Liberalizm niejedno ma imię. O nieporozumieniach

2013-05-09 06:36

 

Ilekroć czytam internetowe, pośpieszne (nie oznacza: złe) notki dotyczące liberalizmu, neoliberalizmu, paradygmatu wolności – nie mogę powstrzymać się od dwóch natrętnych refleksji: po pierwsze, zadekretowanie czegoś, iż jest liberalne, wcale nie czyni tego czegoś magicznym obszarem swobód i wolności, po drugie, w dziedzinie gospodarczej gotowi jesteśmy dużo więcej „wybaczyć” niedostatków wolności niż w dziedzinie politycznej, obywatelskiej, ludzkiej.

Bezpośrednim powodem, dla którego zabieram głos, jest notka internauty Łukasza Grysiaka, „Dzieje neoliberalnej mitologii” (https://kolaska.salon24.pl/505759,dzieje-neoliberalnej-mitologii ). Kliknąłem, bo spodziewałem się (stosunkowo) dłuższego wywodu o tym, co symbolicznie rozpostarte być może pomiędzy nazwiska Adama Smitha (Teoria uczuć moralnych, Bogactwo narodów), Johna Stuarta Milla (O wolności, Uwagi o rządzie reprezentatywnym), Thomasa Hilla Greena (Prolegomena etyki, Wykłady o zasadach zobowiązań politycznych), Johna Graya (Liberalizm, O rządzie ograniczonym), Friedricha Hayeka (Droga do zniewolenia, Konstytucja wolności), Ludwiga von Misesa (Ludzkie działanie, Naród, państwo, ekonomia), Karola Ludwika Monteskiusza (Listy perskie, O duchu praw), itd., itp. Powstrzymawszy się od krytyki, chwalę notkę za próbę, choć jednostronną (w duchu dzisiejszych polskich fobii na tle neoliberalizmu).

Spróbuję po swojemu podejść do tego tematu, też skrótowo.

Są trzy – w moim przekonaniu odrębne, ale wzajemnie „korespondujące” i „dysputujące” – fenomeny ideowe, jakie Ludzkość zdołała dotąd wypracować (podaje w kolejności narodzin):

  1. Głównym nurtem Konserwatyzmu jest Personalizm, traktujący o kondycji Człowieka i rzeczywistości mu zadanej, ale jednocześnie współtworzonej przezeń poprzez Kreacje;
  2. Głównym nurtem Prawicy jest Liberalizm, traktujący o dylemacie Człowieka, z przyrodzonym mu instynktem Wolności, ale uwiązanym do formującego go procesu Uspołecznienia;
  3. Głównym nurtem Lewicy jest Socjalizm, traktujący o Człowieku, który pełnię swoją osiąga w Kolektywie, poprzez który staje się on samorządny i przejęty pełnią Obywatelstwa;

Pamiętając o antagonizmach politycznych (nieprzezwyciężalnych inaczej jak cięciem węzła gordyjskiego), jakie towarzyszą „wyznawcom” tych trzech kierunków intelektualnych i moralnych, zauważam duże ich podobieństwo co do troski, aby Człowiek-Osoba, Człowiek-Uczestnik, Człowiek-Obywatel (odpowiednio do nurtów powyżej) czuł się dobrze w rzeczywistości, którą zastaje rodząc się, a jednocześnie miał możliwość i chciał ową rzeczywistość przekuwać, przeistaczać na chwałę następnych pokoleń. I zawsze rozróżniam między racjami duchowymi i racjami ekonomicznymi, które nie zawsze zdołają iść ramię-w-ramię.

