Ludzie u władzy

2016-01-11 10:35

 

Kto się spodziewa, że będę wywnętrzał życiorysy luminarzy i prominentów – niech się wykliknie. Mam poważniejsze problemy na głowie, nie mówiąc już o tym, że sam ma życiorys pokręcony. Chodzi mi o to, co nimi tak naprawdę włada.

Jako się rzekło wielokrotnie, realną władzę w Polsce pełni kilkanaście osób, każda z nich otoczona kilkudziesięcioosobową grupką ideowych lub interesownych albo zwyczajnie głupich drużynników. Tych kilkanaście osób – to kapłani najpoważniejszych polskich kamaryl. A być kapłanem – to nie zawsze oznacza: być przewodniczącym. Tak samo jak być premierem nie zawsze oznacza: rządzić rządem. Przytoczę tu moje przypuszczenie, jakie zgłosiłem, kiedy kilka lat temu Janusz P. zastąpił Waldemara P. w roli wicepremiera-ministra. Pół-żartowałem, że kiedy Janusz zakończy poniedziałkową naradę dyrektorów departamentów, to potem oni dzwonią do Waldemara i pytają: „słuchaj, szefie, Janusz ma taki a taki pomysł, co ty na to”.

Zatem najlepiej jest wysupłać z politycznej plątaniny tych parę kamaryl i zastanowić się, kto w tych kamarylach dyryguje. W tym celu należy zapomnieć na chwilę o formalnej strukturze władzy, z Głową Państwa na czele, Parlamentem, Rządem, Wojewodami.

1.       Najmniej podważalną siłą mającą wpływ na obywateli i ich los oraz na sytuację Kraju – ma największe ugrupowanie religijne. Wykształciło ono sobie przez tysiąc lat skuteczne formy symbolicznego i bezpośredniego nacisku na obywateli oraz na organy, urzędy i służby, do tego na kształtowanie rozwiązań prawno-ustrojowych. To nie jest krytyka czy pochwała, uśmiałbym się, gdyby ktoś wokół tej tezy manewrował. Tyle że wskazanie pojedynczego konsumenta tej przeogromnej władzy jest niemożliwe wobec hybrydowej hierarchii (koterii) i wobec wyznaniowego kamuflażu. Kto wie, może działa tu zasada woelu średniaków więcej waży niż jeden mocarz”?

2.       Drugie co do wagi politycznej ugrupowanie polskie to oczywiście PiS, którego władza rozciąga się na moc wzmacniania i osłabiania innych ugrupowań. Na przykład niewyobrażalne jest dziś otwarte wystąpienie Kościoła przeciw PiS (oba podmioty straciłyby wiele), podobnie jak podskoki kukizowe przeciw władzy. Tu lidera jest łatwo wskazać, i chociaż jego przeciwnicy wieszają na nim psy – jest jasne, że nie o korzyści materialne on zabiega i nie ma parcia „na szkło”, inaczej: o coś mu rzeczywiście chodzi, w dodatku jest jedynym przywódcą od początku przemian obecnym na polskich szczytach, co czyni go swoiście „wszechwiedzącym” i daje przewagę nad konkurentami wewnętrznymi i zewnętrznymi;

3.       Niekłamane przywództwo pośród „małej momenklatury” ma Polskie Stronnictwo Ludowe. Żeby uzmysłowić, dlaczego jest to trzecie dla mnie ugrupowanie – zauważę, iż każdy „stołek nomenklaturowy” w gminie, na dzielnicy, w powiecie i regionie – to „kiść” organizacji biznesowych i „pozarządowych” oraz konkretny zbiór etatów do wzięcia – a wszystko to tworzy towarzysko-służbowe zmowy, przejmujące tzw. Zatrzaski Lokalne, czyli sitwy na poziomie klik i koterii. W tych niedwuznacznych słowach staram się przekazać, że władza PSL (wewnątrz którego wykruszają się właśnie „starszopokoleniowi” liderzy) – to element lokalnych tożsamości, równoległych do wyborów ideowo-politycznych;

4.       Do niedawna najsilniejsze, dziś siłą sprowadzane do parteru, ale jeszcze liczące na „restaurację” towarzystwo przyzwyczajone do rządzenia – to Platforma Obywatelska, będąca rzecznikiem mega-biznesu i top-biurokratów (dużej nomenklatury, obsadzającej najwyższe urzędy i „skarbowe” przedsiębiorstwa, a także regalia). Przez kilkanaście lat – jeszcze w czasach „sprzed PO” – formacją ta dowodził Tusk, który do perfekcji doprowadził sztukę odsyłania na szczaw z mirabelkami potencjalnych konkurentów do liderowania, a w ich miejsce przysposabiania „przechrztów” z innych „obrządków ideowo-politycznych”. Najprawdopodobniej – wbrew pozorom – co do węzłowych punktów swojej władzy był on jednak „pod wpływem” (o czym  mogą świadczyć jawnie mu narzucone niektóre nominacje, które autoryzował). Dziś Platforma ratuje się przed ostatecznym rozwiązaniem;

