Kura Lema

2012-11-10 07:38

 

Ostatnio jestem urzeczony konceptem naukowym, który pojawił się w dyspucie światowej w połowie ubiegłego stulecia i nosi nazwę SOCJATRII. Jako pierwszy użył tego sformułowania Jacob Levy Moreno, twórca terapeutycznej metody o nazwie PSYCHODRAMA.

Jest ważne, czy człowiek wchodzi w dojrzałość społeczną (obecnie jest to wiek ok. 25 lat) jako osobnik skonstruowany na racjach wspólnotowych – czy zrzeszeniowych.

Warto przywołać porównanie procesu pożądanego (zdrowego społecznie) z procesem rzeczywistym (przynoszącym degeneracje i patologie).

Osobnik „wspólnotowy” swoją pierwszą tożsamość, będącą dla niego odniesieniem na całe życie, zdobywa pośród rodziny, na łonie której dokonują się procesy pedagogiczne (pedagogia – sztuka wychowania – ars educandi). Dopiero potem – wciąż pod opieką rodzinną – wdaje się w inne wspólnotowe asocjacje, np. harcerskie, religijne, sąsiedzkie. Będąc zakotwiczonym wspólnotowo – udaje się do świata zewnętrznego, który jednak jest „nachylony” wychowawczo: przedszkole, szkoła, kółko zainteresowań. Osiągnąwszy w tym trybie dojrzałość społeczną – osobnik może być „wystawiony” na próbę ogniową, czyli grę wszystkich ze wszystkimi o wszystko, przy czym jest on wstanie suwerennie i podmiotowo definiować tę grę, ogarniać, kontrolować.

Ten model rozwoju osobniczego (i zarazem wspólnotowego) – jest w coraz większej defensywie, w coraz większym deficycie.

Osobnik „zrzeszeniowy” rodzi się w rodzinie niepełnej (pierwszym objawem niepełności rodziny jest jej dwupokoleniowość: rodzic-e, dzieci-dziecko). Ze względu na obowiązki społeczne i ekonomiczne dorosłych dziecko od początku oddawane jest zrzeszeniowym formułom pedagogicznym: o ile pierwszy osobnik ma do czynienia z pedagogią – o tyle ten jest kształtowany przez pedagogikę, co tłumaczy się z greckiego jako „niewolnik prowadzący chłopców za rękę do szkoły”. Użyję słów „regime formations”, czyli „kształtowanie w drylu, dyscyplinie, karbach, ryzach, musztrze”. W takim trybie osobnik nie ma szans pozyskania prymarnej tożsamości, tylko od razu jest „wpasowywany” w multi-tożsamość i wraz z nią poddany działaniu Systemu-Ustroju, z wszystkimi postaciami alienacji: wyobcowanie, przemożność, podporządkowanie, niezastępowalność.

Ten drugi model jest coraz bardziej oczywisty we współczesnym świecie. Ma tę właściwość, że wypiera model wspólnotowy, ale przede wszystkim jest patogenny społecznie, do tego rujnuje osobowość, jednostkowość.

Społeczeństwo zbudowane poprzez Ars Educandi z konieczności różni się na korzyść od społeczeństwa zbudowanego na Regime Formations. To drugie kształtuje bowiem osobników znakomicie przystosowanych do pozycjonowania w Systemie-Ustroju, reprodukuje mechanizmy surowe, wyjałowione z człowieczeństwa, wykastrowane ze wszystkich dobrodziejstw wspólnotowych. Natomiast społeczeństwo wywiedzione z Ars Educandi, ukonstytuowane przez ludzi wyposażonych w prymarną tożsamość – to społeczeństwo ludzkie, człowiecze, humanitarne. Kierujące się nie stochastycznymi normami, regulacjami, standardami, certyfikatami, zaliczeniami – ale humanistycznymi odniesieniami opartymi na rozróżnianiu Dobra od Zła, Piękna od Szpetoty, Prawdy od Kłamstwa.

Opisuję to – stali Czytelnicy już to znają – jako Deontologię (wymóg rzetelności zawodowej zawartej np. w ślubowaniach, przyrzeczeniach, np. w przysiędze Hipokratesa), Utylitarność (wymóg bycia w swym działaniu użytecznym, uwzględniania dobra publicznego i wartości uznawanych za naczelne, wyrażanych np. w misjach, preambułach, choćby w konstytucji), Charytonikę (wymóg troszczenia się o wszystkich, którzy nie radzą sobie w rzeczywistości, przywracanie im „pionu”, włączanie na powrót do mainstreamu). Te trzy wyznaczniki społecznego zdrowia (swoistego dobrostanu) – to minimum minimorum polityki społecznej, którą możnaby uznać za poprawną.

Ostatecznie chodzi o to, by człowiek wchodzący w dojrzałość społeczną był uformowany inaczej niż „kura Lema”. Otóż Stanisław Lem szydził z ludzkich osiągnieć ustrojowych przytaczając przykład kury: ma się owa kura za odkrywcę wszystkich mądrości świata, jeśli pojmie, że od ręki trzymającej kij trzeba uciekać czem prędzej, a do ręki sypiącej ziarno opłaca się podbiec. I ta kura sprzedaje swoją mądrość innym kurom, bo to wszystko się przecież sprawdza. Aż do chwili, kiedy hodowca zapragnie rosołu i na drugie danie udek, skrzydełek, piersi. Ale tego już kury nie wiedzą, bo te, które tego doświadczyły – akurat już nie żyją i nie podzielą się ta wiedzą z żyjącymi. Morał: poznawaj reguły rządzące światem, ale staraj się świat budować po swojemu, podmiotowo.

 

Józef Bańka w swojej książce „Przeciw szokowi przyszłości” (Śląsk, 1977) zamieścił podrozdział „Socjatria?”, między takimi jak „Psychologia cywilizacji?” i „Ekologia społeczna?”. W końcówce swojej książki wszystkie podtytuły opatrzył pytajnikiem. Dawał znać, że trzeba nam poszukiwać.

Podrozdział „Socjatria” znajdujemy też w książce Gabrieli i Czesława Czapów z 1969 roku: „Psychodrama. Geneza i historia. Teoria i praktyka” (PWN).

Jest jeszcze artykuł Henryka Kliszki sprzed lat: nie znam ani tytułu, ani książki, w której się ukazał artykuł, wiem tylko, że socjatria jest głównym tematem tego artykułu.

Temat socjatrii w czasach „stabilizacji ustrojowej” (Gomułka, Gierek) nie trafił na podatny grunt, okazał się „ciekawostką”. Dziś warto do niego wrócić choćby z tego powodu, że patologie socjalne zaczynają wypełniać rzeczywistość polską do tego stopnia, iż przestają być niszami-enklawami, a kreują swoistą „patologiczną normalność”.