Konwersja paradygmatu

2012-06-06 08:28

 

Często używam pojęcia „rwactwo dojutrkowe”, które – jak uzgodniliśmy z pewnym znanym profesorem – jest nieprzetłumaczalne na żaden ludzki język. Nie da się satysfakcjonująco dobrać słów angielskich, francuskich, niemieckich, rosyjskich czy hiszpańskich, tym bardziej chińskich czy hinduskich albo arabskich – które oddawałyby sens rwactwa dojutrkowego, który to sens Polak wyczuwa bezbłędnie.

 

Zatem dla pokoleń – objaśniam to pojęcie.

 

Gospodarowanie – to sztuka zarządzania dobrami, wartościami i możliwościami w taki sposób, by ich optymalny pakiet zarówno służył zaspokojeniu potrzeb (indywidualnych, zbiorowych, wspólnotowych, społecznych), jak też pożądanej reprodukcji owych dóbr, wartości i możliwości (owa reprodukcja nie zawsze musi oznaczać „wzrost”).

 

Każdy Gospodarz (czyli ktoś, kto gospodaruje na własny rachunek lub owo gospodarowanie mu powierzono) rozpościera swoje gospodarowanie na taki okres, na jaki przewiduje, że będzie swoją gospodarską rolę pełnił.

 

Ktoś natomiast, kto swoją filozofię „gospodarowania” zawsze opiera na „możliwie najkrótszym horyzoncie czasowym” – nie jest gospodarzem, tylko rwaczem dojutrkowym. Taki ktoś nie będzie podejmował długofalowych projektów, inwestycji, nie będzie uruchamiał procesów „probabilistycznych” (czyli takich, których skutek uzależniony jest od wielu okoliczności), nie będzie zaangażowany w odczytywanie nastrojów i oczekiwań społecznych, nawet w najbliższym otoczeniu-środowisku, z którym „obcuje cieleśnie”.

 

Taki ktoś wymaga zastanowienia się, czy dobrze robimy, czyniąc go powiernikiem-zarządcą dóbr, wartości i możliwości. Może się bowiem okazać, że ani zaspokojenie potrzeb, ani reprodukcja go nie interesują, tylko coś, co w skrócie definiuje się „skubnij i znikaj”.

 

Polski proces Transformacji-Modernizacji jako jedną z ważnych tendencji uruchomił skupianie się tzw. przedsiębiorczości na rwactwie dojutrkowym. Na każdym kroku pojedynczy obywatele (naturalna żywotność ekonomiczna) oraz przedsiębiorcy (rozwiązywanie problemów społecznych na własny rachunek i ryzyko), od prawie 23 lat, doświadczają, że gospodarowanie wiąże się z uciążliwościami ponad miarę, niekiedy celowo generowanymi przez rozmaite grupy interesów, a rwactwo dojutrkowe ma zawsze i wszędzie „zielone światło”.

 

1.      To dlatego gminy ustawiają tysiące fotoradarów, udając, że chcą w ten sposób poprawić bezpieczeństwo ruchu, a w rzeczywistości zasilają (poważnie) swoje budżety, z troską obserwując, jak niekiedy kierowcy rzeczywiście wyhamowują (wtedy dochód gminy i „radarousługodawców” spada);

2.      To dlatego namnożyło się nam rozmaitych „kanarów, rewidentów, kontrolerów”, którym zależy na czymś odwrotnym, niż deklarują oni i ich mocodawcy: im więcej przepisów złamanych, tym więcej osób i podmiotów „przyłapanych”, zatem w interesie „łapaczy” jest rosnące łamanie przepisów, norm, standardów;

3.      To dlatego banki, ubezpieczalnie i pożyczkodajnie masowo zasypują szaraków nadzwyczajnymi ofertami (tzw. produktami), które w rzeczywistości są pułapkami na obywateli i przedsiębiorców, wyposażonymi w tzw. „więcierze mętne” (znów pojęcie nieprzetłumaczalne), obliczone na to, że ofiara weń wpadnie i zamiast spłaty rat – będą bulić rozmaite kary i odsetki wielokrotnie przekraczające ów znakomity „produkt”;

4.      To dlatego „przemysł windykacyjny”, obstawiany głównie przez komorników, sądy (wydające usłużnie nakazy zapłaty bez sprawdzania), specjalne firmy łupieskie (nie liczące się z żadnym prawem) preparuje długi, zawsze doprowadzając do tego, że za każde 100 – ich ofiara musi zapłacić 1000, albo 2000, przy czym liczba firm łupieskich rośnie, co daje do myślenia, ba, nawet policja i inne służby rozliczane są z „przerobu” polegającego na ilości i sumarycznej wielkości nałożonych mandatów, zdartych z ludzi kar, zasądzonych grzywien, itd., itp.;

5.      To dlatego urzędnicy, od których cokolwiek zależy los obywateli i przedsiębiorców, skłonni są do zachowań identycznych jak windykatorzy: łapówki, podstawianie nóg, „prawo obyczajowe”, zapędzanie delikwentów w sieć proceduralną, częstość „oczywistych pomyłek”, obowiązek gromadzenia przysłowiowych stert załączników i oświadczeń oraz potwierdzeń z pieczątkami;

6.      To dlatego infrastruktura w Polsce ma średni wiek (amortyzacja księgowa) 40 lat, co oznacza, że obok unijno-dotacyjnych enklaw nowoczesności mamy rozległe „zadupie infrastrukturalne”, drogie w eksploatacji i niesprawne, awaryjne, niebezpieczne, za to dające pole do popisu komercyjnym rwaczom (najlepszym przykładem – telekomunikacja, drogownictwo, kolej, melioracja, rozwiązania antypowodziowe, media w każdym znaczeniu tego słowa);

7.      To dlatego trudno jest rozbić tzw. Zatrzaski Lokalne, czyli dzielnicowe, miasteczkowe, powiatowe, gminne układziątka (nepotyzm środowiskowy, ręka rękę myje, szara hierarchia pobierania myta), dzielące społeczność na „swoich”, na „jeleni” i na „podskakiewiczów”: pierwsi zawsze wyjdą na swoje, nawet jeśli żyją niepraworządnie i podle, zaś ci ostatni zawsze zostaną odesłani „do piachu”, tym bardziej, im więcej i słuszniej krytykują;

8.      To dlatego kwitną tzw. agencje pracy tymczasowej („skumane”  w kartelowej sieci), które działają w brew swojej nazwie, a w których chodzi o to, by pracownik był trwale uzależniony od widzimisię pracodawcy, bez żadnych praw wynikających z tzw. prawa pracy, bez możliwości skutecznej reakcji na łamanie prawa pracy, prawa karnego, cywilnego, bez szans na zwycięstwo w sporze z pracodawcą;

9.      To dlatego przedmiotem troski „ekonomistów” i „działaczy gospodarczych” jest nie rozwój Kraju i Ludności (w wersji lokalnej, regionalnej, państwowej), tylko własny Budżet, i to tylko w tej części „poza obowiązkowymi odpisami”, bo tylko tą częścią zarządzają oni praktycznie bez kontroli;

10.  To dlatego rozkwitają w Polsce tzw. instytucje parabudżetowe oraz tzw. koncesjonowane organizacje pozarządowe, które prowadzą w rzeczywistości działalność komercyjną w formule „kapitalizm budżetowy”: pod pretekstem szlachetnej działalności pro publico bono maksymalizują swoje budżety pozostające praktycznie  poza kontrolą, oblepiając swoimi interesikami budżety państwowe i „samorządowe”;

