Kultura zwarcia

2010-03-12 09:23

Kultura zwarcia

 

Nasze ojczyźniane, przaśne i siermiężne, prowincjonalne poniekąd życie publiczne (wiem, wiem, sam też w nim uczestniczę) ma frapujący rys charakterystyczny: rozkwita gdy ktoś komuś przyłoży kuksańcem, da w pysk, obsobaczy, podstawi nogę, obrzyga. A kiedy „nic się nie dzieje" – to nic się nie dzieje. Nie to, co w amerykańskich filmach – powiedziałby inżynier Mamoń.
 
Świat powołujący się na tradycję bliskowschodnio-helleńsko-rzymską oswoił sobie instytucję igrzysk. Cóż one są, te igrzyska? Ano, spełnieniem ludzkiego pragnienia wciąż od nowa inscenizacji teatru dzieciństwa, kiedy to w ramach naturalnej, przyrodniczo-biologicznej nauki życia podrostki stawiają sobie jakiś wyimaginowany cel i rywalizują w jego osiągnięciu. Pod nadzorem opiekunów i pod bezwzględnym rygorem zakazu czynienia sobie innej krzywdy niż przypadkowa (nota bene, dzisiejszy sport, z Olimpiadami włącznie, od dawna niewiele ma z tym wspólnego).
 
Igrzyska są dla wszystkich uczestników i obserwatorów swoistym przeglądem poziomu oswojenia sztuki (sprawności) w rozmaitych profesjach, a jednocześnie „wybiegiem”, po którym paradują mistrzowie (najlepsi) i bohaterowie (najszlachetniejsi). I znów potrzebna jest uwaga, że współczesna salonowo-towarzyska celebra – to nawet nie jest Pan Pikuś wobec powyższego. Nasi harcownicy każdego Mistrza wyszydzą i strącą z piedestału, każdego Bohatera wykastrują. Niech nie szpanują, niech się z nami potaplają, a nam - harcownikom - minutowa choćby sława!
 
Piszę o tych igrzyskach i tej całej ich filozofii, bo Polska, ukonstytuowana na żywiole słowiańskim i tegoż żywiołu nieodrodna córa, aspiruje do wspomnianej tradycji europejskiej, wywodzącej się od faraonów, poprzez losy Narodu Wybranego, Fenicję, Helladę, Romę. Ba, nawet wiemy, czego Europie brakuje i jak powinniśmy ową Europę wychować! Zaiste, pierwszy to przypadek, kiedy pedagog bardziej jest porywczy, nie-elastyczny i niecierpliwy niż wychowanek.
 
Pal to licho. Na własny użytek, do szuflady, zakładam, że Polska jest składowym elementem fenomenu Europy Środkowej, rozpostartej symbolicznie między centralnymi punktami Bałtyku, Adriatyku i Morza Czarnego, od kilkuset lat poddanego znaczącemu kulturowemu wpływowi Europy, Rosji i Orientu (o tym ostatnim zdajemy się jakoś nie pamiętać). Politycznie zatem celniejsza jest Grupa Wyszehradzka czy CEFTA (w rzeczywistości obie inicjowane jako przyczółki europejskie).
 
W Europie Środkowej odnajduję ową tytułową formułę, nazwaną tu kulturą zwarcia. Od Tallina po Tiranę, od Odessy po Szczecin, od Sofii po Wiedeń – wiecznie jakieś awantury między-etniczne, albo ideowo-polityczne (czerwono-czarno-błękitno-białe), albo religijne. I – zaiste – nie europejski ich przebieg, nie europejskie rozstrzygnięcia, nawet ich zarzewia nie europejskie. Aż dziw, że jeszcze żyw jest ten kawałek globusa.
 
A my tu przede wszystkim i wszystkim na przekór, odciąwszy się od Europy Środkowej Karpatami i Bugiem, zaklinawszy się po stokroć, że wszystkie drogi do Rzymu wiodą – wciąż po sarmacku podążamy swoją, a jakże, drogą na Ostrołękę. I tylko czasem wyprawimy się "na zmywak", zaczerpnąć troche świeżego powietrza.
 
Piszę, bo mnie boli, a nie dlatego, że nienawidzę.

Kontakty

Publications

Kultura zwarcia

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz