzędnikiem – nie miałbym na to dowodu. Ale on był i jest KGB-sznikiem, czyli notatka o naszych kontaktach niewątpliwie gdzieś zalega w teczkach.

 

A było to tak.

 

Ja – podpuszczony przez Balcerowicza – zająłem się biznesem, który szedł jak burza, a potem upadł od pioruna. Ale to potem, na razie byłem na najlepszej drodze do miejsca w rankingu Wprost (ha ha, nawet miałem głupi artykuł o sobie w Sukcesie!). Na kierunku „radzieckim” nie dorównywałem Gudzowatemu, ale kilku znanych dziś i nieznanych – wprowadzałem, wykorzystując swoją znajomość specyfiki tego kraju.

 

Putin zaś, po wycofaniu go z rezydentury w DDR, był zastępcą mera Leningradu, Anatolija Sobczaka, wybitnej postaci, już nie żyjącej. Leningrad wtedy przepoczwarzał się na powrót w Sankt Peterburg (mieszkańcy nazywają swoje miasto pieszczotliwie „piter”).

 

O moim umiłowaniu Rosji i Rosjan (nie mylić z umiłowaniem jedynie słusznego ustroju) wywiedzieli się jakoś Niemcy z „zachodu” (wtedy były jeszcze dwa kraje niemieckie). Zapłacili mi niezłą kaskę za to, że pomogę im zainstalować w krajach Przybałtyku i w Leningradzie jakieś namiastki kasyn. Posadzili mnie w Warszawie przy Kazimierzu Górskim otwierając jakieś nieudane kasyno przy Placu Teatralnym. Nie mieli nosa do tych spraw. Padło.

 

No, ale ja nie o tym. Wyruszamy w podróż: Kowno, Ryga, Tallinn, Leningrad. Wszędzie tam miałem przyjaciół i przyjaciółki, zatem docierałem sprawnie do właściwych urzędników, a potem już tylko robiłem za tłumacza, Niemcy załatwiali swoje sprawy po swojemu.

 

W Leningradzie właściwym urzędnikiem był W.W. Putin. Wcześniej „nagrał” mi kontrakt z odpowiednikiem dzielnicowego „Społem”, na którym zyskałem markę zaopatrzeniowca części Leningradu i niezły biznes. Teraz przyprowadzam mu gości.

 

Mój niemiecki można określić jako „kein sprache”, zatem z Niemcami mówiłem po angielsku, a z urzędnikiem po rosyjsku. Ale oto urzędnik, przesympatyczny niewysoki blondyn, proponuje, że on sobie z nimi pogada po niemiecku!

 

W duchu sobie myślę: „a popisuj się, tylko sobie języka nie połam”, zaś w realu mówię: OK, dawajtie! I oto już za chwilę doznaję szoku. Władimir Władimirowicz szwargocze w mowie Goethego jak rasowy Niemiec! Ledwo ich rozumiałem!

 

Kilka lat potem, kiedy Jelcyn ustawił go w roli szefa FSB, cały świat poznał biografię Putina. Wtedy wyczytałem o jego KGB-owskich zadaniach w DDR i wreszcie zrozumiałem, skąd wice-mer Leningradu tak opanował język wroga.

 

Po co to mówię? Bo ten groźny, zimny, stalowy Putin, nota bene zarządzający sprawnie aparatem, choć nie wszystko w gospodarce mu wychodzi – w rzeczywistości jest naprawdę kimś całkiem normalnym i ciepłym. Urząd czyni z człowieka tyrana. No, chyba że ich tak szkolą w tych służbach (od razu myślę o naszym siermiężnym agencie Tomku-lowelasie).

 

Gorąco polecam moje Ballady rosyjskie prozą, uzupełniane „on-line”.

 

 

Kontakty

Publications

Mam znajomość z Putinem

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz