Kto zapłaci…?

2014-06-15 10:43

 

Bywają czasy zwane niepamiętnymi. Z tamtych czasów w powszechnej świadomości wyłania się świat znany z kronik, czyli pamiętny. O jego najbardziej zgrubnych przemianach – rzecz dziś będzie.

Tak zwana Historia – czyli redagowana i podrasowana kronika Ludzkości – donosi nam o procesach społecznych oraz o spektakularnych zdarzeniach. Wszystko pozostałe – to zwykłe znęcanie się nad uczniami.

  1. Procesy społeczne (gospodarcze, polityczne, kulturowe) – to wyrastanie jakiejś możliwości i jej narastanie, pęcznienie. Jeśli Człowiek nadąża za tym pęcznieniem, jakoś je ogarnia – może nad nim zapanować i osiąga postęp, czyli rozmaite przyrosty w oczekiwanych, pożądanych obszarach i dziedzinach;
  2. Spektakularne zdarzenia – to jednorazowe lub powtarzające się dramaty klimatyczno-przyrodnicze albo „pęknięcia” nabrzmiałych procesów społecznych, których Człowiek nie ogarnął i dopuścił do ich przerostu ponad wszelkie wyobrażenia, ponad możliwości wykorzystania dobrego i zapobieżenia złemu;

Przykłady procesów, nad którymi niemal w pełni panuje Człowiek, związane są z duchową ścieżką rozwoju cywilizacyjnego[1]: w jednej wersji stabilizatorem (zasadą) jest Państwo, głęboko implementowane w każdym człowieku z osobna i w całej kulturze zbiorowej (mowa o fenomenie Chin), w drugiej wersji stabilizatorem (zasadą) jest Społeczeństwo, czyli zdolność zakotwiczenia każdego z osobna i wszystkich razem w swoistości kulturowej, która bez potrzeby bohaterstwa czyni wszystkich niezłomnymi (mowa o fenomenie Indii). Duchowość nie chroni przed kaprysami doczesności, ale odsyła tę doczesność na „koniec kolejki” ludzkich zainteresowań.

Przykładem z przeciwnego bieguna, gdzie Człowiek nie panuje właściwie nad niczym, a cała kulturowość skupia się na udowodnieniu czegoś wręcz odwrotnego – jest pionierska ścieżka rozwoju cywilizacyjnego[2]. Jej współczesnymi przedstawicielami są Arabia i Rosja (pojmowane nie jako państwa, tylko jako żywioły). Oba fenomeny osiadły w skrajnie surowych obszarach klimatyczno-przyrodniczych, choć ich zarodniki korzenne dojrzały w żyznych matecznikach-przytuliskach: arabski w „y-m-n” i Lewancie, rosyjski na północnej flance Morza Czarnego). Ostatecznie Rosja wykształciła cywilizacyjny model biurokratyczno-zbrojeniowy (i tak ustawiła sobie gospodarkę), Arabia zaś wypracowała model religijny, w ostatnim okresie wzmocniony „fuksem” petro-wydobycia.

Techniczna ścieżka rozwoju cywilizacyjnego[3], której niemal „czystej krwi” przedstawicielem jest Europa, to przykład dążeń do „minimalizacji ryzyka”, czyli wstawiania wszędzie, gdzie występuje brak kontroli – „urządzenia” własnej produkcji przywracającego lub ustanawiającego kontrolę. To na tej ścieżce wykrystalizowało się pojęć Efektywnego Majątku i Dobra Wspólnego: na innych ścieżkach pojęcia to są „efektem ubocznym” głównego nurtu rozwojowego, w Europie zaś (adoptującej – poprzez Helladę i Imperium Romanum – dorobek bliskowschodni, ale też „lokalne” doświadczenie Celtów, Daków, Germanów) treścią rozwoju jest mnożenie materialnych formuł „czynienia Ziemi sobie poddaną”. Ameryka i Rosja używają dorobku europejskiego na sposób pionierski.

