Linia demarkacyjna. Za szybą

2012-04-13 06:59

 

Jednym z ważnych elementów umowy społecznej jest „bufor poprawności”: wiadomo, jakie są normy, ale w kontaktach „poziomych” (np. towarzyskich) oraz „pionowych” (np. służbowych) przyjmuje się miękką poduszkę tolerancji. Ja wiem, że w tych i tych sprawach ty nie jesteś całkiem w porządku, ty zaś wiesz, że ja również mam swoje słabe strony. W ten sposób, wybaczając sobie swoją nieporządność, jesteśmy w stanie wzajemnie się znosić, a nawet zaprzyjaźniać.

 

Taka zabawa się kończy, kiedy ktoś wykracza poza tak zarysowane granice tolerancji (pracownik przychodzi i wychodzi kiedy zechce, kolega dotrzymuje słowa tylko wtedy, kiedy mu wygodnie). Wtedy zaczynamy – zapominając o buforze – sięgać po zasady i po przepisy prawa. Są to oczywiste rozwiązania siłowe. W takich sytuacjach zaś wszyscy są po trosze winni, wszyscy mają coś „za uszami”. Rozstrzygnięcie sądowe (wyrok) albo honorowe (bójka na pięści, pojedynek telewizyjny) a nawet ostateczne (np. przyspieszone wybory) nie jest w stanie zadowolić nikogo, bo nie wskazuje „kto pierwszy zaczął, proszę pani”.

 

To był wstęp.

 

Interesuje mnie bowiem pytanie, jak wygląda „bufor poprawności” na poziomie „ludowym” i na poziomie „politycznym”. Wrażenie mam takie, że politycy dają sami sobie dużo szersze granice tolerancji niż te, które są „społeczną normą”, przez co są widziani pośród Ludu jako ludzie niepoważni, niesłowni, nierobotni, niekompetentni, niewiarygodni. Nie zmienia to ustroju, bo tak czy owak zawsze głosujemy na polityków a nie na szaraków, ale przyczynia się do tego, że świat polityki traktujemy jak obcy, w dodatku położony „za szybą”, choć przecież każda jawna lub zakulisowa gra polityków odbija się niemal natychmiast i zawsze znacząco na naszych, szarych, ludowych losach.

 

Uparcie wracam do pojęć deontologii (etyki zawodowej), utylitaryzmu (powołania do bycia użytecznym) i charytoniki (służebnej ofiarności wobec słabszych). Gdyby te wartości stanowiły kanon obowiązujący w życiu publicznym – polskie „bufory poprawności” nie tylko byłyby węższe, ale też sklejałyby społeczeństwo w jakąś jedność. Niestety, kanonem współcześnie jest pozycjonowanie mierzone pogardą (im wyżej się ustawiłem, tym bardziej mam pomniejszych za gnojków), to zaś znakomicie poszerza „bufor”, zwłaszcza na wyżynach pozycji społecznych.

 

Rozwarstwienie polskiego społeczeństwa wywodzi się z tego, że kontakty „pionowe” (władza-wyborcy, pracodawcy-pracobiorcy, sprzedawcy-klienci) zdają się być zbudowane na „buforach jednostronnych”: ci co są na górze mogą dopuszczać się znacznych uchybień (takie sobie uzurpują prawo), zaś ci co są na dole ściskani są w coraz ciaśniejsze kleszcze, niemal bez swobody, bez miejsca na „mrugnięcie okiem” (zając, ty znów bez czapki…!). i „doły” to akceptują, bo sa w pełni uzależnione od „góry”.

 

Kto nam przywróci kanon deontologii, utylitaryzmu, charytoniki? Odruchowo zawsze wskazywano na Kościół albo na jakiś etos ponad podziałami (np. Solidarność).

 

A dziś?