Małpa w kąpieli

2010-10-14 15:34

Trwa konferencja. Ważna jakaś, bo języki różnych ludów fruwają w powietrzu jak przy Wieży Babel, a na krzesełkach różni luminarze.

 

Im dłużej się wsłuchuję w te ćwierkania różnojęzyczne, tym bardziej nieprzyzwoite mnie myśli nachodzą. Brrr…

 

Oto garść tych myśli, bez jakiegoś szczególnego ładu.

 

Konferencja ma tytuł: „Jaka wizja na przyszłość dla Partnerstwa Wschodniego?”, organizatorem jest Instytut Spraw Publicznych we współpracy z Forum Polsko-Czeskim, z pieniędzy programu „Europa dla Obywateli” (na to hasło się skusiłem).

 

Partnerstwo Wschodnie – to całkiem świeży europejski wynalazek z maja 2009 (zainicjowała je Polska ze Szwecją), choć już obrośnięty niemożebną biurokracją i interesikami rozmaitymi. Na stronie Euractiv.pl czytamy: Partnerstwo Wschodnie (PW) to nowa propozycja współpracy regionalnej, którą UE kieruje do Armenii, Azerbejdżanu, Białorusi, Gruzji, Mołdawii i Ukrainy. Pogłębianie relacji tych państw z UE jest uzależnione przede wszystkim od ich woli i postępów w urzeczywistnianiu wartości demokratycznych oraz wdrażaniu zasad gospodarki rynkowej i zdrowego państwa. Od krajów członkowskich, które są szczególnie zainteresowane współpracą z adresatami PW, zależeć będzie natomiast podtrzymanie politycznego wsparcia Unii dla tej inicjatywy, uzyskanie środków na jej finansowanie, ale także przekonanie wschodnich sąsiadów do wdrażania niezbędnych reform politycznych i gospodarczych.

 

Moje myśli biegną wstecz ku odległym moim czynom odważnym. W 1975 roku, świeżo po „zaangażowaniu” się rewolucyjnej Kuby w sprawy Angoli (praktycznie Kuba zarządzała tym krajem), na jakimś spotkaniu propagandowym zapytałem redaktora Zygmunta Broniarka: skoro doktryna obozu państw socjalistycznych powiada, że i tak na całym świecie kiedyś samoczynnie i nieuchronnie nastąpi ustrój najlepszy z najlepszych, to po co Kubie agresja na Angolę, która daje wrażym Amerykanom argument, że komunizm wcale nie jest taki pokojowy?”. Byłem wtedy podchorążym. Pan Redaktor skwitował krótko, że nie zrozumiałem jego odczytu, ale moi przełożeni byli mniej elastyczni. Coś tam przegrałem tym głupim pytaniem.

 

Dlatego teraz, choć nie jestem podchorążym, nie zadaję już identycznego pytania, które ciśnie się na usta: skoro demokracja jest nieuchronnym „wyrokiem” dla Ludzkości, to po co my, nuworysze, pakujemy się w nosicielstwo owej demokracji na Wschód, sami jej dobrze nie znając? Może to jest tak, że dojrzalsze demokracje wypuszczają nas jak harcowników, zbadają skutki naszych starań, a potem już wymyślą coś poważniejszego? Ot, Polska, jak kiedyś Kuba, robi za podskakiewicza.

 

Ale nie jest źle. Padają trzy przytomne głosy w języku angielskim i polskim, ale z wyraźnym akcentem białoruskim i ukraińskim.

 

Głos pierwszy (pan Franciszek): co najwyżej Mołdawia i Gruzja mają ochotę na bliższe kontakty z Europą, trochę na przekór Rosji, która ową Mołdawię i Gruzję „dawit” (ciśnie, poddusza), pozostałe kraje Partnerstwa Wschodniego pozostają – nie bez własnej zimnej kalkulacji – w obszarze wpływów Rosji. W dodatku żadna „organizacja” (w języku rosyjskim oznacza to „podmiot”) nie przeżyje długo, jeśli będzie poza współpracą z administracją, a najlepiej, żeby ściśle współpracowała. Dotacje z Europy są tam podejrzane (wymagają zgody kilku ministerstw – trwa to kilkanaście miesięcy), do tego są opodatkowane jak działalność dochodowa.

