Komu straszna IV RP…?

2013-05-20 09:42

 

Rzeczpospolita, zapisana w najnowszej historii Polski pod numerem CZWARTYM, jest dziś równie wyklęta, jak socjalizm domniemany wdrażany w czasach zupełnie nieponumerowanych, jakby ich nie było (choć PRL była, słowo honoru!). Trochę to dziwi, bo swego czasu pojęcie to cieszyło się podobno wzięciem nie tylko w PIS, ale też np. w PSL czy nawet PO. Jest jednak faktem, że jedynie PiS trzymało się pomysłu pryncypialnie, ogłaszając nawet „wytyczne” do ewentualnej nowej Konstytucji.

Przytoczmy trzy wypowiedzi:

  1. Jarosław Kaczyński: „Można powiedzieć: III Rzeczypospolita nie wypełnia swojego elementarnego obowiązku i jeżeli to będzie trwało nadal, to z całą pewnością prędzej czy później przyjdzie czas, w którym będzie potrzebna Rzeczypospolita IV” (wystąpienie sejmowe, 18 lutego 1998) – cytuję za Kataryną „Kto rzucił hasło IV RP”;
  2. "Polska potrzebuje zmian ustrojowych usuwających patologię instytucji PRL - dawnych służb specjalnych, dominacji układów branżowo-resortowych, marnotrawnych funduszy państwowych czy wreszcie rozwijających się po roku 1989 korupcyjnych powiązań gospodarczo-politycznych" (Manifest Konserwatystów, Krajowy Komitet Konserwatywny pod wodzą Rafała Matyji);
  3. Paweł Śpiewak: "Wiele wskazuje na to, że III Rzeczpospolita wyczerpała swoje możliwości samonaprawy. Czas zacząć myśleć o IV Rzeczypospolitej" ("Koniec złudzeń", Rzeczpospolita, 23 stycznia 2003);

Najbardziej konsekwentnie o projekcie „nowej redakcji ustrojowej” pisał w swoich pracach „człowiek-orkiestra” (politolog, naukowiec, dziekan, publicysta, urzędnik państwowy, badacz ustroju-systemu, piewca samorządu, doradca), Rafał Matyja (patrz: wspomniane w Pedii jego artykuły: Równi i równiejsi. Rzecz o związkach zawodowych w Polsce (wraz z K. M. Ujazdowskim), Warszawa 1993, Przywództwo państwowe czy administrowanie, [w:] Dobry i sprawny rząd, Kazimierz M. Ujazdowski (red.), Warszawa 1997, Ordynacja przeciw niezaplanowanej rewolucji, [w:] Nowa ordynacja wyborcza, A. Wołek (red.), Warszawa 1999, Myśl polska wobec cywilizacji komunizmu, [w:] Antykomunizm po komunizmie, J. Kloczkowski (red.), Kraków 2000, Narodowa czy państwowa? Spór o kształt polityki polskiej w XX stuleciu, [w:] Narody i historia, A. Rzegocki (red.), Kraków 2000, Trzecia Rzeczpospolita – kłopoty z tożsamością, [w:] Państwo jako wyzwanie, A. Rzegocki (red.), Kraków 2000, Demokracja postkomunistyczna, czyli o niedostrzeganym aspekcie systemu wyborczego, [w:] Zmiana ordynacji wyborczej?, A. Wołek (red.), Kraków 2005, Konserwatyzm i religia w praktyce politycznej Trzeciej Rzeczypospolitej, [w:] Religia i konserwatyzm: sprzymierzeńcy czy konkurenci?, P. Mazurkiewicz, S. Sowiński (red.), Wrocław 2004, Przywództwo i instytucje, [w:] Budowanie instytucji państwa 1989–2001. W poszukiwaniu modelu, Warszawa 2004, Solidarność – przerwanie polskiej tradycji insurekcyjnej?, [w:] Póki my żyjemy… Tradycje insurekcyjne w myśli polskiej, J. Kloczkowski (red.), Warszawa 2004, System polityczny Trzeciej Rzeczypospolitej, [w:] Nauka o państwie, P. Kaczorowski (red.), Warszawa 2006, Gabinety polityczne: niedostrzeżona szansa, [w:] Gabinety polityczne. Narzędzia skutecznego rządzenia, D. Bach-Golecka (red.), Kraków–Nowy Sącz 2007; Państwowość PRL w polskiej refleksji politycznej lat 1956–1980, Kraków 2007.