11.  To dlatego możliwa jest „twierdza konstytucyjna”, za murami której kilkaset osób najważniejszych w państwie oraz tysiące ich władyków i janczarów (Nomenklatura) stworzyła sobie zupełnie odrębny świat, zabezpieczony immunitetami, tajemnicami, certyfikatami, dostępami, tytułami, w którym prowadzą życie w zupełnej abstrakcji od rzeczywistości, sięgając po ową rzeczywistość tylko po to, by „demokratycznie” legitymizować swoją odrębność i nietykalność, w kampaniach zwanych wyborami, choć wyborami one nie sa na pewno;

 

Aby tych 11 wymienionych pól rwactwa dojutrkowego funkcjonowało sprawnie (a to przecież dalece nie wszystko) – tworzy się wielką machinę państwową, złożoną z prawa, służb, armii, policji, dyplomacji, norm, standardów, procedur, certyfikatów.

 

Jeśli przeanalizować „rozwój” polskiej państwowości w okresie Transformacji-Modernizacji, a zwłaszcza kolejne ustawy (lepka maź legislacyjna) i kolejne instytucje-organy-służby-urzędy – widzimy, że stoją one wciąż pod znakiem „pogody dla rwaczy dojutrkowych”, którzy otrzymują coraz więcej swobody, coraz więcej „urzędowej wiarygodności”, coraz więcej kuriozalnych uprawnień wobec obywateli i przedsiębiorców, coraz więcej gwarancji bezkarności własnej, coraz więcej ciepełka, które to ciepełko jest w deficycie tam, gdzie mamy do czynienia z rzeczywistą gospodarnością.

 

Nie ma takiej gospodarki, która jest w stanie trwale funkcjonować „pod takim” paradygmatem. Zielonowyspowość Polski polega na tym, że rwactwo dojutrkowe żyje z odsysania, drenażu możliwości Kraju i Ludności. Na pijawkowym, jemiołowatym karmieniu się mniejszości i statystyk kosztem ogółu. Polska staje się (stała się) zielonym balonem, który od dawna wystarczy już tylko ukłuć lekko, aby ukazał swoją bezbrzeżną pustkę.

 

Czym w rzeczywistości żywi się zielonowyspowa Polska?

A.     Wysysaniem wszelkich rezerw z przedsiębiorców i obywateli (nie tylko oszczędności, ale też materialny dorobek);

B.     Rabunkową i grabieżczą eksploatacją zasobów naturalnych i dóbr publicznych (w tym infrastruktury);

C.     Dotacjami z funduszy zewnętrznych (np. unijnych);

D.     Wyczerpywaniem tzw. kapitału ludzkiego: obniżanie kondycji zdrowotnej ludności, spadek zaufania wzajemnego, wtórny analfabetyzm obywatelski, itd., itp.;

E.      Statystykami, stawiającymi na odczytywanie przepływów finansowych, a nie na analizowanie ich rzeczywistej treści (rwactwo w tych statystykach zajmuje coraz większą przestrzeń);

F.      Zapaścią gospodarczej bazy wyjściowej (patrz: infrastruktura krytyczna, w tym majątek decydujący o poziomie cywilizacyjnym, systemy mające usprawniać funkcjonowanie codzienne, systemy awaryjne, sygnalizacyjne, kryzysowe);

 

Jest oczywiste, że każde ze wskazanych „koryt” musi się wyczerpać: jedynie naturalna żywotność ekonomiczna oraz przedsiębiorczość mają zdolność do samoistnego odradzania się, a i to w coraz bardziej zdegenerowanej, patologicznie aspołecznej postaci.

 

Zrozumiemy to wszystko – kiedy po spazmach zwanych „buntami, rozruchami, warcholstwami, rewolucjami” – przyjdzie nam odwrócić kierunek jazdy mniej więcej w prawidłową stronę: wtedy dopiero jak na dłoni otrzymamy ogrom spustoszeń transformacyjno-modernizacyjnych.

 

No, ale na razie mamy igrzyska…