Ludwik Dorn – pupil Saby

2013-12-07 15:14

 

 

Pajacem być – rzecz ludzka, ale czemu się z tym obnosić?

 

 

W swojej książce ("Rozrachunki i wyzwania") mówi o PiS, że jest to stado pawianów: "Uznałem, że potężna część napięć to rodzaj szantażu emocjonalnego. W stadzie pawianów jest jeden samiec alfa i choć pawiany są orientacji heteroseksualnej, od czasu do czasu ten główny gwałci te niżej stojące w hierarchii. Chodzi o dominację i władzę, a nie o seks. Te słabsze same od czasu do czasu nadstawiają się, żeby samiec alfa je spożytkował. To daje im bezpieczeństwo, że nie będzie ich lał. Ja się nie nadstawiałem, stąd pretensje pana Kaczyńskiego".

Wy nie wiecie – a ja wiem, jak rozmawiać trzeba z psem. Bo poznałem język psi, gdy mieszkałem w pewnej wsi. A więc wołam: - Do mnie, psie! I już pies odzywa się. Potem wołam: - Hop-sa-sa! I już mam przy sobie psa. A gdy powiem: - Cicho leż! Leżę ja i pies mój też. Kiedy dłoń wyciągam doń, grzecznie liże moją dłoń. I zabawnie szczerzy kły, choć nie bywa nigdy zły. Gdy psu kość dam - pies ją ssie, bo to są zwyczaje psie (Jan Brzechwa).

LiD musi przeprosić Ludwika Dorna za rozpowszechnianie nieprawdziwej informacji jakoby jego suka Saba zeżarła rządowe meble - orzekł kilka lat temu Sąd Okręgowy w Warszawie. - Odwołamy się - zapowiada Wojciech Olejniczak. Jednym słowem, Ludwik stanął w obronie pomówionej suki. I zwyciężyła Prawda oraz Suka, choć zdrowy rozsądek został poturbowany.

Siedzimy niekiedy blisko siebie w kolejce podmiejskiej. Jesteśmy sąsiadami. Ale nie zaczepiam go, choć innych zaczepiam. Jakoś tak… Za mały może jestem.

Ludwik z dobrej jest rodziny

Z Pedii: Dziadek Ludwika Dorna prowadził w Tarnopolu zakład optyczny. Jego syn, Henryk, uczył się na optyka i zegarmistrza w Jenie. Przed II wojną światową należał do Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy oraz KPP. Za działalność polityczną odbywał w okresie międzywojennym karę pozbawienia wolności. Kiedy wojska niemieckie w 1941 zbliżyły się do Tarnopola, Henryk Dorn uciekł do Kazachstanu. Cała pozostała w Generalnym Gubernatorstwie rodzina Henryka Dorna została wymordowana podczas holokaustu. Z ZSRR wrócił wraz z armią Berlinga. Po wojnie działał w PPR i PZPR, wykładał marksizm-leninizm na Politechnice Warszawskiej. Po rezygnacji z etatu, od 1956 pracował jako optyk w Warszawie, otworzył zakład optyczny w pawilonach przy ulicy Marszałkowskiej. Był osobą niewierzącą, a Ludwik Dorn został wychowany w tradycji agnostycyzmu i jako dziecko nie został ochrzczony.

W szkole podstawowej Ludwik Dorn został laureatem olimpiady matematycznej. Był potem jednym z harcerzy „Czarnej jedynki”[1]. A potem, na studiach, fascynował się ruchem hippisowskim, uczestniczył w spotkaniach z Jackiem Kuroniem. W 1975 brał udział w organizowaniu akcji zbierania podpisów przeciwko zmianom w Konstytucji (uznanie PZPR za przewodnią siłę polityczną, wpisanie przyjaźni i współpracy ze Związkiem Radzieckim), tzw. listu 59. W "Głosie" w 1983 opublikował manifest "Odbudowa państwa", w którym nawoływał do zjednoczenia "Solidarności", Kościoła katolickiego i wojskowych przeciw władzom komunistycznym.

Ludwik wielkim poetą jest

Ludwik Dorn poza polityką zajmuje się tłumaczeniem wierszy, a także pisze bajki. Jedna z nich „O śpiochu tłuściochu i o psie Sabie” została wyróżniona na ogólnopolskim konkursie "Wielcy poeci piszcie dla dzieci".

Urzeka go intelektualna twórczość Hanny Arendt[2]. Ma też własne bon-moty: „Informacja to nie wiedza, wiedza to nie mądrość” – mówi Dorn w wywiadzie o baśniach i polityce[3].

 

„między lufę a zagrychę się nie wetnie

żadne bydlę, gdy na stypie łza pocieknie”

oraz

„między siecią a rybą wyschło jezioro”…[4]

to kwiatki z jego poezji…

 

Pyta Przemysław Owczarek: Sięgnijmy do Sennych przygód śpiocha-tłuściocha. On dostaje od bajkowych postaci nauczkę za to, że nie chce ani śnić tych postaci, ani w nie wierzyć. W życiu wielu z nas przychodzi cezura wyrastania z bajek. Kiedy pan pierwszy raz poczuł, że to już nie jest „to”, a może już nie jest „tak”, że może być inaczej?

Odpowiada Ludwik Dorn: Sądzę, że nie tyle to nie jest już „to”, co nie jest już „tak”. Bo „to” wydarza się dopiero wtedy, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że z tym Mikołajem to nie jest już „tak”. A „to” się wydarzyło wtedy, kiedy przestałem wierzyć w świętego Mikołaja.

Przemysław: A Sejm przypomina panu dziecięcą zabawę, bajkę: piernikową chatkę, królestwo Maciusia Pierwszego czy raczej dwór Sinobrodego?

Ludwik: Ani to, ani to, ani to. Sejm jest instytucją związaną z relatywną autonomią polityki, tworzy własny świat. W jakimś sensie to jest pałac śpiącej królewny na szklanej górze. Gdyby sejm był bezpośrednim przełożeniem tego, co się dzieje na zewnątrz, w społeczeństwie, nie spełniałby roli amortyzatora. Przecież podstawowa idea dążeń autorytarnych oraz twardo populistycznych brzmi: Odrzućmy ten bufor, wprowadźmy pewną bezpośredniość! Ja sam jestem miękkim populistą, widzę, że tej waty w sejmie jest za dużo, ale nie twierdzę, że jej w ogóle nie powinno być. Posłowie by się pomordowali.

Przemysław: Pana tom wierszy, „Zdruzgotki”, ma nutę klasycystyczną. Odwołuje się pan do Szekspira, pojawia się Herbert. Jest rym, rytm… Intryguje mnie tytuł Zdruzgotki, on jest zarazem niedziecinny i dziecięcy.

Ludwik: „Zdruzgotki” to ułamki powstałe w wyniku procesu druzgotania. Sądzę, że to doświadczenie mojego pokolenia, które jest doświadczeniem niezwykłego zwycięstwa i niesłychanego szczęścia, a z drugiej strony zdruzgotania po latach presji i represji. Szalenie trudno nam poskładać wszystko do kupy w życiu osobistym czy społecznym. To przydarza się różnym pokoleniom, być może jest nawet uniwersalnym doświadczeniem. Weźmy na przykład pokolenie II Rzeczypospolitej, zdruzgotane przez wojnę.

Ludwik Niewinny Prawiczek?

Boże patrzysz na niewinność moją... no nawet słowo „niepokój” budzi tutaj niepokoje[5].

Dorn pisał na czacie skromnie: starszy, siwy, dyskretny pan. Naciskał, że liczy na dyskrecję, bo "może być znany". Brzmiało zachęcająco. Przed randką dla pewności poprosił o zdjęcie[6]. Tak poznał Paulinę Kaczanow vel Mariannę Rokitę, seksualną rekordzistkę świata (759 stosunków jednego wieczoru).

Marianna wysłała romantyczne - w bikini i długich mokrych włosach na plaży wśród fal. Dorn podkręcony fotą Afrodyty z piany nalegał na spotkanie jeszcze tego samego wieczoru. Przyjechał pod jej dom starym, rozklekotanym gratem, z ledwie działającą kierownicą i pourywanymi kablami. Stanisław - przedstawił się i oznajmił, że jadą do niego, na Wilanowską. Zaparkowali przed blokiem. Dorn nerwowo się rozejrzał, weszli do budynku, kazał być cicho, żeby sąsiedzi nie słyszeli. Otworzył drzwi małego mieszkanka. W chałupie było pedantycznie czysto, mnóstwo książek: o Bismarcku, procesie moskiewskim, rewolucji francuskiej, Francji, historii francuskiej myśli politycznej. Na stole leżały papiery z orzełkiem. W wazonie stały sztuczne kwiaty. Ani śladu żony Dorna i jego trojga dzieci. Garsoniera? Marianna dla rozluźnienia zagadała do niego po francusku. Odpowiedział dukając i ona go poprawiła.

- Kto cię nasłał? - wrzasnął mocno tą biegłością zaniepokojony Dorn.

Marianna przypaliła głupa. - O co ci chodzi facet, co?

Uspokoił się. Tonem imperatora kazał jej usiąść w "gościnnym".

Dorn od razu zaczął się rozbierać. Marianna zapytała, czy najpierw mogłaby się czegoś napić. Spodziewała się, że szef parlamentarnego klubu PiS zaproponuje jej wino, którego znajomością chwali się we wszystkich wywiadach. Tymczasem poseł przyniósł wyglądający jak siki i tak samo smakujący ciepły sok z brzozy w wielkiej aptecznej butelce.

- To bardzo zdrowy sok - zachwalał trunek "Stanisław" Dorn - oczyszcza organizm. Nawijał o tym soku jak nakręcony.

Za „Przeglądem: -Ci \"rozbuchani\" mężczyźni mają niewielkie doświadczenie seksualne, te ich biedne żony też. Jakaż jest jakość ich życia erotycznego, co oni wiedzą, jakich zachowań zostali nauczeni? - pyta Zbigniew Liber. Uważają więc, że im więcej będą mieli dziewcząt, tym więcej przeżyją ciekawych doznań. (…)

 Czy facet musi? Czy rzeczywiście mężczyzna musi sięgać po wiele kobiet? Prof. Maria Beisert twierdzi, że w każdym społeczeństwie istnieje grupa ludzi z tendencją do wykorzystywania swojej przewagi, poprawiania samooceny, żerowania na tym, że inna osoba jest w gorszej sytuacji. - Ci mężczyźni robią z kobiet swoje ofiary, wykorzystując fakt, że znajdują się one w potrzebie. Bardzo smutne są tu komentarze polityków, także kobiet, które deprecjonują ofiary, utrwalając istnienie społeczeństwa androcentrycznego[7].

A tymczasem (znów za Dziennikiem Cotygodniowym): Prokuratura z warszawskiego Żoliborza zajęła komputery seksualnej rekordzistki świata Marianny Rokity. Mają one rzekomo zawierać tajemnicę państwową. Czy jest nią może umawianie się na schadzkę z Ludwikiem Dornem? Obrońca katolickich wartości, minister spraw wewnętrznych i administracji Ludwik Dorn, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości. Lider partii wspieranej przez moherowe berety ma drugą, fajniejszą twarz. Surfuje po Internecie w poszukiwaniu przygód erotycznych. Odbył romans z seksualną rekordzistką świata Marianną Rokitą. Podobno to właśnie Ludwik Dorn, orędownik narzucania przez państwo katolickiej moralności, wymyślił słynną wyborczą broszurkę PiS skierowaną do proboszczów z wyliczonymi zasługami PiS "w obronie wiary katolickiej" i świętości rodziny.

Dorn Maoista?

W 1973 roku rozpoczęła się budowa Chaty Socjologa na Otrycie[8]. Pracowali przy niej studenci z Wydziału Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. - My, młodzież tamtego czasu, wychowani w przekonaniu, że to państwo powinno wszystko dać, chcieliśmy zrobić coś samodzielnie, własnymi rękoma - opowiada Ewa Lewicka. W Chacie Socjologa dominowała grupa "lewicująco - marksizująca". Nazywano więc to miejsce "Czerwonym Otrytem" lub też "marksistowskim klasztorem".

Ludwik Dorn należał do pierwszej grupy budowniczych, którzy – jak głosi legenda – z rewolucyjną pieśnią na ustach, z „czerwoną książeczką” Mao w kieszeni, pod wodzą pryncypialnego naonczas junaka komunizmu, na własnych barkach wnosili bierwiona ze wsi Chmiel na samą górę.

Romantyzm tamtych czasów tkwi w nim nadal: tylko tym można wytłumaczyć odruch „wysyłania w kamasze” lekarzy oprotestowujących zabawy rządowe z branżą ochrony zdrowia.

 

*             *             *

Każdy wie, że psy upodobniają się do swoich jaśnie państwa, czy może odwrotnie:

  • „Saba to pies, jak powyżej rzekłem,
  • I suka przy tym (zdania tu nie zmienię!)
  • Z mordą głupawą trochę, trochę wściekłą,
  • Trochę poczciwą. A bito ją w ciemię!
  • Saba sznaucerką jest, lecz nie we wszystkim;
  • Sznauceropodobna - tak twierdzą złośliwcy.
  • Znawców zniechęca wydłużonym pyskiem,
  • Czterdzieści kilo waży, sierść czarną ma maść”.

Ale co tam Saba! W wierszu na cześć Koziołka Matołka czytamy: O, Matołku! - stękam wzniośle/- Drżenie łydki mi objęło…/Aby Cię wychwalać wierszem,/Muszę stworzyć arcydzieło  - deklarował w nowym poemacie Ludwik Dorn. "Arcydzieło" powstało na okoliczność wmurowania kamienia węgielnego pod Europejskie Centrum Bajki w Pacanowie  - informuje "Dziennik"[9]. To wiersz okolicznościowy. Zostałem zaproszony do Pacanowa na 75-lecie urodzin Koziołka Matołka. Wiązało się to z wmurowaniem kamienia węgielnego pod bardzo cenną inicjatywę - Europejskie Centrum Bajki - powiedział tvp.info.

