Kmiecizna

2014-08-05 08:01

 

Nie śledzę tego aż tak pilnie, wiem tylko z podręczników, że istniały takie „systemy prawne”, w których podstawą była stratyfikacja społeczna, np. według urodzenia. Np. dzielono ludzi na stany (kmiecie, mieszczanie, ziemianie, duchowni, patrycjusze), wedle płci (mężczyźni, kobiety, innych genderów nie zauważano), wedle wieku (dziecię, podrostek, pacholę, chłopiec, mężczyzna, starzec), wedle urodzenia (arystokraci, szlachta, pospólstwo), wedle majętności (golec, zagrodnik, kamienicznik, kupiec, fabrykant, feudał, fortunat), itd., itp.: niektóre stratyfikacje zazębiały się, inne nawet pokrywały się prawie 1:1.

Na to wszystko nakładano rozmaite kodeksy. Treścią tych kodeksów było „duży może więcej”, a także „co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”. Pan odebrał kmieciowi – nic się nie stało, ale kmieć podebrał z pańskiego pola – strata wielka, a i krzywda niemała. Zabić włóczęgę – jak splunąć, a jeśli przybysz zabił broniąc się – zbrodniarzem jest godnym tortur śmiertelnych a publicznych. Prawo pierwszej nocy: pan miał prawo „weryfikować” łóżkową przydatność kmiecej wybranki i uczynić ją niewiastą, ale nie daj boże służba zbliżyła się do buduaru szlachcianki… (choć, szczerze mówiąc, niebieska krew nieraz cichcem była podrasowywana czerstwym nasieniem, ale to już tajemnice rodowe są po wsze czasy). Bić żonę – to inaczej potwierdzać, że mi na niej zależy, bić męża – to popełniać grzech nieposłuszeństwa): pojęcie gwałtu małżeńskiego dłuuuuugo nie istniało, chyba że ona go podrapała w afekcie po twarzy.

A na przykład kodeks Boziewicza, jeszcze świeży (publikacja z 1919 r.): za osoby "honorowe" tzn. zdolne do pojedynku uważa się nie tylko szlachtę, ale również osoby z wykształceniem co najmniej średnim lub wykonujących zawody twórcze, a także sprawujących ważne funkcje społeczne ([...]W myśl tej zasady należy udzielić satysfakcji honorowej wieśniakowi, który jest posłem na sejm. - Art. 5).

Zauważam to wszystko, bowiem po moim wczorajszym „Liście otwartym do prawników” (TUTAJ) reakcje komentatorów wiele mówią o zaawansowaniu naszej kmiecizny:

  1. Przede wszystkim zauważano, że nie mam szans kopiąc się z koniem. Moja odpowiedź: szans na co? Mojego bloga czytają również moi przeciwnicy procesowi oraz sędziowie (oraz ich sympatycy i cisi nieżyczliwi), więc nie będę się tu wyrażał na temat mojego poglądu co do szans. Natomiast fakt, ze dokładam swoją cegiełkę do „banku bezeceństw, bezprawia, plugastwa i podłości” polskiego wymiaru sprawiedliwości – bezcenne i warte każdego zachodu, nawet jeśli ekonomicznie nieopłacalne;
  2. Co oczywiste, pojawia się określenie „pieniacz”. Otóż pieniacz wedle SJP to osoba z zamiłowaniem do wytaczania spraw sądowych, najczęściej o błahe sprawy lub mająca chorobliwą skłonność do dochodzenia rzeczywistych lub urojonych krzywd. Otóż w moim przypadku wszystko się zgadza, tylko trzebaby ująć z tej definicji słowa „z zamiłowaniem” oraz „urojonych”. Zamiast „zamiłowania” – konsekwencja. Zamiast „urojonych” – trzeba znaleźć słowo na krzywdy, nie dające się wycenić (a tego żądają sądy i egzaminują nieszczęśników, skąd akurat taka kalkulacja);
  3. Ludzie mający do czynienia z psychiatrią – całkiem poważnie i wielce życzliwie doradzają mi: nie bierz sobie tyle na głowę, bo zbzikujesz. Odpowiadam: już zbzikowałem, na co mam silne dowody, w postaci recept i skierowania na terapię. Ale też pytam ich: czy to, że ktoś mnie dopada, abym płacił nieistniejący, nie mój dług równowarty kilkuset średnim pensjom, oznacza, że w trosce o swoje zdrowie psychiczne mam odpuścić i pokornie płacić? Czy jeśli ktoś mi się wtarabania w niedzielę słoneczną na balkon, gasząc pożar, którego nie ma, a kiedy reaguję (bez używania broni, rąk i „słów”), nie przeprasza, tylko skarży mnie do sądu, a sąd popełniając przestępstwa skazuje mnie za wykroczenie – to ja mam udawać, że to normalka?
  4. Mam też kibiców, którzy jak przed telewizorem podpowiadają: prawe skrzydło na lewe, lewe na środkowe, tu przywal, tam uniknij. Ci są najfajniejsi, bo nie rozumieją, że oszuści, wydrwigrosze, ciemiężyciele, uzurpatorzy, z dziada państwo, sitwiarze, patologiczni złoczyńcy na urzędach, sobiepaństwo na stołkach – mnożą się, kiedy zwąchają klimat. Prędzej czy później zapukają do sypialni nawet tych najbardziej pewnych, że nic złego nie robią, więc nic złego ich nie czeka. Będzie jak w powiedzonku: przyszli po żydów – nie jestem żydem, nie reagowałem. Przyszli po czerwonych – nie jestem czerwony. Przyszli po rozpustników – ja żyję po bożemu. Przyszli po wykształciuchów – nie reagowałem. A kiedy przyszli po mnie – nie było już komu zareagować. Otóż całe to plugastwo pleni się, bo taki mamy ustrój. Rzeczywisty, realny: ten deklarowany jest całkiem inny;