Najgrubsze znane mi tomisko traktujące o patologiach III RP i konieczności ich usunięcia z ustroju-systemu, wyszło spod pióra Andrzeja Zybertowicza, Profesora UMK, dorady Prezydenta L. Kaczyńskiego („Pociąg do Polski. Polska do pociągu”). Z recenzji: „Początek XXI wieku. Zapętlona lustracja. Podmiotowość Polaków ograniczona do konsumpcji. Zwodnicza dyktatura normalności. „Nie ma nawet cienia Układu”. Nakaz utrzymywania bezmyślności. Polska przed i po 10/04. Potępienie dociekliwości. „Agentura wpływu to byt fikcyjny”. Demontaż polskości. Rywinland zmienia się w Tuskokraj - czyli wolność słowa dla Michnikowszczyzny”.

Jeszcze wrócę do tych publikacji.

Żeby pisać o IV RP, trzeba dwoma słowami zaczepić dwa inne zagadnienia:

  1. Pierwszym z nich jest sposób, w jaki „przywrócono” w Polsce „rzeczywistość rynkową”;
  2. Drugim z nich jest wyobrażenie najszerzej pojętej lewicy o rządach i Państwie;

Jeśli przez pojęcie RYNEK rozumieć przestrzeń gospodarczą, albo społeczną czy polityczną, w której swobodnie, podmiotowo, suwerennie, bezpośrednio, w swoim imieniu działają wedle autorskich projektów i takichż decyzji podmioty rozmaite co do wielkości, wewnętrznego zorganizowania, tematów programowych, formuły prawnej, mogące swobodnie ze sobą konkurować lub jednoczyć się na stałe albo chwilowo, do tego wobec prawa są sobie równe – świat dla nas zaprogramowany i wdrożony po 1989 roku ani przez chwilę nie miał nic wspólnego z Rynkiem. Bo system-ustrój nazwany III Rzeczpospolitą został wprowadzony poprzez działania „na krawędzi”: wbrew programowi powszechnej samorządności autorstwa siły politycznej legitymizującej rząd T. Mazowieckiego, wbrew programowo-ustrojowym ustaleniom Okrągłego Stołu, wydaje się też, że poza pełnym rozeznaniem samego Premiera, nie mówiąc już o głosujących parlamentarzystach (jedynie R. Bugaj, A. Małachowski i K. Modzelewski ostrzegali Izbę przed terapią szokową). Ostatecznie III Rzeczpospolita stoi na filarach, którymi są Nowa Nomenklatura Mieszana (partyjno-ludowo-solidarnościowa), Pentagram (mega-biznes, mega-służby, mega-media, mega-polityka, mega-gangi), Zatrzaski Lokalne (gminne, powiatowe, wielkomiejskie zmowy nastawione na rabunkową eksploatację Kraju i Ludności, zarządzane „wewnątrz” przez kliki i koterie, „z zewnątrz” przez kamaryle o znaczeniu krajowym), Instrukcje Kontynentalne i Globalne (MFW, Bank Światowy, bankowe kluby wierzycieli, USA, UE-Niemcy, słabnąco Watykan, pośrednio Rosja). „Demokracja” stała się narzędziem w rękach upartyjnionych kamaryl, grających ze sobą na śmierć i życie o Kraj (i jego zasoby oraz możliwości) za plecami Ludności, za to na jej rachunek.

To, co w Polsce uchodzi za lewicę, składa się z czworga fenomenów nie umiejących się nijak porozumieć: Lewica Zwana Postkomunistyczną (koncesjonowaną), której liderują do dziś liderzy PZPR dawno odesłanej do historii, w grze parlamentarnej eksploatująca energię i idee drobniejszych ugrupowań, Związki Zawodowe (podzielone na dwie zasadnicze frakcje: etatystyczną pod przywództwem OPZZ i chadecką pod przywództwem NSZZ Solidarność wokół obu frakcji jest cały ruch związkowy), Lewica Flibustierska (złożona z grup licznych, skłóconych, rozproszonych, bardziej lub mniej radykalnych w działaniu i słownictwie, bez zaplecza społecznego, pośród których najwięcej „siły” ma Sierpień’80, a najwięcej do powiedzenia ma Krytyka Polityczna, ale nie ma w tym żywiole siły przewodniej) oraz Sfrustrowana Krzywda (siły odwołujące się do coraz mniej rozumiejącej Ludności, ponoszącej największe ofiary Transformacji-Modernizacji, ale słabnącej w swym pojmowaniu procesów, w obywatelstwie, w postawie wobec systemu-ustroju: ostatnio wyrazem politycznej emanacji tego nurtu jest Ruch Oburzonych, pstrokato wielobarwny i nieco folklorystyczny). Ta lewica – jeśli doszukiwać się w niej czegoś wspólnego – jednoczona jest poszukiwaniem rzeczywistej bazy społecznej, na czele której mogłaby stanąć (przykładowo: PO jest rzecznikiem biznesu, PSL jest polityczną reprezentacją konserwatywnej prowincji gospodarskiej, PiS reprezentuje konserwatyzm parafialny): ani żywioł proletariacki (coraz liczniejsi skrajnie wykluczeni), ani nosząca w sobie jako-taką inteligencję polityczną młodzież czy (nomen-omen) inteligencja – nie są w stanie wypracować dwóch-trzech projektów uniwersalnych, jednoczących lewicę: w tej sytuacji polityczną, nie rzeczywistą rolę lewicy skupiającej głosy proletariackie pełnią na zmianę (kuriozum!) lewica „postkomunistyczna” (mająca na sumieniu posunięcia antyproletariackie) i PiS, mające za sobą bardzo, bardzo autorytarne próby rządzenia.

Należę do tych, którzy nie są – lekko powiedziawszy – zachwyceni całym procesem transformacyjnym, którzy (chyba skutecznie unikając płytkiego „nie bo nie”) odmawiają legitymizacji zarówno ugrupowaniom wdrażającym „uśrednione pragmatycznie” rozwiązania ustrojowe na szkodę Kraju i Ludności (to już zaczyna być oczywiste nie tylko dla wąskiej grupy krytyków), jak też medialnym i lobbystycznym apostołom tej rzeczywistości, a ostatecznie formułują konstruktywne projekty na przyszłość, coraz bardziej nieuchronnie naznaczoną społecznym wybuchem, konfliktem Społeczeństwa z Państwem i jego systemem-ustrojem.

Należę też do tych, którzy odmawiają poparcia ludziom mającym naturę hunwejbinów, janczarów, autorytarnych głosicieli hasła „cel uświęca środki”, nie mającym kwalifikacji do rządzenia nawet czymś niewielkim, którzy w dodatku mają w głębokim poważaniu rosnącą połać społeczeństwa „oddolnego”, w którego imieniu i na rzecz którego – tak głoszą – działają. Symboliczne nazwiska w tej „kategorii” ludzi podłych, obleśnych, parszywych i po prostu małych – to Delfin, Agent T., prokurator M.W., macher Jacek Olgierd K.: bo potrafię zrozumieć ludzi bezkompromisowych i zajadłych, choć nie z mojej bajki, którzy coś jednak sobą reprezentują i dają temu wyraz, do tego mają jakąś klasę, nawet jeśli w publicznej debacie stanę przeciw ich racjom – ale te akurat postacie (podkreślam, symboliczne) – to najpodlejsza rasa polityczna, której trzeba unikać choćby w trosce o swoje zdrowie psychiczne i kondycję swojego gniazda, np. rodzinnego. Oczywiście, nie bez winy jest tu „główny etatowiec” PiS, jednak warto zauważyć osobisty, twórczy wkład tego towarzystwa w skompromitowanie konceptu IV RP.

Moje rozumienie projektu Czwartej Rzeczpospolitej (podkreślam, moje, autorskie) jest następujące:

  1. Uruchomić procesy budujące w społeczeństwie polskim Samorządność i Obywatelskość, i to nie w postaci „zadekretowania” tylko w rzeczywistych rozwiązaniach, na przykład dając zorganizowanej samorządnie Ludności rzeczywistą kontrolę nad dobrem wspólnym (Regalia), procesami gospodarczymi i politycznymi;
  2. Pociągnąć do odpowiedzialności – personalnie – albo przynajmniej rzetelnie zbadać i ogłosić „wkład” tych, którzy pod pozorem wyborów i mianowani uzurpują sobie (od 25 lat) uprawnienia do woluntarystycznego decydowania o losie Kraju i Ludności, przyczyniwszy się do wieloaspektowej zapaści obojga;
  3. Uniezależnić Polskę od wrażych wpływów tzw. Zagranicy: tu nie chodzi o fobię antyeuropejską, antyrosyjską, anty-amerykańską czy polonocentryczną, ale o realizację projektu ONZ, który jest projektem „multinarodowym”, ale prawem kaduka realizowanym w formule „multipaństwowej”;
  4. Dokonać rzetelnej oceny dorobku III Rzeczpospolitej, odgraniczając to co jest oczywistym skutkiem równie oczywistych starań w ramach Naturalnej Żywotności Ekonomicznej i ludzkiej Przedsiębiorczości od tego, co jest wynikiem „starań” Parlamentu, Rządu, Nomenklatury: najpoważniejsze patologie i fatalne procesy poddać społecznemu osądowi, z konsekwencjami personalnymi (oczywiście, uniknąć praktyk z arsenału „dyktatury proletariatu”);
  5. Wypracować kilka(naście) projektów o charakterze narodowym (w tym niewątpliwie powinien tam być projekt żywnościowy, projekt technologiczny i projekt wspólnotowo-gromadniczo-wzajemniczo-spółdzielczy), dający Ludności i Krajowi, w szczególności łaknącej szans młodzieży i degradowanym warstwom wykluczonych podstawę podmiotowego wpisania się w Historię Polski;

W tym kontekście postulaty IV RP przytoczone w Pedii wydają się zrozumiałe i oczywiste, skoro ów mega-projekt polityczny zakładał:

  • odnowę moralną w życiu publicznym;
  • oparcie o tradycje narodowe i demokratyczne;
  • odbudowę zaufania społecznego do instytucji państwa, prawa, parlamentu, administracji, rynku gospodarczego;
  • konieczność stworzenia od nowa wielu praw i instytucji, likwidację zbędnych urzędów;
  • zwalczanie przez władze korupcji;
  • likwidację komunistycznej agentury w służbach specjalnych;
  • szczególną opiekę prawną nad rodziną jako podstawową instytucją życia społecznego;
  • solidarność społeczną (hasło "Polski solidarnej" w opozycji do tzw. "liberalnego eksperymentu");
  • nadrzędność polskiego prawa konstytucyjnego nad międzynarodowym;

Mam nadzieję, że da się jeszcze w Polsce odróżnić powyżej sformułowaną IDEĘ od doświadczonego (i wciąż doświadczanego) przez nas WYKONANIA, a samą Ideę ocenić jako nie-utopijną. Dla mnie oznacza to, że trzeba poszukiwać (może wykreować) takiej siły politycznej, a właściwie takiego „ducha”, który jest w stanie wziąć się za bary z III RP. Być może niekoniecznie czerpiąc z tego, co oferuje aktualna karuzela polityczna.