Kto nam wciąż pisze…

2020-07-22 09:03

 

Było nas kiedyś trzech. Najmłodszy zagaił: moglibyście mi napisać krótką historię PRL? Napisałem „wierszem”, trzynastogłoskowcem, nieudolnie papugując wieszcza.

Andrzej Całkiewicz, Maciej Kandefer i Niżej Podpisany, używający pseudonimu Eugeniusz Nielepszy, wpadli na pomysł napisania historii PRL w komiksie. Ja – czyli Eugeniusz – podjąłem się napisania około 50 „roczników” (poczynając od 1943 roku) tzw. „szpotanem” (od autora Cichych i Gęgaczy, autora pojęcia „towarzysz Szmaciak”, szydercy, prześmiewcy, poety Janusza Szpotańskiego) oraz około 15 „oratoriów” pisanych „panem-tadeuszem” (trzynastozgłoskowcem), o przełomowych zdarzeniach okresu PRL.

Więcej: https://publications.webnode.com/socrealia/

Zamysł był taki, by powstały 44 Roczniki i kilkanaście Oratoriów. Roczniki zawierałyby opis kolejnych polskich „wiosen”, począwszy od Manifestu PKWN, skończywszy na spazmie Solidarności. Miały ośmiozgłoskowym, dynamicznym językiem nawiązać do klęski wrześniowej, klęski konceptu II Rzeczpospolitej nurzającej się w cuchniejącej topieli nieuchronnej Sanacji, w dramacie pochłaniającym dorobek Niepodległości szyderczo nam podarowanej, dorobek COP, Gdyni, innych prób rekonstrukcji polskości, Miały opisać „drugą szansę”, szansę powojenną, ostatecznie odrzuconą przez „podmiot liryczny” polskich dziejów, czyli przez Lud niesiony zrazu sojuszem robotniczo-chłopskim, ostatecznie jednak popełniający zbiorowe samobójstwo. Do tego stopnia straceńczy był ów Lud, że swoją Ludową Polskę wymazał z własnego Kalendarza, numerując zabawnie polskie iteracje historyczne w taki sposób, że Międzywojniu nadał numer II, ominął w numeracji Powojnie (jakby nie istniało),  a numer III nadał tej Polsce, zrodzonej po roku 1980 owym samobójczym zrywem ludu przeciw sobie.

Na tle tej ośmiogłoskowej opowieści Roczników „wygumkowanych z kalendarza” – udało mi się jedynie zaakcentować (właśnie tym trzynastozgłoskowcem) najważniejsze, może wręcz epokowe wymiary Polski Ludowej, których lista obejmuje takie pozycje (tu: dziesięć), jak Anatema (polskie przekleństwo), Nastanie (odrodzenie ze zgliszczy), Votum (asługi duchowieństwa), Plan (nowe jakości w gospodarce), Dobrypan (spazm gierkowski), Pasterz (Polak w Watykanie), Solidarność (takie chwilowe zawołanie polskie), Mrok (stan wojenny), Salon (rzecz o łże-elitach), Pentagram (neo-totalitarym polski), a wszystko ujęte w ramy od Barbaricum poloniae po Missa sanctum nostra est. Nie zachęcam do lektury, nie jestem twórcą – powiedzmy to sobie – wybitnym.

Dzieła nie ukończyłem w jego wierszowanej kanwie (tytuły oratoriów i „przypisów” – powyżej), wobec czego nie powstały muzyczne „pozytywki” ilustrujące owo dzieło wiodącymi pieśniami „wygumkowanej epoki” (to miał zrobić Maciej) i nie powstały rysunki ilustrujące całość serią „plakatów” (to miał „załatwić” Andrzej).

 

*             *             *

Zapisałem to kulawe kalendarium na blogu, potomnym w darze, bez nadziei na powrót do niego. Ale refleksja o „nieistniejącej” chwili historycznej – pozostała, przynajmniej we mnie. Przede wszystkim pozostało periodyzacyjne przekleństwo, na mocy którego okres PRL ulotnił się z numeracji. Wyparował z polskich dziejów. Zwykłem kąśliwie zauważać, że w imieniu „ludu pracującego miast i wsi” – grób PRL-owi wykopali dzielni ludzie, którzy w nieistniejącym, nie ponumerowanym okresie przeżyli bujną młodość, porobili matury i dyplomy, osiągnęli pozycje. Uczciwiej byłoby – cofając Polskę numeracyjną do Międzywojnia – wymazać owe matury, dyplomy i pozycje z własnych życiorysów, a nie żądać od III RP tantiem i odszkodowań za ten okres. Nasi majstrowie od „polityki historycznej” zręcznie lawirują w naszej państwowej numeracji, udając że sięgają po międzywojenną i wcześniejszą tradycję, a tak naprawdę zawieszają najnowsze dzieje polskie w próżni.

Zacytuję węglarza Tłoczyńskiego z filmu „Miś”, który odpowiada ojcu dziewczynki o imieniu Tradycja na pytanie, dlaczego takie imię jest niestosowne:

Pytasz, dlaczego? No bo tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze. Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza. Tradycja naszych dziejów jest warownym murem, to jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza… To jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje, od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy.