Racje duchowe oscylują wokół pojęcia Wolności rozumianej jako możliwie największa przestrzeń do samorealizacji jednostki. Człowiek – każdy – nawet jeśli ma temperament nastawiony na to, że znajdzie się „podszept” albo „obowiązek” zwalniający od czujności, popychający go w jakąś stronę bez konieczności stałego decydowania i wybierania-obierania, otóż każdy człowiek, gdziekolwiek w przestrzeni naturalnej i społecznej ustawi go Los – chciałby móc czuć się tam i działać bez żadnych ograniczeń, więcej: jeśli już ograniczenia, to tylko takie, które sam zainicjował (np. zabiegając o czyjąś sympatię odgaduje życzenia drugiej osoby i podporządkowuje się im). Oczywiście, taki stan jest dziś zupełnie niemożliwy, a nawet w czasach przedludzkich Fauna i Flora wypracowały wiele „instytucji” i „barier” zamykających jednostkę w granicach dających przewagę „grupie” nad jednostką. Podstawowym problemem egzystencjalnym Człowieka na tym polu staje się zatem odpowiedź na pytanie: czy rzeczywistość pełna ograniczeń, norm, standardów, instytucji i stosunków interpersonalnych oraz organizacyjnych – jest moim dobrem, czy udręką. I choć sama rzeczywistość stanowczo „instruuje” człowieka, że jest ona ucieleśnieniem jego dobra, to ów człowiek miewa inne zdanie, a niekiedy jasno daje temu wyraz, słowem i czynem.

Racje ekonomiczne oscylują wokół podmiotowej swobody Naturalnej Żywotności Ekonomicznej (oczywistej zapobiegliwości, roztropności codziennych starań o przeżycie i o poprawę status quo) i takiejż podmiotowości Przedsiębiorczości (rozumianej jako ukorzenione w środowisku branie na własny rachunek i ryzyko jakiejś publicznej sfery zaspokojenia). W tym obszarze łatwiej zauważyć, że ludzie pozostają wobec siebie w ustawicznej grze o status quo: każdy stara się jak najwięcej czerpać ze społecznej puli dobrobytu, a jednocześnie jak najmniej do niej wkładać (oczywiście, postawy od altruistycznej, poprzez pragmatyczną, po egoistyczną rozłożone są wedle funkcji Gaussa). W obszarze gospodarczym tak rozumianym, pełnym gry wszystkich ze wszystkimi o wszystko, dość szybko zawiązują się nano-monopole (chwilowe, drobne uprzywilejowania wykorzystujące instytucje społeczne), mikro-monopole (niszowe i lokalne pakiety utrwalające przewagi jednych nad drugimi), monopole właściwe (organizacje gospodarcze porządkujące gospodarkę i hierarchie „wkład-korzyść”) oraz mega-monopole (struktury polityczne udające emanacje przedsiębiorczości gospodarczej). Monopol gospodarczy – w odróżnieniu od ograniczeń duchowych – działa bezpośrednio na życiową kondycję człowieka, na jego materialną zdolność do przetrwania i reprodukcji.

Podkreślając, że racje ekonomiczne przenikają się z duchowymi, do tego stopnia, że bywają nierozróżnialne dla „ludowej” świadomości, jednocześnie staram się zauważyć, że inną sprawą jest (duchowe) pragnienie samorozwoju, wewnętrznego dobra, piękna i prawdy, a inną sprawą jest (ekonomiczne) zapewnianie sobie, wciąż od nowa, dostatku-dobrobytu. W tym sensie pośród dzieł „ojców liberalizmu” (ale i personalizmu oraz socjalizmu) warto odrębnie doszukiwać się konceptów etycznych, a odrębnie prakseologicznych. Na przykład u A. Smitha widzę, że ekonomiczne „Bogactwo narodów” jest zaledwie załącznikiem do etycznej „Teorii uczuć moralnych”. U Ludwiga von Misesa zaś widzę, że racje ekonomiczno-gospodarcze („Ludzkie działanie”) są przed racjami duchowo-moralnymi („Naród, państwo, ekonomia”). Takich różnic w podejściu – wiele.

Na różnicy między liberalizmem duchowym i ekonomicznym osadzają się współczesne paradoksy, między innymi zjawisko topniejącej wolności w warunkach gospodarki intencjonalnie liberalnej, a w rzeczywistości monopolistycznej: monopole z obszaru gospodarczego usztywniają rzeczywistość, z patologizującymi „przerzutami” tej petryfikacji na obszar wolności osobistych i wspólnotowych oraz środowiskowych.

