Komplementarność czy zmagania

2012-09-18 08:18

 

Obywatel-Samorząd-Państwo: serce i rozum podpowiadają, że taka jest hierarchia podmiotowości publicznej, społecznej.

  1. Człowiek-Persona jest animatorem i zarazem „oczkiem w głowie” wszelkich rozwiązań publicznych. „Ma się kręcić” wokół niego, co oznacza, że jeśli ludzi jest pięcioro w jakiejś wspólnocie – to każde z tych pięciorga jest równorzędnym, równie ważnym, równie atrakcyjnym mikro-uniwersum, a wszelkie nierówności powinny być skutkiem wyłącznie uzgodnień i mieć charakter zadaniowo-chwilowy, powinny być też odporne na różnice co do płci, wieku, sprawności motorycznej, wydolności umysłowej, wyglądu, rasy, światopoglądu, ideologii, orientacji politycznej, seksualnej, ukorzenienia kulturowego, środowiska macierzystego, stanu rodzinnego, itd., itp.;
  2. Samorząd – to wciąż odnawialne porozumienie wspólnotowe (nie społeczne, nie zbiorowe, tylko wspólnotowe), podejmowane i zawierane przez całkowicie wolne Persony, abstrahujące od jakiegokolwiek uwikłania ograniczającego swobodę wyboru i decyzji (np. rodzinnego, biznesowego, albo opartego na przemocy-przymusie). Z punktu widzenia Osoby samorząd oznacza, że jakaś – dowolnie i suwerennie wskazana – część codzienności (profanum) i wzniosłości (sacrum) deleguje ona do wspólnotowego „zarządzania i uzgadniania”. Wspólnotą nazwijmy tu organizm społeczny, dla którego spoiwem jest możliwie najsilniejsza empatia wzajemna uczestników, w której bezpośrednia kontrola społeczna oznacza życzliwe „rozeznane” wzajemnie swoich trosk, problemów, pasji, zainteresowań oraz na gotowości niesienia sobie wsparcia, na bezwarunkowej gotowości kooperacyjne;
  3. Państwo – pomijając oficjalne definicje prawne czy naukowe – to delegatura i zarazem powiernik samorządowego „tygla”, przyjmujący na siebie jednorazowo (lub odnawialnie) zadania ustanowienia powszechnego ładu, opartego na optymalnym wyważeniu wyborów, decyzji i interesów samorządów dokonujących aktu powierzenia. Co oczywiste, Państwo tak rozumiane jest rozliczane z wykonania zadań szczegółowych oraz z ładu, jaki ustanawia. W żadnym wypadku samo Państwo nie jest ośrodkiem kluczowym, władczym, wyalienowanym wobec samorządów czy Osób. Struktura państwa jest elastyczna, dopasowana do pakietu aktualnie powierzonych zadań;

Powyższa, trój-akapitowa utopia – nie musi być utopią. W każdym razie zmorą, przekleństwem i patologią społeczeństw jest sytuacja, w której wyalienowane Państwo (wyobcowane i przemożne) samo siebie ustawia w roli „oczka w głowie”, Rację Stanu definiuje jako najważniejszą, samorządy (terytorialne, branżowe, środowiskowe, itd.) przeistacza w swoje „wysunięte placówki” (swoiste faktorie gospodarcze i posterunki żandarmeryjne oraz agentury inwigilacyjne), zajmuje się głównie propagandą siebie samego, a Obywatela traktuje jak swoją własność i zniewala go wszelkimi sposobami z arsenału manipulacyjnego, jednocześnie kując sobie „opancerzenie” na wypadek, gdyby „wola ludu” upomniała się o swoje.

Powiadają, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Rzecz w tym, że swoista struktura opisana w powyższych akapitach stawia człowieka (obywatela) na czele procesów społecznych, Państwo zaś stawia w roli wykonawcy jego woli, to jest „woli zorganizowanej samorządowo”. Taka struktura jest (byłaby) komplementarna, wzajemnie dopasowana, bez większych starań. Kiedy jednak odwracamy role i na piedestale stawiamy Państwo – musi dojść do interwencji obywatelskich, wyniszczających i degenerujących ludzi, samorządy i samo Państwo.

Wszelkie pretensje osób do bycia Obywatelami są więc głęboko uzasadnione, i nawet jeśli tego nie deklarują – są w interesie ogółu, również tych, którzy popadli we wtórny analfabetyzm obywatelski. A kiedy obłudne Państwo powiada: ok., obywatelu, bądź sobie obywatelem, ale w ten sposób, że wesprzesz Państwo, którego jesteś trybem, reprodukuj jego autonowmiczne wobec ciebie interesy – to takie Państwo można już tylko posadzić na taczkę i odwieźć na wysypisko.