Ludwik Dorn, niewątpliwie pajac – urzeka swoją barwnością. Któż wdzięczniej ogłosi taka oto prawdę polityczną: „Ci, którzy są przeciwko nam, są z nami, tylko jeszcze o tym nie wiedzą”? Któż celniej trafi środowisko „wykształciuchów”: „To mocno ignorancka, egoistyczna, narcystyczna warstwa wykształconych, która nie ma wiele wspólnego z polską inteligencją. Ta znaczna część warstwy wykształconej posiada pewną profesjonalną kompetencję. Natomiast straciła ona kontakt z resztą Polski, w gruncie rzeczy na własne życzenie”? Kto lepiej odparuje Suskiemu gdakającemu przeciw dobrej inicjatywie: „Wyrażam ubolewanie, że w gronie kilkunastu osób podejmujących decyzje bezpośrednio brzemienne w skutki dla mojej partii, a przez to, pośrednio, dla mojego kraju, są osoby, którym inteligencja niejako automatycznie kojarzy się z ciężkim schorzeniem psychicznym”? Któż bardziej proroczo ogłosi: „Donald Tusk powinien się wycofać ze swoich wypowiedzi albo Platforma Obywatelska powinna się wycofać z Donalda Tuska”? Któż bardziej przekonująco obroni się przed zarzutem pijaństwa w pracy: „Ja nie pozwolę na stworzenie takiej oto sytuacji, w której dziennikarze i dziennikarki niuchają mój oddech”? Któż bardziej samczo dokona psychologicznego rozbioru zachowań damy: „Jeśli ktoś mówi kobiecie: „lubię łatwe kobiety” i nie dostaje od razu w pysk, to uzyskuje informację, że ta pani mu ulegnie bez zbędnych ceregieli”? Którzy wygłosi mądrzejszą uwagę o życiu: „Otóż moim głębokim przekonaniem jest to, że robota jest po to, żeby była robiona, a jeżeli ktoś jej nie lubi, to polubi”?[10]

Forest Gump PL

 

 



[1] Cała „Czarna Jedynka” dystansowała się od tzw. oficjalnego harcerstwa – mówi Dorn w wywiadzie cytowanym poniżej. My byliśmy tym prawdziwym harcerstwem i nie mieliśmy nic wspólnego z tymi, którym przywożą namioty, a raczej hangary. One nie przeciekały, a tamci harcerze nie musieli sami zbijać prycz ani kopać wychodka. No i mieli polową kuchnię z kucharzem. To było takie gierkowskie harcerstwo. Oczywiście, my też tkwiliśmy w strukturze ZHP. Ktoś „z góry” wpadł na pomysł zorganizowania wymiany pogadanek między obozami. Nasze szefostwo z oporem, ale się zgodziło. Wszyscy wiedzieli, że to idiotyczne. Oznajmiono nam: Macie iść tam i tam i wygłosić pogadankę. My na to: Co mamy wygłosić? Szefostwo: A coś tam wymyślicie. Akurat parę dni wcześniej nasz zastęp obsługiwał kuchnię. Nas wysłano, żeby przynieść chleb, a najbliższy sklepik był oddalony o siedem kilometrów. Po drodze jeden z naszej grupy aprowizacyjnej zaciął się nożem. Wstąpiliśmy więc do wiejskiej przychodni, żeby opatrzyć mu krwawiącą ranę. A w przychodni leżały różne broszurki, np. taka, że trzeba od czasu do czasu badać odbyt. Humor skatologiczny działał mocno na chłopców piętnasto-, szesnastoletnich. Każdy z nas wziął broszurki i wpadliśmy na pomysł, że zrobimy pogadankę na temat potrzeby częstego badania odbytu. Wszystkie pogadanki były drętwe, na rozkaz, my też przemawialiśmy poważnie: Pamiętajcie druhny i druhowie, że najlepszym narzędziem lekarskim służącym do badania odbytu jest włożony w gumową rękawicę własny palec;

[2] Niemiecka teoretyk polityki, filozof i publicystka, jedna z najbardziej wpływowych myślicielek XX wieku. Stworzyła jedną z najbardziej znanych teorii totalitaryzmu. Inspirowała się filozofią starożytną i filozofią Kanta. Przez wielu jest uważana za najsłynniejszą żydowską myślicielkę XX wieku. Często odnosi się do dokonań Róży Luksemburg. Autorka „Korzeni totalitaryzmu” (1951), t. 1-2, tłum. Mariola Szawiel i Daniel Grinberg, wyd. Niezależna Oficyna Wydawnicza, Krytyka, Warszawa 1993

[4] Ludwik Dorn, „Zgryzotki”;

[5] Ludwik Dorn podczas posiedzenia Sejmu, źródło: TVN Fakty z 22 sierpnia 2007;

[8] Czerpię z książki Krzysztofa Potaczały „Bieszczady w PRL”;

[10] Wikicytaty;