Bo wkodowaliśmy sobie, że gospodarka Monopoli też jest gospodarką rynkową, nawet jeśli monopole „potrząsają” Państwem wedle swojej woli, a dopiero jeśli duża połać gospodarki jest upaństwowiona, wznosimy larum wokół fałszywego dylematu „nacjonalizacja czy prywatyzacja”. Stąd już niedaleko do patologii w obszarze duchowym: demokracją nazywa się nawet ustroje-systemy, w których wszelkie „wybory”, „konkursy” i „przetargi” są ustawiane przez elity, gdzie inwigilacja obywateli (oczywiście, dla ich dobra) przekracza wszelkie wyobrażenia o przyzwoitości, gdzie algorytmy, procedury, standardy, certyfikaty, normy gęsto oplatają codzienne życie i tłamszą siłę woli (ukułem w tej sprawie pojęcie Pajęczni), gdzie aroganckie i próżniacze elity ukrywają się przed ludnością za murem Twierdzy Konstytucyjnej (nominacje, prawo, immunitety, dopuszczenia, wtajemniczenia), gdzie życiem codziennym zarządzają Zatrzaski Lokalne, a życiem Kraju i Ludności zarządzają Pentagramy (mega-biznes, mega-służby, mega-gangi, mega-media, mega-kamaryle polityczne), gdzie obywatelstwo rzeczywiste przeistacza się w obywatelstwo rejestrowe, gdzie postępuje wtórny analfabetyzm obywatelski (lemingizacja postaw, autystyzacja zachowań, areburyzacja obywatelstwa), gdzie próby samodzielnego reprodukowania własnej podmiotowości (bio-polityka) są przez „władzę” rejestrowane jako potencjalny zamach stanu (patrz, np. lista TIDE i wiele list pokrewnych), gdzie pożądanym modelem osobowości jest l’uomo senza contenuto (człowiek nie mający nic do powiedzenia nawet sobie samemu).

Możliwe jest – o zgrozo – nazywanie gospodarką rynkową takiej, w której na mocy „świętego prawa własności” rwacz, udający przedsiębiorcę, w żywe oczy oszukuje (współ)pracowników, kontrahentów i klientów, a ewentualny spór wygrywa w cuglach, bo wspiera go w tym system-ustrój, jeśli nie literalnie (prawem), to intencjonalnie (poprzez splot plugawych interesów).

Jestem daleki od tego, by bezkrytycznie wynosić na piedestał ustrój-system konserwatywny czy socjalizm (ten domniemany zwłaszcza, zwany przewrotnie realnym). Ale wszystko mi wskazuje na to, że liberalizm jako fenomen intelektualno-duchowy, owocujący praktyką zwaną potocznie kapitalizmem – to ten okres w życiu Ludzkości, który na ścieżce rozwoju można skwitować oceną: „z impetem wstecz”. Mniej kosztowna dla Świata i Ludzkości byłaby droga wprost od monarchii ku samorządności. Nie ma takiego obszaru ekonomicznego i takiego obszaru duchowego, w którym tych ok. 500 miesięcy liberalizmu-kapitalizmu nie cofnęłyby naszej kondycji doczesnej i moralnej do czasów, w których dojrzewać zaczęły (utopijne zrazu) idee socjalistyczne, w proteście przeciw zeskorupieniu ustrojów dworskich i przeciw patologicznym od zarania tendencjom „rynkowym”. Rynek – to kolejny kompleks Ludzkości (zwłaszcza w obszarze tzw. Zachodu), bo opiewa równoprawność i swobodę konkurowania idei oraz czynów, a kończy w tym samym rynsztoku co opisana wyżej Demokracja.

Dziś w polskiej „narracji” modne staje się strzelanie do neo-liberalizmu (głównie w wykonaniu flibustierów lewicowych i konserwatywnych), ale też wyważone, niemal dyplomatyczne zauważanie (pogratulować refleksu), że „współczesne rozwiązania ustrojowe nie zaspokajają w pełni wszystkich postulatów demokratycznych i rynkowych” (ładny eufemizm?). Wcale to jednak nie oznacza, że „ustrojowe poprawki krawieckie” będą wprowadzać ci, którzy dotąd ustrój-system krytykowali, choćby najmądrzej. Będą się tym dziełem zajmować ci, którzy dotąd z entuzjazmem rujnowali Kraj i ludzką świadomość. Już choćby to wywołuje u mnie dużą rezerwę wobec optymistycznych zawołań, że „teraz już na pewno będzie lepiej”.