Co dzień, od rana do wieczora, a nawet śpiąc, dajemy rozmaitym oszustom, wydrwigroszom, ciemiężycielom, uzurpatorom, z dziada panom, sitwiarzom, patologicznym złoczyńcom na urzędach, sobiepaństwu na stołkach – niezamierzane, ale skuteczne przyzwolenie na to, by nas traktowali jak kmiotków. Bo jest w nas odwieczna tradycja, że sprawy załatwia się po człowieczemu, a do „wójta” się chodzi w ostateczności i z pewną taką nieśmiałością. Bo – nie znając się na matematyce – wyczuwamy, jakie są statystyki procesowe. Bo obawiamy się łatki pieniacza. Bo kalkulujemy, że sprawa niewarta zachodu, niech się niesprawiedliwość pożywi niczym gównojad.

Właśnie na to liczą oszuści, wydrwigrosze, ciemiężyciele, uzurpatorzy, z dziada państwo, sitwiarze, patologiczni złoczyńcy na urzędach, sobiepaństwo na stołkach. I na to, że zanim się zorientujemy, że to jest ich celowe, systemowe, ustrojowe, cyniczne, bezczelne, niejako „zawodowe” działanie – będzie za późno.

Tu chcę ogłosić szczególne prawo społeczne: dla żartu nazwę je SPiSH (śpisz): Szczególne Prawo Inercji Społecznej Hermana. Prawo to mówi o tym, że wbrew pozorom nie opłaca się oddawać pola temu co złe, nawet w drobnych sprawach. Oddawanie swoich dóbr (materialnych i moralnych) rozmaitym szubrawcom, arcyłotrom, łachudrom, gnidom, łajzom, ścierwojadom, nikczemnikom, łapserdakom, drapichrustom, gagatkom, ladacom, kanaliom, niegodziwcom, gnojkom, obrzępałom, nikczemnikom, mydłkom, śmierdzielom, wywłokom, wszarzom, szujom, gównojadom, skunksom, pętakom, nicponiom, mendom, kreaturom, draniom – to właśnie owo niezamierzane, ale konsekwentne przyzwolenie.

Firma Polkomtel ma taki zwyczaj, że do każdego odbytego i nieodbytego połączenia Plus dodaje 1 sekundę sprzed rozmowy i jedną po rozmowie. Dwie sekundy. Kilka milionów abonentów, drugie tyle „na kartę”. Każdy po 10 rozmów dziennie. To jest kilkadziesiąt milionów złotych dziennie! Takich numerów – wykonuje dziennie dziesiątki tysięcyrazy kilka tysięcy firm, urzędów, organów, służb, zarządów. No, warto odpuścić czy warto się upomnieć?

Sędziowie, adwokaci, prokuratorzy, radcy, komornicy, urzędnicy, policjanci, inspektorzy, kontrolerzy, skarbownicy, szemrani biznesmeni (rwacze dojutrkowi) – i całe to tałatajstwo, nie zawsze biegłe w rachunkach – doskonale wyczuwa, jakimi jesteśmy w rzeczywistości kmieciami, wiedzą, że tylko nieliczni zauważą, a spośród nich jeszcze bardziej nieliczni zareagują, a spośród nich zaledwie całkiem pojedynczy osobnicy wytrzymają (doprowadzą sprawę) do końca. Na tym to polega. W związku z tym owi nieliczni dostają taki „wpierdziel” w różnych postępowaniach o swoje słuszne racje, aby ci „cichsi” utwierdzili się w przekonaniu, że nie warto podskakiwać. Przede wszystkim odbierają nam „zdolność honorową”, czyli podważają na każdym kroku nasze oczywiste obywatelskie prawa, sobie zaś przypisują prawa nadludzkie. Chyba nie muszę sypać przykładami, w postaci immunitetów, nie-odwoływalności, „miał prawo tak postanowić (sąd, urząd, policjant, kontroler)”, „nie jest stroną”, itd., itp.

Rzecz w tym, że jeśli poważnie traktuję pojęcie demokracji i swoje obywatelstwo – to w tych sprawach MAM OBOWIĄZEK MORALNY być pryncypialnym i nie ustępować. W demokracji „każdy ma zdolność honorową”, niezależnie od płci, wieku, rasy, zamożności, wykształcenia, narodowości, wyznania, poglądów, miejsca zamieszkania, stanu cywilnego, itd., itp.

Nie przyłożę ręki do użyźniania ustroju-systemu ludzką niedolą, krwawicą, cierpieniami, niesprawiedliwością, przyzwalając na nią, zniechęcając tych, co się upominają. Kto zaś nazywa to zbzikowaniem czy pieniactwem – niech trwa w swoim kmiecym dekownictwie, i tak – pożarłszy takich jak ja – prędzej czy później zjedzą ich na deser. Bo ta bestia jest nienasycona i trzeba jej te wciąż odrastające lepkie łapy, wredne sumienia i nieczyste intencje ucinać tuż przy ogonie.

Tak na marginesie: no, powiedz, wyborco, będziesz jesienią głosował na uzgodnionego lokalnie sąsiada, znajomego, współmieszkańca – czy na listę podaną przez krajowych bonzów poprzez media? Albo na tego, co już rządzi milion lat, bo nie ma co się szarpać, choć on łobuz jest? Myślisz, że tak „wybrani” magicy uszanują twoje prawa i zmienią coś w sprawach, o których tu piszę? Jaki z ciebie obywatel?