5.       Jeśli mówię o tym, że PO było „pod wpływem” – to myślę o „wyznaniu biurokratyczno-liberalnym”, mającym korzenie w mafii brukselskiej, w globalnych instytucjach finansowych oraz w tej części mega-biznesu światowego, która nie powstrzymuje się od zwykłych spekulacji, traktowania instrumentalnie polskiego Państwa i Gospodarki. Owo „wyznanie – to trzecia co do wagi siła polityczna Polski, ale wspominam ja dopiero tutaj, bo nie sposób zrozumieć jej taktyki, nie wspomniawszy o PSL i PO. Siła ta ma wgląd i wpływ na kształt rozwiązań ustrojowych w gospodarce oraz na formułę powiązania jej z gospodarką światową (choćby z budżetem UE poprzez fundusze pomocowe), a przede wszystkim na media masowe w Polsce. Ostatnio pupilem tej formacji jest samozwańczy „lider polskiej opozycji”;

6.       Istnieje w Polsce formacja, która mimo bojowych zawołań działa od lat w formule „chciałabym ale się boję”. Reprezentuje ona centrale związkowe oraz ugrupowania bardziej lub mniej wrażliwe na tzw. wykluczenia społeczne i wyzysk. Prawie w całości (poza Solidarnością – centralą związkową) odwołuje się do tradycji lewicowej, choć najbardziej wyposażona w tę tradycję PPS jest w tej formacji „dziesiątą pozycją po przecinku”. Jest też ta formacja poważnie infiltrowana przez „wyznanie biurokratyczno-liberalne”, które już odebrało lewicy kilkudziesięcioro poważnych liderów, ich symbolem jest Dariusz Rosati czy wcześniej Marcin Święcicki. Naturalnym liderem potencjalnym tej formacji był swego czasu Andrzej Lepper, ale ani on sam tego nie dostrzegał, ani go w tej formacji nie chciano;

7.       Nie ma żadnej swojej reprezentacji żywioł konserwatywno-lewicowy. Esencją społeczną tego żywiołu jest poszukiwacz zatrudnienia (nie zawsze skuteczny w tych poszukiwaniach), który żyje dla grona swoich najbliższych będących w podobnej sytuacji, poddających się bezwolnie rozmaitym procesom ponadczasowym i eksperymentom doraźnym. Żywioł ten stara się nie mieć żadnych poglądów polityczno-wyborczych, ale jeśli już idzie na zwierzenia, to opowiada o rodzinie, szkole, wypoczynku, pracy, małej ojczyźnie, parafii, domu, uciążliwościach, podatkach, wydrwigroszach, lokalnych elitach i sitwach, niesprawiedliwych urzędach i sądach, skorumpowanych lub kumoterskich piastownikach stanowisk i funkcji. Odnosi się wrażenie, że ten żywioł – najczęściej nie używający kartki do głosowania – jest politycznie porzucony;

Sześć powyższych ugrupowań – to nie więcej niż 15 kamaryl, nie więcej niż 40 koterii politycznych. Plus porzucony żywioł konserwatywno-lewicowy. Gdybym ustawił je w kolejności według „mocy sprawczych” w polskiej polityce, to wyglądałoby to następująco (użyte nazwiska są symboliczne): Rydzyk, Kaczyński, Soros, Pawlak, Schetyna, Czarzasty, Ikonowicz. Jeszcze raz podkreślam symbolikę nazwisk.

Jeśli wziąć pod uwagę front negowania Kaczyńskiego, wewnętrzne tarcia w obszarach symbolizowanych przez Sorosa, Schetynę i Czarzastego – to obecne polityczne status quo nie jest zabetonowane, a jego najpoważniejszym zagrożeniem jest ktoś, kto „pójdzie za ciosem Kukiza”. Tu warto Pawłowi poświęcić zdanie: otóż najprawdopodobniej nie z głupoty czy ślepoty, ale z powodu dezorientującej gry nieogarnianej przezeń z oczywistych względów – Paweł dotarł do politycznej ściany (za którą go trzyma zresztą Kaczyński, ale nie on ją zbudował), i choć zapewne Paweł przygotowuje jakąś iterację swojego projektu – raczej nie osiągnie nawet tego, co osiągnął Lepper. Może i ma doradców, może ich nawet słucha z uwagą – ale…

Ostatni, konserwatywno-lewicowy żywioł, obejmuje ludzi, którzy wystarczająco długo byli bez własnej winy sprowadzani do roli drobiu, trzody, bydła, aby teraz ograniczyć swój behawior do najprostszych praw tegio świata: karmia to żreć, bija to uciekać, czegoś chcą to gryźć i dziobać, głaszczą - to się zobaczy. Tak napisałem TUTAJ.

 

*             *             *

Mam w sobie głębokie przekonanie, że – póki świeża jest pamięć rewolty kukizowej w dwóch elekcjach 2015 – Polska czeka na ruch, który roboczo nazywam TKO (teraz, k…a, obywatele). Kłopot polityczny polega na tym, że taki ruch wymaga lidera dużo bardziej wiarygodnego niż np. lider KOD, a jedyny potencjalny przywódca takiego ruchu spośród osób znanych – to Piotr Ikonowicz (stąd jego nazwisko symbolicznie powyżej wstawione „na listę”), tyle że Piotr zrobił wokół siebie dużo więcej niż Tusk, aby nie pojawił się blisko ktokolwiek, kto by go „przesłaniał”.

Można też pogodzić się z tym, co mamy i z tym, że najliczniejszy (potencjalnie najsilniejszy politycznie) żywioł konserwatywno-lewicowy będzie dalej trwał w drzemce. Tyle że każdy dzień takiej drzemki – to strata tego samego rozmiaru, co zamknięcie kolejnego rodzimego przedsięwzięcia by ustąpiło „napływowemu”.