Wegetarna ścieżka rozwoju cywilizacyjnego[4] – najmniej zbadana, postrzegana jako „barbarium” – to przykład „przebiegłego kapitulanctwa”. Co prawda, nie znajdujemy dobrego sposobu zapanowania nad rozmaitymi żywiołami, więc „wpasowujemy się” w ich rytm i oddajemy im cześć – ale za to wypracowujemy w sobie silny instynkt gromadniczy, wzajemniczy, wspólnotowy. Jakiekolwiek ryzyko nas dosięgnie – jest nas dużo, tylko nieliczni zostaną „doświadczeni”, pozostali zaś przetrwają w nienaruszonej kondycji. Widać to w kulturach Amazonii, afrykańskiego interioru, Indochin, pacyficznych Nezji, u australijskich aborygenów, u ludów dalekiej Północy.

Spektakularne zdarzenia mają charakter obiektywny, niezależny od Człowieka (wylewy Nilu, trzęsienia ziemi, wahania klimatu, epidemie, konstelacje kosmiczne, wybuchy wulkanów, „odwiedziny” meteorów), albo są zamierzonym czy ubocznym efektem działania Człowieka (wojny, odkrycia, wynalazki, eksterminacje). Działania Człowieka prowadzące do spektakularnych zdarzeń mogą nosić zarówno cechy racjonalności i roztropności, jak też mogą być czystym szaleństwem.

Z oczywistych powodów Trybunał Dziejów za losy świata w ostatnich kilku tysiącach lat czyni odpowiedzialną Europę: to ona najwięcej wniosła do przestrzeni „minimalizacji ryzyka”, przenosząc swoje rozwiązania za pomocą Efektywnego Majątku i Dobra Wspólnego na wszystkie inne kontynenty. Przedstawiciele pionierskich rozwiązań bardzo chętnie dali się „oswoić”[5] rozwiązaniami technicznymi, przedstawiciele rozwiązań wegetarnych zostali skolonizowani z zaskoczenia, nawet nie zorientowawszy się. W ten sposób zostali przez „technicznych” rozbici, zdemoralizowani, zdezintegrowani – zanim owi „techniczni” pojęli, że ścieżka wegatarna jest równorzędna, równie wartościowa jak każda inna.

 

*             *             *

Spotkanie ścieżki technicznej – wciąż ekspansywnej, choć wyczerpującej swoje możliwości sprawcze na gruncie kulturowo-cywilizacyjnym – ze ścieżką duchową miało i ma zgoła inny charakter. Pośrednikami tego spotkania były – w kolejności – Persja[6], Imperium Aleksandra[7], Imperium Mongolskie[8], Imperium Timura[9] (słowem „imperium” opisuję tu fenomen kontroli nad obcymi ziemiami i ludami bez trwałego ukotwiczenia, uposadowienia Centrum (władzy) na całym terytorium), choć symbolicznie jest to „szlak jedwabny”[10] czy „szlak herbaciany”[11] albo Wielki Trakt Sybirski[12]. Zarówno Chiny, jak też Indie próbowano skolonizować dla doraźnych celów komercyjnych. Europejczycy nie docenili tego, że oba fenomeny to nie tylko rozległe przestrzenie, ale też ludność dużo liczebniejsza i dużo silniej zintegrowana kulturowo niż ludność europejska. Długo też do Europejczyków nie docierało, że sprawy materialno-doczesne są tu dalszorzędne. Jeśli więc – jak w Indiach – udało się Brytyjczykom narzucić swoją państwowość – kulturowo-cywilizacyjna substancja pozostawała nienaruszona. W czasach Gandhiego, kiedy Indie wreszcie postanowiły zareagować czynnie i odrzucić brytyjskie narośle – owa kultura okazała się silniejsza niż Imperium Brytyjskie i namiastki „oswojenia”.

Chiny, nękane wciąż przez żywioły pionierskie (dynastia Juan była mongolska, z Azji Centralnej wciąż napierały ludy pionierskie, komunizm monopartyjno-biurokratyczny był rosyjski) – ostatecznie – poprzez programy Sun Jat-sena (Sūn Zhōngshān, twórca Kuomintangu) i Dèng Xiǎopínga (Deng Xiansheng, "cztery modernizacje" i "cztery podstawowe zasady") Chiny weszły na długą drogę (trwającą do dziś) aplikowania cywilizacyjno-kulturowych rozwiązań technicznych, co oznacza – mało kto to zauważa – że sprawy doczesności nabierają stopniowo większej wagi. Co prawda, nadal w Chinach mniej mówi się o celach, a więcej o zasadach (kiedy będziemy działać według zasad, dotrzemy do dobrego celu bez konieczności jego wyznaczania), ale metropolie wschodnie wydają się dziś bardzo podobne do „pionierskiej” wersji ośrodków technicznych: żywiołowa produkcja, fatalne skutki ekologiczne, rozwarstwienie społeczne, fatalne zabezpieczenie społeczne. Biorąc pod uwagę liczebność żywiołu chińskiego oraz jeszcze trwające przestrzenie bezludne – granica takiego rozwoju Chin nie sięga poza obecne stulecie. Zatem należy albo domyślać się wyrafinowanego planu przerwania eksperymentu technicznego w jakimś momencie, albo utraty niebawem przez Chiny kontroli nad procesami, tak charakterystycznej dla cywilizacji duchowych.

 

*             *             *

Indie – wydaje się – lepiej sobie poradziły w obcowaniu z naporem technicznym. Ich kulturowość niewiele ucierpiała w latach kolonialnych. Rozpad państwa indyjskiego polegający na separacji muzułmańskiego Pakistanu i pioniersko-technicznego Bangla-Desz oraz na separatyzmie kaszmirskim (tam dominuje żywioł pionierski) – wbrew powszechnym ocenom sprzyja integralności kultury hinduskiej i duchowości cywilizacyjnej tego fenomenu (tak jak utrata przez Polskę Kresów i odzyskanie ziem prasłowiańskich sprzyja polskości). Indie od czasów Gandhiego znów odzyskały kondycję, której nigdy zresztą nie utraciły, tyle że pozostawała ona w zawieszeniu: to kultura zawiadowana przez „mahātmā” (महात्मा mahātmā: महा mahā (great) + आत्मं or आत्मन ātman [soul]). Epitet „mahātmā” opisuje takie postacie symboliczne, jak Lalon Shah (1774–1890, bengalski „święty”, mistyk, fakir, pieśniarz, reformator społeczny, myśliciel ) and Jyotirao Govindrao Phule (1827 –1890, maharashtrański aktywista, myśliciel, reformator społeczny, pisarz, teolog) i najbardziej znany poza Indiami Mohandas Karamchand Gandhi (żyjący na przełomie wieków XIX i XX, prawnik, myśliciel, przywódca państwowy).

Symbolicznie można fenomen hinduski sprowadzić do „Satya Shodhak Samaj” (Ruch Poszukiwaczy Prawdy), funkcjonujący pod duchową kuratelą Mahatmy Jyotibao Phule. Ruch ten postponował chaturvarnya (system kastowy)[13] oraz bałwochwalstwo (idolatria) mające w Indiach kulturową formę „murti” (मूर्ति), murthi, vigraha, pratima), przykładowo kultywującą takie pół-abstrakcyjne postacie jak Shiva, Ganesha, Rama, Kali, mające komunikować Człowieka z Zaświatem. Negując niesprawiedliwość społeczną (kasty) i nieprawość intelektualną (idolatria) Ruch nie narzucał się ze swoją ideą, nie próbował jej wdrożyć jako obowiązujące prawo (gdy tymczasem w Chinach Suna i Denga stanowczo odrzucono konfucjanizm, który i tak wraca „boczną nawą”).

Historia Indii doznawała wielu zakłóceń, szczególnie na tle politycznym, zwłaszcza współcześnie. W 1927 roku Jawaharlal Nehru po raz pierwszy przedstawił w imieniu Kongresu Narodowego rezolucję, w której domagał się „pełnej narodowej niepodległości”, tym samym stał się jednym z pierwszych liderów partii kongresowej którzy uważali że Indie powinny zerwać wszystkie więzi z Imperium Brytyjskim. Deklaracja ta została odrzucona przez Kongres, ze względu na sprzeciw ze strony Gandhiego. W 1929 roku Nehru opracował politykę Kongresu i przyszłego, wolnego kraju. Celami Kongresu miały być: wolność wyznania, prawo do stowarzyszenia, wolność słowa i myśli, równość wszystkich wobec prawa - bez względu na kastę, kolor skóry czy religię, ochrona regionalnych języków i kultur, zabezpieczenie interesów pracowniczych, zniesienie formuły „nietykalności”, nacjonalizacja przemysłu, socjalizm i budowa świeckich Indii. Program ten był eklektyczny, mieszał porządki tradycyjne z tymi, którymi Indie próbowano „oswoić”.

2 czerwca 1939 Subhas Czandra Bose utworzył odrębną partię polityczną All India Forward Bloc, działającą na przekór „satyāgraha” (trzymanie się prawdy, nie zbaczanie pod żadnym pozorem poza to co prawdziwe) czy „ahinsa” (niestosowanie przemocy, która rodzi negatywne konsekwencje karmiczne). W 1940 roku Bose został aresztowany przez Brytyjczyków, wkrótce jednak uciekł z więzienia do Afganistanu i ZSRR, skąd udał się do Niemiec. Z Niemiec z kolei udał się do Japonii, gdzie organizował japońskie wsparcie dla niepodległości Indii. Zbrojny ruch upadł po śmierci Bose.

Ostatecznie pośród Hindusów wygrały wskazówki Mahatmy. Gandhi był przeciwny industrializacji, w którą wierzył i na szeroką skalę przeprowadził Nehru. Jednak ten sprzeciw Mahatmy spowodował, że Hindusi daleko ostrożniej niż Chińczycy podchodzą do przemysłu: państwo na przykład rozpostarło także opiekę nad sektorem „khadi”, ręcznych tkanin z samodziału, gdzie setki pracowników pracują nad „suknem” w wielkim pomieszczeniu, wszystko wykonując ręcznie, włącznie z barwieniem tkaniny „fraktalami” zdobniczymi.

Hindusi chętnie natomiast angażują się – nie naruszając duchowego szkieletu cywilizacyjnego – w rozwiązania „postindustrialne”, co widać choćby na przykładzie stanu Kerala[14] (hindi केरल, trb.: Kerala, trl.: Kerala; malajalam: കേരളം – trl. Kēraḷaṁ; ang. Kerala). Że Indie są np. potęgą informatyczną (mowa o kadrach) – nikogo już przekonywać nie trzeba.

W naszym mniemaniu Indie mają potencjał, by stać się mocarstwem – twierdzą autorzy książki „Indie od kolonii do mocarstwa”, Adam Burakowski i Krzysztof Iwanek, naukowcy jak na razie na poziomie doktorskim (poniżej obszerny cytat z ich wypowiedzi opublikowanej przez „histmag.org”). Mimo rozlicznych problemów, ubóstwa, korupcji i biurokracji, mają rozwijającą się gospodarkę (zwłaszcza na tle obecnego europejskiego spowolnienia) i silny rynek wewnętrzny. Mają techniczne uczelnie wyższe na światowym poziomie, część ich naukowców należy do globalnej elity, na Marsa właśnie zmierza indyjska misja bezzałogowa. Mają surowce, broń atomową, znaczne terytorium i niezłe umiejscowienie geopolityczne (z jednej strony są osłonięte Himalajami, z drugiej znajdują się przy trasach, którymi surowce z Bliskiego Wschodu płyną m.in. do Azji Wschodniej).

Mają także drugą największą liczbę mieszkańców (miliard dwieście milionów według spisu powszechnego z 2011 r.). W Indiach – poza nieudanym i wąsko zakrojonym eksperymentem lat 1975-77 - nie było kontroli urodzeń takich jak w Chinach. Mamy przez to potężny, wręcz przerażający przyrost demograficzny, ale też młode społeczeństwo, bez wywracającej się piramidy wiekowej jak Chinach czy Europie. Taki niewykorzystany przyrost stanie się klątwą, ale odpowiednio wykorzystany może być i błogosławieństwem. Żeby po raz ostatni powołać się na przykład Chin: na naszych oczach przestają być one fabryką świata, firmy szukają taniej siły roboczej gdzie indziej. A w żadnym kraju nie znajdą jej tyle co w Indiach (tyle że te ostatnie muszą znacznie poprawić infrastrukturę). To samo można powiedzieć o ustroju Indii – jest równocześnie klątwą i błogosławieństwem. Federalny i demokratyczny system spowalnia procesy decyzyjne a często wręcz nie działa, czego świadectwem rozliczne protesty i rewolty. Z drugiej strony – i tak dopuszcza on do głosu znacznie więcej ludzi niż autokracja, na dodatek w Indiach media są wolne i to wszystko pewnie zabezpiecza przed totalną rewolucją.

Fascynujące są jednakże nie tylko zmiany, ale ich kierunek – przy takich możliwościach i otwartym procesie decyzyjnym, Indie ciągle mogą zdecydować, jak i w na ile oryginalny sposób ukształtować swój system gospodarczy i pozycję geopolityczną. Droga będzie długa i trudna, mogą zdarzyć się wahania i zwroty, ale nie mamy wątpliwości, że Indie mocarstwem się staną.

Indie są na pewnej drodze i śledzenie, co się na niej dzieje, jest bardziej fascynujące niż wyglądanie jej końca. Polecam – na przykład – obszerny artykuł Grażyny Kowolik (TUTAJ), zalecam samodzielne poszukiwania.

 

*             *             *

W moim przekonaniu Indie i Brazylia – już nie pod tymi nazwami, bo zapanuje inne słownictwo – będą kiedyś, w wyobrażalnej przyszłości, dwoma biegunami świata, rozpostartego między duchowość i wegetarność (zredagowaną na nowo). „Biała północ” (Ameryka, Rosja, Europa) oraz Chiny czy Japonia – będą już wtedy ruinami w takim stopniu, w jakim ruiną będzie Komercjalizm. To one zapłacą za przyszłą, wegetarno-duchową dwubiegunowość świata. Fala „rachunków” już powoli napływa.

 



[1] Duchowa ścieżka rozwoju cywilizacyjnego nakierowuje poszukiwania Człowieka na Uniwersum: pożądasz czegoś – zajrzyj we Wszechświat i tam znajduj zaspokojenie. Doczesność i sprawy materialne są na tej ścieżce drugorzędne, wytyczanie celów jest nietaktem (cnotą jest zdolność trzymania się zasad i ustaleń);

[2] Pionierska ścieżka rozwoju cywilizacyjnego ustawia Człowieka w roli agresora wobec Natury i wobec „obcego”: czegokolwiek pożądasz, znajdź to w ekosystemie lub u „cudzych”, a następnie zbuduj oręże dla pozyskania tego siłą i przyswojenia. Twórczość i wynalazczość nastawiona jest tu na wzniosłą legendę i heroizm;

[3] Techniczna ścieżka rozwoju cywilizacyjnego podpowiada Człowiekowi, że jest panem i gospodarzem Natury: czegokolwiek pragniesz, rusz głową i tak długo doskonal przetwarzanie surowców naturalnych, aż uzyskasz efekt zaspokajający twoje pragnienia, odpowiadający twoim wyobrażeniom o zaspokojeniu;

[4] Wegetarna ścieżka rozwoju cywilizacyjnego stawia na pełne zespolenie Człowieka z Przyrodą. Jakiekolwiek potrzeby doskwierają Człowiekowi – ma on zadanie odnalezienia naturalnego-przyrodniczego sposobu zaspokojenia tej potrzeby. Jeśli taki sposób znajduje – adoptuje go. Jeśli nie – tłumi w sobie. W obu przypadkach wspiera się obrzędowością i rytuałem;

[5] Oswojenie ma dwa wymiary: w wymiarze aksjologiczno-filozoficznym oznacza, że „cudza” wartość zostaje ulokowana we „własnym” systemie wartości wysoko, wypierając rodzime wartości, osłabiając ich znaczenie. W wymiarze ekonomicznym oswojenie oznacza gotowość wyprzedaży „swojego” nawet za bezcen, byle pozyskać „obce” nawet jeśli trzeba będzie przepłacić;

[6] Żywioł perski obejmuje nie tylko państwo Medów (od Azji Mniejszej po Indus) czy imperium Achemenidów (m. in. dzisiejszy Iran, Turcja, Syria, duża część Azji Centralnej). Najodważniejsze koncepty, oparte na śledzeniu „wędrówki ludów” i badaniach grup językowych, wskazują na Wielki Iran, wpływy kultury i języków irańskich obejmujące około 100 r. p.n.e. Scythię (od dzisiejszej Ukrainy po Kazachstan i Chiny oraz Indie) i Parthię (od Lewantu po Indie);

[7] Aleksander, najdziwniejszy „imperor” wszechczasów, właściwie zaledwie „obsikał” rozmaite zakątki Azji Centralnej (Orientu), pozostawiając po sobie to, co zawsze „techniczni” zostawiają: sztuczne państwa, sztuczne granice, oswojone dwory;

[8] Mongołowie okazali się twórcami trwalszych niż aleksandryjskie fenomenów imperialnych: Czyngis Chan pozostawił po sobie cztery obszary (chanaty), które miały realny wpływ na historię Chin, Rosji, Azji Środkowej, Indii;

[9] Wpływy Tamerlana sięgają obszaru pomiędzy morzami Śródziemnym, Czerwonym, Czarnym, Kaspijskim, Arabskim – a na wchodzie po rzeki Indus i Syr Darię;

[10] Pedia: Pierwszy raz nazwy tej użył niemiecki podróżnik i geograf, baron Ferdinand von Richthofen w 1877 roku (nazwa niemiecka: Seidenstrasse). Jedwabny szlak prowadził z Xi’an, dawnej stolicy Chin, przez Lanzhou do oazy Dunhuang, gdzie rozdzielał się na szlak główny (północny) i południowy. Droga północna prowadziła wzdłuż krańca Tienszanu, wzdłuż północnego skraju pustyni Takla Makan, przez oazy Hami, Turfan, Korla, Kucza i Aksu do Kaszgaru. Istniał też wariant jeszcze bardziej północny - z Hami biegnący na północ od Tienszanu przez Ałmałyk, Bałasagun, Taszkent, Samarkandę i Bucharę. Droga południowa wiodła przez Czarklik, Czerczen, Niję, Keriję, Hoten i Jarkend do Kaszgaru. Z Kaszgaru istniało wiele dalszych szlaków, m.in. przez Hindukusz do Gandhary i Taksili, przez Pamir do Samarkandy i Buchary, przez Balch i Merw w rejon Morza Śródziemnego (przez Bagdad i Damaszek), do Konstantynopola czy Trapezuntu;

[11] Pedia: Wielki Szlak Herbaciany powstał w pierwszej połowie XVII wieku. Do czasu zbudowania Kolei Transsyberyjskiej był głównym lądowym traktem handlowym na Syberii. Rozpoczynał się w mieście Kałgan. Łączył północne Chiny, Mongolię i Mandżurię z Moskwą. Do XIX wieku stanowił główną trasę eksportu herbaty do Europy. Jego upadek i marginalizacja nastąpiły w połowie XIX wieku, gdy angielskie kompanie handlowe upowszechniły wykorzystywanie do transportu herbaty szybkich żaglowców – kliprów;

[12] Pedia: 22 listopada (12 listopada według starego stylu) 1689 car Piotr I wydał ukaz o utworzeniu drogi, która połączy centralną Rosję z Syberią. Jednak budowa traktu rozpoczęła się dopiero w 1730, a zakończono ją w połowie XIX wieku. Trakt syberyjski miał zastąpić Drogę Babinowską , która przez dwa stulecia była jedynym szlakiem łączącym centralną Rosję z Azją. Początkowo trakt przebiegał z Moskwy przez Murom, Koźmodiemiansk, Kazań, Osę, Perm, Kungur, Jekaterynburg, Tiumeń, Tobolsk, Tarę, Kaińsk, Koływań, Tomsk, Jenisejsk, Irkuck, Werchnioudińsk, Nerczyńsk do Kiachty na granicy z Chinami, gdzie trakt się kończył. Dalej droga wiodła przez Mongolię Wewnętrzną do Kałganu - twierdzy przy Wielkim Murze Chińskim. Na początku XIX wieku trakt przesunięto na południe: od Tiumeni trakt prowadził przez Jałutorowsk, Iszym, Omsk, Tomsk, Aczyńsk, Krasnojarsk do Irkucka, a dalej dawną trasą. Pod koniec XIX wieku szlak nie spełniał już oczekiwań rosyjskiej gospodarki, co spowodowało budowę Kolei Transsyberyjskiej;

[13] Po pierwotnym podziale na kapłanów (bramin), wojowników (kszatrija) i rolników (wajśja) ostatecznie ukształtował się w Indiach podział na kasty-varny: bramini – najwyższy, wywodzący się z ust, głównie kapłani i święci mężowie, kszatrijowie – wywodzący się z ramion, wojownicy i rządcy, monarchowie, wajśjowie – wywodzący się z ud, rolnicy, hodowcy, kupcy, rzemieślnicy, śudrowie – ze stóp, ludność służebna (np. robotnicy rolni, księgowi), dalitowie (tzw. "niedotykalni") - ostatnia grupa społeczna, której przynależność „varnowa” nie dotyczy. O pozycji, jaką człowiek zajmuje w tym systemie, decydują jego pochodzenie, kwalifikacje i rodzaj wykonywanej pracy (guna-karma). Podstawę mitologiczną ku temu stworzono już w Rygwedzie (Purusza sukta 10.90.12) opisując wyłonienie się czterech varn z ciała kosmicznego Pra-człowieka (Puruszy);

[14] Kerala – stan w południowo-zachodnich Indiach na Wybrzeżu Malabarskim, z urzędowym językiem malajalam, posługujący się odrębnym alfabetem, z największym miastem - Koczin, stolicą – Thiruvananthapuram – jest jednym z najgęściej zaludnionych regionów Indii. Ze średnią życia mieszkańców wynoszącą 73 lata i 19% udziałem analfabetów w społeczeństwie, Kerala jest jednym ze stanów o najwyższym poziomie służby zdrowia i oświaty. Stan kilku religii - większość to hinduiści ortodoksyjni w swoich zakazach wstępu do wielu świątyń, czwarta część ludności to chrześcijanie kościoła malabarskiego wywodzącego się rzekomo od Tomasza Apostoła i muzułmanie, którzy pojawili się tu w VII wieku wraz z kupcami arabskimi. Ponadto w Kerali żyje od stuleci diaspora żydowska (z XVI-wieczną synagogą w Koczinie). Stan był w przeszłości poddany wpływom kolonizacji ze strony Brytyjczyków, Holendrów i Portugalczyków. Stan słynie z przepychem organizowanych świąt religijnych i festiwali kulturalnych. Znany z do dziś uprawianej sztuki walki kalari payattu, keralskiego tańca rytualnego tejjam, klasycznego teatru z odniesieniami religijnymi Kathakali, sanskryckiego dramatu kutiyattam i terapii ajurwedycznej. Z drugiej strony z dużego zaangażowania we władzę komunistów. Nazwa stanu pochodzi od słów kera (palma kokosowa) i alam (kraj);