 

*             *             *

Pozbawienie PRL miejsca w „numeracji polskiej” – okazało się nie tylko błędem narracyjnym, ale też kpiną z kilku polskich pokoleń, które – jak widać – przez całe Powojnie drzemały, ale nie tak sobie, tylko „opozycyjnie”, albo – jak niektórzy dają do zrozumienia – działały w jakiejś wydumanej „konspirze”.

„Polityka historyczna” dała też „uzasadnienie” dla polskiej inkwizycji-opryczniny-maccartyzmu, który już odczuwamy jako dolegliwość, a najgorsze nas jeszcze czeka. Walczymy z „komunizmem”, który w PRL gnieździł się wyłącznie w postaci domniemanej. Ale zdążył wyżreć wielkie puste dziuple w spróchniałych mózgownicach. Na tych dziuplach, pustostanach kulturowych i intelektualnych – budują swoje racje ludzie Delfinarium (nie będę objaśniał, kto mnie czyta – ten wie).

Dziś jest rocznica ogłoszenia w Polsce i dla Polski – Manifestu PKWN. Oczywiście, nieistniejącego, bo przeniesionego na ruskich bagnetach. Pocytujmy fragmenty:

Rodacy!

Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego przystępuje do odbudowy państwowości polskiej, deklaruje uroczyście przywrócenie wszystkich swobód demokratycznych, równości wszystkich obywateli bez różnicy rasy, wyznania i narodowości, wolności organizacji politycznych, zawodowych, prasy, sumienia. Demokratyczne swobody nie mogą jednak służyć wrogom demokracji. Organizacje faszystowskie, jako antynarodowe, tępione będą z całą surowością prawa.

 Rodacy!

Kraj wyniszczony i wygłodzony czeka na wielki wysiłek twórczy całego narodu. Krzywdy zadane przez okupantów muszą być jak najprędzej naprawione. Własność zrabowana przez Niemców poszczególnym obywatelom, chłopom, kupcom, rzemieślnikom, drobnym i średnim przemysłowcom, instytucjom i kościołowi będzie zwrócona prawowitym właścicielom.

Rodacy!

Aby przyśpieszyć odbudowę Kraju i zaspokoić odwieczny pęd chłopstwa polskiego do ziemi, Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego przystąpi natychmiast do urzeczywistnienia na terenach wyzwolonych szerokiej reformy rolnej. (…) Natychmiast rozpocznie się odbudowa i rozbudowa instytucyj Ubezpieczeń Społecznych na wypadek choroby, inwalidztwa, bezrobocia oraz ubezpieczenia na starość. Instytucje Ubezpieczeń Społecznych oparte będą na zasadach demokratycznego samorządu. Wprowadzone zostanie nowoczesne prawodawstwo w dziedzinie ochrony pracy, rozpocznie się rozładowywanie nędzy mieszkaniowej.

Zniesione zostaną (…) znienawidzone zakazy, krępujące działalność gospodarczą, obrót handlowy między wsią i miastem. Państwo popierać będzie szeroki rozwój spółdzielczości. Inicjatywa prywatna, wzmagająca tętno życia gospodarczego, również znajdzie poparcie państwa.

Jednem z najpilniejszych zadań Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego będzie na terenach oswobodzonych odbudowa szkolnictwa i zapewnienie bezpłatnego nauczania na wszystkich szczeblach. Przymus powszechnego nauczania będzie ściśle przestrzegany. Polska inteligencja zdziesiątkowana przez Niemców, a zwłaszcza ludzie nauki i sztuki zostaną otoczeni specjalną opieką. Odbudowa szkół i szpitali zostanie natychmiast podjęta.

 

*             *             *

Jest oczywiste, że już niedługo po ogłoszeniu Manifestu macherzy polityczni – paskudnie przeinaczyli rzeczywistość polską. Ale jest też oczywiste, że macherzy polityczni po roku 1980 dorównali, a może nawet przelicytowali tych pierwszych.

Czy Manifest, deklarujący powszechną (dostępną dla wszystkich) edukację i takąż ochronę zdrowia, swobody gospodarcze, odbudowę państwowości polskiej, przywrócenie wszystkich swobód demokratycznych, równości wszystkich obywateli bez różnicy rasy, wyznania i narodowości, wolności organizacji politycznych, zawodowych, prasy, sumienia – czy taki Manifest tryumfalnie winniśmy odrzucić na pohybel „komunie” tylko dlatego, że „fachowcy” go przerobili na puste deklaracje?

Ja nie odrzucam dokumentu, odrzucam (i to nie od dziś przecież) fałszerzy projektu społecznego zawartego w Manifeście. Podobnie nie odrzucam pierwotnego, domyślnego projektu Rzeczpospolitej o numerze III – tylko odrzucam fałszerzy tego konceptu. Na koniec dziwię się, naiwnie, że koncept tzw. IV RP został zarzucony, leży w rowie, opodal wysypiska.

Niepotrzebna mi jest „tradycja” Kasztanki niosącej na grzbiecie Sanację. Niepotrzebna też mi jest najnowsza „tradycja” budowy Polski obezwładnionej „terapią szokową” i gwałconej po dziś, choć szok już powinien był minąć.

Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza. To co dookoła powstaje, od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy. Nienajlepsza codzienność, dodajmy, i nie adresuję tych słów wyłącznie do jednego, konkretnego „plemienia”.

To chciałem dziś przypomnieć, szczególnie rosnącemu w siłę Delfinarium.

Jan Gavroche Herman