 

Głos drugi (chyba pani Svietłana): nie istnieje pojęcie NGO (organizacja pozarządowa) na Białorusi i w kilku innych krajach, bo jest to dla tamtejszej administracji równoznaczne z antyrządową opozycją. Taka jest tam logika myślenia politycznego, nawet niekoniecznie oznacza to totalitaryzm. Zatem to, co u nas wygląda niewinnie jako fundusz taki i siaki dla oddolnych inicjatyw społecznikowskich – tam oceniane jest jako finansowana z wrogiego obozu akcja dysydencka, wywrotowa. A samo słowo Demokracja nie cieszy się tam estymą ani u władz, ani pośród ludu.

 

Głos trzeci (pani Vira): Partnerstwo Wschodnie jako dobrodziejstwo Europy dla krajów byłego ZSRR ma aspekt techniczny (finanse, programy), ale ma też aspekt moralny: koncept społeczeństwa obywatelskiego – to w tych krajach zbiorowa skłonność do nieposłuszeństwa, do przeciwstawienia się wszechobecności i omnipotencji Państwa. A morale i obywatelskie w swych wymiarach wybory ludzkie nie są w tych krajach w najlepszej kondycji, z wielu powodów: po części ludzie sami sobie są winni, po części jednak zdeprywowano im całą duchową „półkulę obywatelską”.

 

Sam już sobie w duchu dopowiadam: nas samych oswojono cywilizacyjnie i kulturowo oraz gospodarczo z Europą (oswojono, nie jesteśmy Europejczykami bezwarunkowo, bez kompleksów). Pozwolono nam zaabsorbować się sprawami będącymi dla Europejczyków chlebem powszednim, a dla nas opłatkiem, świętem, swoistym „sacrum”. I my, tacy nowobogaccy, wznosimy proporce i ogłaszamy światu byłych „demoludów” europejską ewangelię: sami Europejczycy nie podchodzą do tego tak nabożnie, dla nich to są oczywistości, my zaś niemal narzucamy się Europie Wschodniej z ideami nie do końca przyswojonymi (patrz: wypowiedź Marcina Króla).

 

Miedwiediew od razu w zeszłym roku ogłosił Partnerstwo Wschodnie jako akcję chytrze, „pokojowo” wymierzoną przeciw Rosji.

 

No, i jakby powiedział Kisiel: znów dzielnie zmagamy się z problemami, które sami sobie stwarzamy. No, ale sponsorem jest Europa, która poza finansami na partnerstwo Wschodnie wyłożyła dodatkową grubą forsę: na początku 2010 roku w Rostowie nad Donem, podczas kolejnego szczytu Rosja - Unia Europejska, strony podpisały wspólne oświadczenie o rozpoczęciu prac nad Partnerstwem dla Modernizacji. W rostowskim oświadczeniu mówi się o „rządach prawa”, wspólnej walce z korupcją. Oświadczenie nie wskazuje na konieczność zmian wewnętrznych w Rosji, co było dotychczas przeszkodą w osiągnięciu porozumienia. Prezydent van Rompuy stwierdził: Unia i Rosja nie potrzebują "resetu", ale komendy "szybko naprzód" (fast forward). Dmitrij Miedwiediew postawił przed sobą ambitny cel – przeprowadzić modernizację Rosji na miarę XXI wieku, chcemy w niej pomóc.

 

W odbiegającym od wewnętrznej logiczności pojęciu „kapitał społeczny” mieści się poważny aspekt zaufania: „poziomo” oznacza to wspólnotową współpracę, „pionowo” – wzajemną spolegliwość Państwa i Samorządu (patrz: tutaj). W Polsce nie stoimy w tej sprawie na twardej podstawie.

 

Wiara Europy w to, że taki kapitał społeczny, podglebie społeczeństwa obywatelskiego, uda się zbudować w tym regionie choćby w namiastce – jest warta na razie 600 milionów Euro.

 

 

Kontakty

Publications

Tematy do dyskusji: Małpa w kąpieli

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz